Taka prosta nadzieja nasuwa mi się po lekturze książki Davida Granna na której oparto scenariusz filmu. Bo nie na podstawie filmu, który w przeciwieństwie do książki, jest mało wymowny, mało przejrzysty, czasem chaotyczny, mało chronologiczny i trudno do końca zrozumieć o co chodziło z dramatem Indian Osagów.
Może nawet większym dramatem jest świadomość na jakiej podłości, chciwości, dzikich rządach i brutalności zrodziła się najpotężniejsza europejska kolonia świata. A jeśli wziąć pod uwagę wszystko co zrobili rdzennej ludności biali kolonialiści - to jest niebywała wręcz zbrodnia. Patriotyczne "Jestem dumnym Amerykaninem" brzmi dziś wręcz jak kpina z losu setek tysięcy, może milionów ludzi, których złożono na ołtarzu budowy demokratycznego imperium. Nie chodzi o to, żeby karać dziś Amerykę, tylko o świadomość ile ludzkiej krzywdy wyrządził współczesny globalny strażnik wartości humanitarnych i nigdy nie poniósł z tego tytułu konsekwencji. To przykre i wstydliwe uczucie.