Podążając popkulturowymi szlakami postaci Jeffreya Dahmera, trafić można na produkcję z roku 2002 o prostym i dość banalnym tytule „Dahmer”. Film ten zupełnie różni się od wcześniej powstałego "The Secret Life: Jeffrey Dahmer" – w mojej opinii wypada przez to zdecydowanie słabiej. Dostrzec tu można pewną pierwszą próbę pchnięcia tego niebagatelnego i poważnego tematu w stronę taniej, a do tego dość obrazowej rozrywki.
Mówiąc o w zasadzie miałkiej i nijakiej fabule, łatwo można zauważyć, że tak naprawdę nieszczególnie wiernie oddaje faktyczne wydarzenia związane z tą postacią. Z biografii Dahmera wybrane zostało kilka (niemalże losowych) wydarzeń i przetasowano je tak, że zaburzona została pewna chronologia. Rzecz jasna, można doszukiwać się tu decyzji o wpleceniu retrospekcji do bieżących wydarzeń – zabieg ten jest jednak o tyle absurdalny, że nie wnosi nic nowatorskiego bądź ważnego do całej konstrukcji. Reżyser pokusił się również o wprowadzenie autorskich scen, których próżno szukać w biografii mordercy. Jednocześnie unika przedstawienia samych zbrodni, nekrofilii, a także kanibalizmu (mimo tego, że ten ostatni wspomniany został nawet na samym plakacie…) – w wyniku czego widz tak naprawdę nie zostaje poinformowany o tym czy Dahmer kogokolwiek zabił, co tak właściwie robił, a jedyny wniosek jaki można wyciągnąć to fakt, że miał niepohamowane i niewłaściwie ulokowane popędy. Albowiem z jakiegoś powodu twórca uznał, że zdecydowanie ważniejszym elementem historii są wielokrotne gwałty na nieprzytomnych mężczyznach (tutaj przedstawione kilkakrotnie) niż fakt zabicia kogokolwiek.
Rzecz jasna można się kłócić, że całość była próbą ukazania skomplikowanej psychiki, tfu, bohatera historii. Jednak tak marna próba uczłowieczania zbrodniarza bez jakiejkolwiek refleksji, bez zgłębienia przyczyn pewnych zachowań – staje się szybko po prostu niesmaczna. Istotnym wydaje się również, że nie wspomina się nawet imion samych ofiar – a ich anonimizowanie raptem osiem lat po śmierci mordercy wydaje się być mocno nieakceptowalne. Najbardziej rzetelnie wypadła krótka notatka pojawiająca się tuż po zakończeniu seansu – nic to jednak nie zmienia, gdy jej treść w żaden sposób nie odnosi się do zawartości tej produkcji. Bardzo męczyło mnie również aktorstwo, jak i decyzje podejmowane przez kolejne postaci (szczególnie te wymyślone w ramach niezrozumiałej dla mnie wizji artystycznej). Jakby zarzutów tych było mało – całość jest wręcz niewyobrażalnie nudna, bezsensowna, a na dodatek ciężko znaleźć mi jakąkolwiek wartość dodaną tego filmu.
„Dahmer” to naprawdę marna produkcja. Obok rzetelnego kina dokumentalnego nigdy nie leżał, a jego aspiracje do choćby intrygującego kina fabularyzowanego były niezwykle płonne. Zdecydowanie odradzam sięganie po tę produkcję – osobom nieznającym faktycznych wydarzeń nie zobrazuje ich jakkolwiek rzetelnie, a tym, którzy cokolwiek czytali na ten temat wyda się po prostu przekłamany i naiwny. Choć często staram się szukać pozytywów we wszystkim, co mam szansę obejrzeć – tutaj takowych nie znajduję. Jest to więc najbardziej uczciwe na świecie 1/10, lepiej omijać szerokim łukiem niż stracić choćby kilka minut na zagłębienie się w ten film.