Moim zdaniem ten film totalnie nie trafia ani w tematykę "mafijną" ani wyścigową. Ryan w roli chłopca z zaburzeniami psychicznymi mnie powaliła. Zastanawiałem się czy aby ten "charakter" ma wadę wymowy a może downa lol . Wątki w tym filmie są totalnie rozsiane i nie mają ładu i składu ludzie się pojawiają i znikają totalnie nie myśląc oraz mając problemy z podstawową komunikacją... a ujęcie spychania Nino ze skarpy mnie rozwaliło totalnie. Samochód "drivera" totalnie nie naruszony. Nie wiem czy ktokolwiek z was miał stłuczkę ale wyobraźcie sobie że nawet przy 30km/h uderzając w coś auto ulega zniszczeniu. Latanie z ubrudzoną krwią po pachy kurteczką po mieście a i później jeżdżenie z poplamionym krwią bagażnikiem jest totalnie niedorzeczne. Sorry ale policja zatrzymuje nawet jak nie działa światło stopu ... jeszcze jedno odnośnie bohatera, twierdził że nie nosi i nie używa broni a tymczasem jak tylko złapał shotguna doskonale wiedział jak sie nim posługiwać, celować i ustawić ręce aby nie szarpnęło do tyłu no sorry dla mnie ten film to totalny niewypał i generalnie nie polecam
"Żeby odebrać sobie życie trzeba mieć jaja" - poszukaj jakiegos wiezowca i najlepiej skocz. Pokaz wszystkim ze masz jaja hahah. Widze ze co raz bardziej brakuje Ci odpowiednich argumentow. Poczytaj pare postow Leery'ego, ktory wyraznie stoi po Twojej stronie natomiast potrafi trzymac fason ;)
Po co ja mam coś wam tłumaczyć, skoro on robi to doskonale? Nie będę skakał z wieżowca, by pokazać, że mam jaja, bo mam po co żyć. Werter nie miał, więc nie widzę absolutnie nic złego w tym co zrobił, wybrał jedyną rozsądną opcję, w każdym innym wypadku dalej by się męczył. Byłeś kiedyś w kimś tak zakochany, że bez zastanowienia byłbyś gotów poświęcić dla tej osoby życie? Jeśli nie, to lepiej zakończmy ten temat, bo nie mamy o czym mówić. A twoje niezrozumienie tekstu pisanego przez Leery'ego tylko potwierdza moje przypuszczenia o twoim niskim poziomie intelektualnym.
Bardzo mało wnosisz na obronę tego marnego przedstawienia w postaci "Drive". Reasumując uważasz że jest to hołd dla Cobry z 1986 roku w postaci Cierpień młodego Wertera" oraz uważasz że trzeba mieć jaja by odebrać sobie życie natomiast masz po co żyć ... Twój idol Werter jak twierdziłeś 2 posty wcześniej miał jaja i popełnił samobójstwo ale jednak teraz nie ma już jaj bo popełnił samobójstwo. Proponuje odstawić mleko, wytrzeć pierwsze wąsy i zastanowić się nad swoją wypowiedzią ;)
jeszcze pozwolę sobie Ciebie zacytować :) "Żeby odebrać sobie życie trzeba mieć jaja, więc nic dziwnego, że taka ciota jak ty będzie się z tego naśmiewała" post później "Nie będę skakał z wieżowca, by pokazać, że mam jaja, bo mam po co żyć" nie mam więcej pytań :)
No nie dziwie się, że nie masz więcej pytań, bo kompletnie nie rozumiesz sensu zdania które przytaczasz. Weź to przeczytaj sobie jeszcze z 50 razy to MOŻE (choć jest to mało prawdopodobne, ze względu iż jesteś idiotą) załapiesz.
Nigdy nie przeczyłem samemu sobie, ewentualnie to ty czegoś nie rozumiesz. Powiedz czego to cię oświecę.
Sorry kolego, ale to co piszesz woła o pomstę do nieba. Jak można pisać, że jak ktoś odbiera sobie życie to pokazuje że ma jaja?? Werter odbierając sobie życie zwyczajnie się poddał i spie*dolił. Wybrał łatwiejsze, wygodniejsze rozwiązanie. Gdyby zaszył się w jaskini, do końca życia cierpiał i wpierdalał korzonki to owszem, można by powiedzieć że facet ma jaja. A tak zachował się jak zwykła pi*da - poddał się, uciekł, przegrał.
Odbiegając od samego Wertera do rzeczywistości. Ktoś kto ma jaja potrafi się zmierzyć z realiami i rozwiązywać problemy, a samobójstwo to postawa ludzi słabych, tchurzliwych i skrajnie egoistycznych. Jak już ktoś oddaje życie i można powiedzieć że ma jaja to żołnierz czy strażak, którzy poświęcają się dla sprawy i kogoś, a nie samobójca, który zwyczajnie ucieka bo jest za słaby żeby sobie poradzić z rzeczywistością.
Na prawdę w pewnym momencie uznałam że “ok, koleś ma jakiś pogląd, mnie nie przekonał, ja nie przekonałem jego, ale ok, widzi to inaczej”. I wtedy wyjechałeś z tekstem “Żeby odebrać sobie życie trzeba mieć jaja”. I niestety tu już nie mogę powiedzieć “ok, koleś myśli inaczej”. Z czymś takim nie można się w żadnym wypadku zgodzić. Rozumiem że Werter i jego działania i cała historia może być na wyrost, ale Twoje stwierdzenie odnosi się ogólnie do “odbierania sobie życia”, a nie tylko do Wertera. Stwierdzenie, że samobójstwo to przejaw odwagi jest bardzo dalece mylne.
Wracając do tematu filmu, to jeśli w ten sposób podchodzisz do sprawy jak z "Żeby odebrać sobie życie trzeba mieć jaja" to niestety również już nie mogę powiedzieć "koleś myśli inaczej, ale ok"
Trzeba być odważnym by popełnić samobójstwo, ja nie jestem i tego nie zrobię, ty też zapewne byś tego nie zrobił, właśnie dlatego, że bałbyś się. Werter uważał, że samobójstwo to największa z możliwych manifestacja wolności i ja się z nim zgadzam, bo tak w istocie jest. Bohater Znikającego punktu też odbiera sobie życie tylko i wyłącznie po to, by pokazać, że ma w dupie innych i może zrobić to co chce, a chyba nie powiesz mi, że bohater Znikającego filmu nie miał jaj?
"Trzeba być odważnym by popełnić samobójstwo" chłopie co za bzdury Ty pleciesz. Chcesz powiedzieć, że wszyscy żyjemy bo nie mamy dość odwagi żeby bezsensownie umrzeć??
A co do Wertera i Kowalskiego, to nawet pomijając porównywanie zniewieściałej pi*dy z człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, uważam że trochę inaczej to wygląda. Kowalski był wolny i pozostał wolny, a Werter zwyczajnie spie*dolił - śmierć była łatwiejsza niż dalsze życie.
Sorry jeśli kogoś obrażam nazywając Wertera zniewieściałą pi*dą. Nie wiem, może ktoś się utożsamia z tym bohaterem, albo to czyjś wzór do naśladowania. Nie chcę nikogo urazić, to tylko wymiana zdań. O dziwo nawet rzeczowa i w miarę kulturalna, nawet jeśli pojawiają się wulgaryzmy ;)
Ja przyznaję, że nie konkretnie napisałem to zdanie o jajach samobójców, bo oczywiście miałem na myśli głównie Wertera, a nie jakieś emo cioty, które popełniają samobójstwo bo ich mama nie kocha, albo koledzy dokuczają. Weź lepiej przeczytaj Wertera jeszcze raz, on nie spie*dolił tylko uratował Lottę, psuł życie Lotty i Alberta, zdawał sobie z tego sprawę, sam twierdził, że jedna osoba z tego trójkąta musi umrzeć. Miał jaja bo wybrał siebie, mógł przecież zaj*bać Alberta, a w najgorszym przypadku Lottę, tylko co by to dało? Byłeś kiedyś zakochany? Wiesz, że to uczucie jest tak silne, że nie da się myśleć racjonalnie i jesteś gotowy oddać życie, byle tylko kochana osoba poczuła się lepiej? Werter dokładnie to zrobił i to jest godne pochwały. Już większą pi*dą był Kowalski, bo on zginął całkowicie bez celu. Driver też miał jaja, bo też w pewnym sensie popełnił samobójstwo. Sam dzwonił do Irene i mówił, że odbędzie ostatnią podróż i nie wie czy z niej wróci. Poświęcił się dla niej, choć wiedział, że prawdopodobnie zginie, a mógł przecież spie*dolić z kasą na drugi koniec świata. Zrobił praktycznie to samo co Werter. Usunął się życia ukochanej, by ona mogła dalej żyć. Dalej będziesz twierdził, że Driver i Werter to były zniewieściałe piz dy? To byli prawdziwi bohaterowie, a pi*dą bez uczuć może być ktoś kto gada takie bzdury jak ty.
No i tu przynajmniej gadasz z sensem i wyjaśniasz o co Ci biega - gratuluję i dziękuję. Niestety nadal nie mogę przyjąć Twoich racji, ale najwyraźniej gada Werter z Kowalskim - romantyk bujający w obłokach z człowiekiem twardo stąpającym po ziemi. Rozumiem że Cierpienia młodego Wertera to literatura, w której pewne rzeczy są na wyrost (choć może dla niektórych to normalne), to były też takie czasy i tak miało być. Jednak do mnie to kompletnie nie przemawia - nie przyjmuję czegoś takiego, że “to uczucie jest tak silne, że nie da się myśleć racjonalnie i jesteś gotowy oddać życie, byle tylko kochana osoba poczuła się lepiej”. Odnosząc się do tego to owszem, przykładowa sytuacja: Porywają Ci dziecko i masz sobie strzelić w łeb żeby ono przeżyło. Ok, pewnie wielu rodziców by to zrobiło, bo załóżmy, że w danej sytuacji, jest to najlepsze wyjście z możliwych (upraszczając do jedynie dwóch możliwości). Jest to uzasadnione i jak najbardziej ok. Natomiast historia i motywy Wertera do mnie zwyczajnie nie trafiają, bo ja na jego miejscu spakowałbym tobołek, ruszył w świat i znalazł sobie nową dupę, n a r u c h a ł dzieci i żył długo i szczęśliwie. I nie pisz teraz że “to taka miłość że byś nie dał rady”. To ja jestem panem swojego ciała i umysłu, a nie na odwrót. A już na pewno nie strzeliłbym sobie w łeb z powodu baby. Nawet gdybym już nigdy miał się nie zakochać tak jak w tamtej, no to cóż, tak bywa - byłem zakochany w tej jedynej i jedyne co mi to dało to cierpienie. Zaciskam zęby i idę dalej. (W ogóle wersja dwóch połówek jabłka do mnie nie przemawia, bo statystycznie ta którą uważasz za tą jedyną, nie jest tą jedyną.) Teraz może i wolę żeby grzał mnie piec kaflowy niż moja małżonka ;), ale wszystkim jest względnie dobrze [od biedy można powiedzieć, że to też jakieś poświęcenie ;)] (hehe ale brazyliana się zrobiła :D ). Jeśli nawet daleko od ideału to lepsze to niż strzelić sobie w łeb. Rozumiem że teraz mieszam literackie ideały z błotem rzeczywistości, ale przez to, że wybory Wertera są dla mnie tak banalne i nierzeczywiste, to ta postać kompletnie do mnie to nie trafia. Jedyne co sobie myślę to "co za pi*da".
Natomiast Kowalski jak najbardziej. Jego wybór, moim zdaniem, nie był bez celu, facet był wolny i nie wytrzymałby w klatce. Nie palnął też sobie w łeb, na widok pierwszego lepszego policjanta, tylko walczył do końca. Jego wybór faktycznie ograniczał się do dwóch możliwości (bo gdyby uciekał dalej to też nie byłby do końca wolny, a przez cały film to robił - więc nie mów, że nie próbował innych wariantów).
Oczywista jest kwestia interpretacji i najwyraźniej po prostu człowieka, czyli utożsamiania się z postacią (co wcześniej było powiedziane). Dla mnie jednak motywy i wybory Wertera są banalne i wręcz nieetyczne, natomiast Kowalskiego jak najbardziej uzasadnione. Nie zrobiłbym tak jak Werter bo widzę inne lepsze opcje, a w więzieniu chyba bym nie wytrzymał - jak Kowalski (tym bardziej że ładny jestem ;p ).
Natomiast wracając to tematu przewodniego - bo zboczył nieco.
Nadal nie przemawiają do mnie kwestie werterowskie odnośnie głównego bohatera.
Zakładając nawet motywy o których mówiłem, (że poświęca się dla ratowania dziecka i laski - nawet gdyby ich kompletnie nie znał) to ok, spoko, przyjmijmy że niech tak będzie. Ale jeśli tak ma być to kompletnie mi nie pasi cała otoczka, o której pisałem wcześniej. Mówisz że to hołd dla wielu filmów i postaci. Ale, jak dla mnie, jeśli ma to być hołd dla Znikającego Punktu, no to raczej nieporozumienie. Jeśli hołd dla Cobry, no to też raczej nie bardzo. (To chyba te były wymienione, czy coś jeszcze?) Na prawdę uważam że lepiej by było gdyby koleś był sprzedawcą butów. Wyszłoby to lepiej i film nie udawałby czegoś czym nie jest. Nie dawałby złudzeń i możliwe, że wyczerpałby temat.
PS. 0wner2 - jeśli moje wyobrażenie Twojej osoby jest mylne to sorry, ale wynika z mojej interpretacji Twoich wypowiedzi. Jeśli się mylę to mnie popraw. Nie mam w zwyczaju zakładać nic z góry.
Dopiszę jeszcze, że nie wydaje mi się żebym był nieobiektywny w ocenie tego filmu. Naprawdę nie nastawiałem się na nic konkretnego (z resztą chyba pierwsze 10 czy 15 min. rozwiewa wszelkie złudzenia, jeśli takie były). Mi osobiście nie przypadł ten film do gustu, ale rozumiem też że ktoś mógł go odebrać inaczej i szanuję opinię innych (choć dla mnie, w znacznym stopniu, jest to dopowiadanie sobie czegoś czego tam nie ma).
Toczona tutaj konwersacja nie ma przecież na celu narzucenia innym swojej opinii, tylko jej przedstawienie. Każdy ma prawo mieć własną, a jeśli faktycznie uważacie, że czegoś nie zrozumiałem, bądź moja interpretacja jest, Waszym zdaniem, zbyt płytka lub mylna to chętnie posłucham. Tylko fajnie gdyby była to wymiana argumentów (w sensownej formie jak 0wner2 powyżej), czyli żeby odbiorca coś z tego łyknął, a nie na zasadzie że "wy kompletnie nie zrozumieliście" i koniec.
[Wyszło jakbym był z dzieci kwiatów i plótł o pokoju i miłości... ehhh... to nie tak... napierdalamy się :D tylko z głową... i argumentami, a nie obelgami ;p ]
"film jest bardzo płytki i zdania nie zmienię. Nawet na chwilę nie zmusił mnie do refleksji"
To ciekawe w kontekście tego co mówi o filmie sam Refn. Otóż, człowiek, który prawie się nie odzywa - jak nasz Driver - staje się dosłownym odzwierciedleniem naszych domniemań o nim. Zatem (abstrahując od fabuły, na którą nie mamy wpływu) to MY SAMI TWORZYMY MYŚLI I GŁĘBIĘ bohatera w naszych głowach, a z czasem jesteśmy coraz bardziej przekonani, że te myśli są tak naprawdę jego myślami. Aż ciśnie mi się na usta cytat z jednego z filmów Eastwooda, który akurat niedawno miałem okazję zobaczyć: "Sztuka jest w oczach patrzącego". Można też sparafrazować znane przysłowie: "Powiedz mi kim jest dla Ciebie "Driver", a powiem Ci kim jesteś" ;] Winding Refn zastosował genialny zabieg, który sprawia, że intryga wydaje się nam prosta jak "budowa cepa", bo w trakcie seansu nasze zrozumienie fabuły i jej interpretacja wydaje się nam być jedyną możliwością drogą. Jest to niemal doskonały przykład identyfikowania się widza z bohaterem, albo może nawet – odwrotnie ! – identyfikowania się bohatera z widzem?... W pewnym sensie oceniając "Drivera", oceniamy siebie.
pozwole sobie przytoczyć pewien cytat "Podróżując z bohaterem i utożsamiając się z nim, dziecko uczy się przewidywać oraz wymyślać różne sytuacje. Dzięki temu dziecko ma rozbudowaną wyobraźnie, co wpływa na jego kreatywność w tworzeniu zabaw z innymi dziećmi. Chcąc przeżyć literacką przygodę ponownie, ale tym razem z przyjaciółmi w rzeczywistości, opowiada innym dzieciom historię tak, jak tylko potrafi, by następnie podzielić się na role. Tak więc, dziecko identyfikując się z bohaterem jest nie tylko bardziej otwarte, ale również wraz z innymi dziećmi ćwiczy umiejętność słuchania oraz mówienia, czyli dwóch ważnych umiejętności, by w przyszłości zostać jednostką pozytywnie odbieraną przez innych. " no cóz ja ten etap mam za sobą widać niektórzy wciąż w nim tkwią ...
Cieszę się, że masz już ten etap za sobą, ale nie widzę związku. Nie pisałem w swoim poście o rozwoju dziecka przez utożsamianie się z bohaterem, a o eksperymentowaniu Refna z językiem filmu.
W dodatku zacząłeś pisać o czymś, o czym najwyraźniej nie masz zielonego pojęcia. Psychologiczny mechanizm oddziaływania filmu na widza nie jest do końca odkryty. Do dziś nie wiadomo czy film wpływa na nas dlatego, że identyfikujemy się z oglądanym bohaterem, czy może dlatego że przenosimy się mentalnie w oglądaną historię. Jedno natomiast jest pewne. Jeśli z jakichś powodów nie jesteś w stanie zidentyfikować się z bohaterem, nie jesteś w stanie w pełni zrozumieć przesłania filmu. Psychologia społeczna dowodzi, że bardziej angażujemy się w oglądany film, kiedy nasz bohater jest do nas podobny (podobny - celowo użyłem słowa, które może być szeroko interpretowane). W swoim najnowszym dziele Winding Refn poprzez brak komentarza do poczynań głównego bohatera i ograniczenie wszelkich zbędnych informacji na jego temat, powiększa znacznie wachlarz osób, które mogą się z nim identyfikować. Bo w miejscu, gdzie dialogi zostały ograniczone do niezbędnego minimum, pojawiło się więcej miejsca dla naszych myśli i naszych interpretacji jego działań.
Po pierwsze: Mówi to człowiek, który film nakręcił. Jego opinia nigdy nie będzie obiektywna, bo nawet najbardziej sceptyczny twórca dzieła, chce aby jego dziecko zostało przyjęte. [To znaczy, tak to zrozumiałem. Trochę utrudnia zadanie brak cytatów.] . Może to jest w tym filmie, ja tego nie poczułem.
Po drugie: Mówienie , że jak oceniam Drive tak oceniam sam siebie jest bzdurne. Bo to by znaczyło, że powinienem dać temu filmowi 10, bo ktoś powiedział, że to mnie odzwierciedli. To byłoby niezgodne z moim "sumieniem" [Zabrakło mi odpowiedniego słowa].
Odnosząc się do tematu całego, jak i tego subforum. Strasznie żenujący jest dla mnie poziom niektórych postów, szczególnie ten o głuptakach. Skoro NIEKTÓRZY uważają się za takich mądrych i światłych, bo dali 10, albo 9, to czemu nie potraficie zrozumieć, jako ludzie oświeceni itd., że każdy Kowalski ma prawo do swojej własnej opinii, którą należy uszanować. Można polemizować, ale trzeba mieć argumenty, a nie obelgi.
Ad.1 Nie ma cytatu, bo to moja interpretacja jego słów, które miałem kiedyś okazję przeczytać w wywiadzie na jakimś angielskojęzycznym portalu. Nie pamiętam dokładnego cytatu, a jedynie przesłanie. Pewną myśl reżysera, którą rozwinąłem, bo uważam ją za dowód błyskotliwości samej reżyserii i ciekawą kontrę do tego, co napisała "Mala_Mi_34" (w dodatku, poruszyło mnie, że można dać filmowi tak niską ocenę, argumentując to jedynie tym, że "ma on tak wysoką ocenę ogólną i nawet w wypozyczalniach wciskają go, sugerując się ilością zdobytych gwiazdek" - sam przyznasz - absurd?).
Ad. 2 Późno już i może źle ubrałem swoją myśl w słowa - nie miałem zamiaru nikogo urazić tym stwierdzeniem. Nigdzie nie napisałem, że ktoś jest na przykład "głupi, bo dał filmowi 1/10". Starałem się raczej cały czas oceniać film i jak najlepiej umiałem, skłonić (a raczej sprowokować) do spojrzenia na "Drivera" przez pryzmat własnej psychiki i interpretacji jego zachowań. A jakby na to nie patrzeć, to siłą rzeczy nasze oceny świadczą o nas samych - nie jest to mój wymysł i nie jest to nic złego - chciałem tylko rzucić na to wszystko trochę inne światło. Trudny temat i trudno go właściwie ubrać w słowa...
Ad. 3 Nie życzę sobie, żebyś pisał do mnie w liczbie mnogiej i przyrównywał mnie do jakichś innych użytkowników. Jeśli piszesz do mnie, to rozmawiaj ze mną na temat moich postów. Nie wytykaj tutaj rzeczy, których nie napisałem i nie wkładaj mnie do jakiegoś worka z innymi użytkownikami, którzy Cię obrazili, nie uszanowali Twojego zdania, etc. Jeśli masz do mnie o coś konkretnego pretensje, to napisz mi prosto z mostu a nie owijaj w bawełnę!
Szkoda czasu na tłumaczenie ludożerce co jest wyjątkowego w Drive - ona i tak tego nie skuma, a będzie się upierać przy swoim jakby się znała. A zna się najczęściej tylko na pop kinie ala Michael Bay (i najczęściej podobnego kina oczekuję również w tym przypadku). Naprawdę szkoda czasu.
Film dość przeciętny, przypomina mi kino klasy b lat 80. Krew, pościgi, kobiety, ale zero pomyślunku. Fabuła miałka, a dialogi żenujące.