Jeśli w obsadzie filmu znajdujemy takich szanujących się, jak mniemam, aktorów jak Willem Dafoe (nie wybaczę mu „Antychrysta”), Ethan Hawke, Sam Neill, to możemy się spodziewać interesującego filmu. Tak nakazywałaby logika. Ale rzeczywistość jest diametralnie różna. Otrzymaliśmy nieudolny produkt, niczym „Surogaci” z Brucem Willisem. W ogóle początek roku obrodził w straszne kiszki: „Sherlock Holmes”, „Parnassus”, teraz znowu to.