7 krasnoludków staje w szranki z 5 doborowymi niemiecki dywizjami strzelców górskich i oddziałem SS (to jest około 50 000 ludzi). Naszym dzielnym wojakom pomaga przepiękna Królewna Śnieżka o Kryptonimie Beowolf. Brytyjscy komandosi wyposażeni jedynie w plastikowe Thomsony masakrują wybiegających gęsiego pod lufy karabinów, kompletnie zdezorientowanych podstępnym atakiem, niemców. Po czym w środku ultra-wyczochranej-epickiej bitwy robią sobie przerwę, żeby uważnie przestudiować super-extra-mega-tajne pudełko. Tylko śledzie nie chciałyby zobaczyć puenty tych HEROES'ich zmagań. Power Rangers się chowają. Ta wesoła gromadka, praktycznie prawie sama wygrała wojnę.
Nie wiem, czy o to chodziło, ale odpowiedź będzie serio.
Istotą działań dywersyjnych jest brak wiedzy strony dążącej do panowania nad terenem nad miejscem pobytu dywersantów (mamy to też w konfliktach asymetrycznych jak w Iraku czy Afganistanie). Stąd większość żołnierzy dozoruje potencjalne drogi poruszania się przeciwnika i nigdy nie weźmie udziału w walce. Ponadto liczebność dużych jednostek w działaniach zaczepnych (a takimi jest gonitwa po górach za grupką lepiej wyszkolonych od przeciętnego żołnierza dywersantów) nie przekłada się na tzw. bagnety, czyli liczbę żołnierzy bezpośrednio biorących udział w walce. Do tego ukształtowanie terenu i pomoc miejscowych lepiej znających teren daje przewagę.
Nie mniej film jest przeciętny...