Scorsese nie powinien już kręcić. Szczerze mówiąc Irlandczyk był już dość nudny i przegadany, ale tutaj to poprostu nieporozumienie. Kto by pomyślał, że bogowie kina amerykańskiego będą brali przykład z etatowych twórców polskiego Potopu, gdzie jedno 15 minutowe ujęcie pola miało nam uzmysławic, że to na pewno jest pole. Może i historia ciekawa, ale wystarczyłby 30 minutowy bezosobowy film dokumentalny i efekt byłby ten sam.
Dzieło wysoce krytyczne wobec własnego rządu, kraju i ludzi, którzy tworzą lokalne struktury hierarchii władzy nie mogłoby powstać w Polsce w okresie, który wspomniałeś w tytule swojego wątku. Poza kinem hollywoodzkim i polskim lat 70tych istnieje obszerna kinematografia, z którą warto się zapoznać, aby dostrzec, skąd czerpie Scorsese w swoim najnowszym dziele. Widać tu inspirację Fellinim, Terrence Malickiem, czy Amenábarem. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest to najbardziej poetycki film, jaki mistrz Scorsese nakręcił. To nie jego historia, ale on ją opowiada i ma tak wielki dorobek, że nie musi na kolanach chodzić przed właścicielami Paramount, Warnera czy innego giganta produkcyjnego i szyć filmu tak, by komercja i kasa była na pierwszym miejscu. Niech kręci, bo co innego nam zostanie ? Parki rozrywki w wydaniu Marvela, jak nazywa je Scorsese ?
Pierwsza scena filmu jest bardzo wymowna -> "grzebanie" kultury, tożsamości, tradycji, zwyczajów, języka. To jest prawdziwa śmierć i konsekwencja zagarnięcia nie swojej ziemi ogniem, mieczem, prochem i sprzedawanymi, infekowanymi kocami wieki wcześniej. Warto pomyśleć o tym, że z dużym prawdopodobieństwem "za naszego życia" Indian z wosku będziemy oglądać w muzeum i zostaną po nich tylko dokumenty, bo dotychczas żyjący przeminą. Podobnie Aborygeni. Stanowią dzisiaj tylko 3,8 % populacji Australii, a to przecież rdzenny lud.