W kinie możliwie wysiedziałem każda pozycję, ludzkie origami, ludzie wkoło szeptali tak głośno, że zagłuszali oglądanie.
Wielokrotnie zastanawiałem się, czy to Martin, czy Tarantino, czy Martin pobierał lekcje u niego. Nie w pełni Tara, ale jednak.
Widzę bitwy w komentarzach, to może było zamysłem stworzenia tego dziełka-udalo się. Nawet Polacy są w stanie odgrywać rolę Jankesów walczących z czerwonymi skórami.
Dla mnie film zbyt długi, nie polubilem/utozsamilem się z żadną z postaci.
Mimo wszystko wywoływał we mnie mase emocji i przemyśleń, ale nie tego się spodziewałem.
Ja go zwyczajnie nie mam zamiaru oceniać.