SPOILER. I to jest chyba największy problem tego filmu. Od początku starałem się znaleźć taką prawą postać z którą mógłbym przejść przez tą historię. Pierwszym wyborem był Ernest ( weteran wojenny) , lecz szybko okazało się że jest złodziejem , hulaką i pozbawionym skrupułów mordercą ( choć wierzyłem na jego przemianę do końca ) . Drugą taką osobą była jego żona Mollie, lecz była ona zbyt uległa i naiwna , nie miała żadnego wpływu na przebieg wydarzeń. Dopiero w drugiej części filmu został nim szeryf federalny wysłany przez E. Hoovera do zbadania całej sprawy. Lecz jakiż z niego bohater . Typowy stróż prawa wykonujący swoje obowiązki.
Druga rzecz która nie daje mi spokoju. W miasteczku Fairfax na potęgę morduje się Indian. I to nie tych przeciętnych którzy i tak wielu praw nie mają , lecz tych bogatych , spadkobierców fortuny naftowej ( przeważnie młode kobiety). Nawet dochodzi do wysadzenia budynku . Ginie detektyw zajmujący się tymi zbrodniami. Ginie człowiek wysłany po pomoc do Washingtonu. Wszystkie te przestępstwa są tuszowane przez władze miasteczka. Co dziwne nikt z Rady Plemienia nawet przez moment nie podejrzewa o te wszystkie zbrodnie wszechwładnego króla Fairfax , Williama Hale. Notabene zastępcy szeryfa . Tak perfidne zamachy nie mogła zorganizować przypadkowa banda , lub różnego rodzaju włóczędzy.
Na koniec zostawiłem sobie scenę słuchowiska radiowego o całej tej historii. Powiem krótko. Słuchowisko niczym słuchowisko Alfreda Ziółki ze "Skarbu"z 1948 nie wygląda poważnie i pasuje tu niczym wół do karety.