Rezyser w niezwykły sposób ukazał proces umierania... Ale to nie o tym jest ten film... Przede wszystkim oglądając go obserwujemy zmiany zachodzące w głównej boheterce... Z silnej, pewnej siebie kobiety na zchorowaną, samotną osobę... I to właśnie ta samotność jest jednym z ważniejszych elementów "Dowcipu"... Podczas jego trwania najpierw podziwiamy bohaterkę za opór, siłę, a później robi się nam jej żal... Przywiązujemy się do niej aż w końcu łudzimy się, że może jednak zdarzy sie cud i wyzdrowieje chociaż dobrze wiemy, że tak się nie stanie... "Dowcip" jest filmem jednego aktora, a właściwie aktorki... znakomitej aktorki....Polecam wszystkim wrażliwym wielbicielom kina- film trudny, ale jakże piękny..........
Zacznę od tego, że dziwnie czyta mi się w twoim komentarzu kilka razy powtórzony tytuł tego filmu, gdy przypomne sobie o czym (i w jaki sposób) porusza temat śmierci, oddzielonej od życia zaledwie 'przecinkiem' ;). Nie uważam, że samotność jest tu najważniejszym tematem. Dla mnie był to przejmujący portret człowieka ogarniętego 'pasją', poszukującego odpowiedzi na 'sens życia' w sposób naukowy, a postawiony w obliczu poniżenia jako 'obiekt badań' i wreszcie własnej śmierci, do której podchodzi w taki, a nie inny (czyt. 'bardziej uczuciowy') sposób, gdyż innego nie zna. To co w filmie mi się podabało to podejście do filmu - bez zbędnego rozczulania się, taniego sentymentalizmu i sztuczności. Dzięki takiej formie (zasługa Emmy Thompson) dramat nabiera wyjątkowej siły. 'Wit' przypomina mi inny film, w którym również jest uchwycona ironia tego 'bożego dowcipu'. Mam tu na myśli "Człowieka z Księżyca" Milosa Formana z Jimem Careyem w roli głownej.
Pozdrawiam.