Już go kiedyś widziałem w telewizji, ale nie od początku.
Chociaż pamiętałem, że skończy się happy endem, film trzymał w napięciu mimo to.
To co mi się nie podobało, to to, że gdy Terry skradał się po domu (kilkakrotnie), a Ruby lub ona z bratem się ukrywali, byli zawsze w takim miejscu, że to, że Terry ich znajdzie było pewne. Gdy ten jednak nagle wchodził do pomieszczenia, w którym się znajdowali, Ruby i jej brat TELEPORTOWALI SIĘ ni z tego ni z owego w zupełnie inne miejsce. Tania i kiepska zagrywka filmowców..
Z kolei scena, gdy Terry przydusił Ruby do podłogi, a jego żona, będąca jedyną nadzieją Ruby podaje jej szprycę uspakajającą jest na prawdę przegięta i budzi u widza taką bezsilność. To oczywiście wpływa pozytywnie na cały obraz.
Pomimo, że za pierwszym razem wydawał się straszniejszy (to zapamiętałem, bo fabuła trochę z głowy wywietrzała), to dalej oceniam go dość pozytywnie.