...A nawet zaszkodził. Tu jest za dużo chaosu. Sam chaos, szczegolnie metrażowy. Niby mamy czas trwania ponad wszelkie normy, a wątki cięte jak na dwu godzinny akcyjniak! Sytuacje przedstawiane wręcz głupie, totalnie nielogiczne i ciężko je nawet zliczyć. Niepojęte sceny sie tam odwalają. Bryan/Byron Burkhart po samym morderstwie Anny powinien być w areszcie trzepany, a on se łazi gdzie chce. Potem sala rozpraw, już jako podejrzany winowajca przywozi Mollie na spotkanie z Leo, jakby jej też nie mogli podwiesc agenci. FBI działa tak niemrawo w tym filmie że nawet nie wiadomo co sie tam rozwiązuje i dzieje. Indiani sprowadzeni do roli troglodytow bez samo instynktu. Molli, gdzie już i on i wuj siedzą w pierdlu, jeszcze na tej przepustce się z nim mizia... Albo ta scena z tym laniem po dupie Ernesta przez Wuja... No chore! Rozumiem że to jakieś nawiazanie do masonerii, do której Hale miał niby należeć. Ok, ale samo przedstawienie tego było komiczne.
Za dużo i za mało. Za dużo gęb, które to pomotaly. Tam gdzie wybitnych kucharek, w tym wypadku TRZECH(Scorsese, Roth i PTA) tam nie ma co jeść...
Aktorsko sie broni, ale też nie do końca. Bo Leo nastawił się grą na monumetal-klasyke, i film do niego nie dojechał, tak jak dojechało do DDL "Aż poleje się krew" czy do Marlona "Ojciec Chrzestny". A DeNiro tu zachwyty, a to taki sam DeNiro ostatnich lat z tymi samymi sznekami. Lily Gladstone, pięknie ujmowała, ale jeszcze ze dwa filmy z nią co najmniej, żeby stwierdzić czy ten jej melancholijny spam nie jest czasem przypadkiem, a nie wybitną grą.
Kurcze , Martin , bierz się za jakąś gangsterkę , bo ostatnio same bujanki, a 'Wilka..." wystarczy odświeżyć!