Jak w temacie. Jeżeli chodzi o film to uwazam, że dobrze, że nie zostało to wyjaśnione, nie było to założeniem, sam kataklizm tylko skupienie sie na człowieku i jego zachowaniach w jego otoczeniu, ale tak poza konkursem jestem ciekaw co mogło spowodować takie skutki?
-drzewa umierały, zmiana chemiczna gleby?
-na samym początku gdy w nocy wstali było widać rozprzestrzeniający się ogień
-w jednym ujęciu było widac, jak woda w rzecze była żólta -zasiarczona?, ale przecież również kąpali sie później?
-podobni wszystkie zwierzęta wymarły, dlaczego tym bardziej że później był jeden psiak?
Pozdrawiam, a filmowi za realizm i klimat dałem 9.
Oprócz psiaka był jeszcze żuczek (którego znaleźli w mieście, gdzie ojciec
został raniony).
Mi fakt tego, że przyczyny katastrofy nie są wytłumaczone nawet się podoba
- zazwyczaj w filmach masa czasu jest poświęcona jakiemuś wytłumaczeniu co
się stało i dlaczego, a tu nie o to chodziło, ale o pokazanie zachowań
ludzkich w tak ekstremalnych warunkach.
Przyznam szczerze, że mnie to też bardzo intryguje. Mógłbym rzec nawet, że przeczytałem książkę i obejrzałem film głównie ze względu na fascynację obrazami zagłady cywilizacji i czasów po niej następującymi.
Otóż faktycznie owa opowieść pozostawia straszliwy głód wyjaśnień, co też u diabła w ogóle się zdarzyło. Zacznijmy więc od zjawiska generalnego:
wieloletnie zapylenie atmosfery. Czynniki mogące doprowadzić powietrze do tak tragicznego stanu to: upadek dużego ciała niebieskiego (asteroida/kometa), drastyczny wzrost aktywności wulkanicznej, wojna atomowa na masową skalę. Wojna odpada ze względu na brak skażenia i zniszczeń typowych dla wybuchów atomowych/termojądrowych. Upadek również odpada, gdyż doprowadziłby zapewne do obniżenia odczynu skroplonej pary wodnej w atmosferze, co powodowałoby wykluczające WSZELKIE życie opady kwaśnego deszczu. Z drugiej strony jednak mamy do czynienia z trzęsieniami ziemi, które mogłyby stanowić wstrząsy wtórne obiegające planetę po upadku ciała niebieskiego (lub po masowej wojnie atomowej). Chyba że akcja filmu dzieje się na wybrzeżu zachodnim, na co nie wskazuje jednak topografia przedstawiona na mapie. Wobec powyższych spostrzeżeń złotym środkiem obejmującym większość czynników może być teoria wulkaniczno/sejsmologiczna.
Idąc dalej - zapylenie atmosfery prowadzi do spadku natężenia promieniowania słonecznego na powierzchni ziemi. W związku z tym padają producenci materii organicznej - czyli w tym przypadku rośliny. Jeśli padną rośliny, to padną i konsumenci - najpierw roślino- a następnie mięsożerni. Zaś zwierzęta gospodarskie - z tytułu braku pożywienia roślinnego - włączając w to zwierzęta domowe i synantropijne, zostają zjedzone przez wygłodniałą ludzkość.
Inną kwestią są czynniki stricte antropogeniczne. Otóż główny bohater powiedział, iż świat skończył się o 1.17. Owa nocna reminiscencja może, ale nie musi wskazywać na faktyczny początek. Może to był koniec świata tylko dla bohatera, kiedy skutki jakiejś innej katastrofy będącej już w toku dotarły pod jego domostwo - w tym przypadku pod postacią pożaru (zapewne podpalenia). Być może wcześniej coś się już działo? Trailer do filmu wskazuje na eskalację katastrof naturalnych. Rozumować więc można, że od jakiegoś czasu działo się bardzo źle na Ziemi - ekstremalna pogoda, trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, co spowodowało zachwianie równowagi społeczno-politycznej, co poprowadziło do wojen, głodu, aż wreszcie do masowej histerii, która przechyliła szalę i popchnęła ludzkość ku powolnej zagładzie. Taki wniosek nasunął mi się szczególnie po przeczytaniu książki, gdzie mówione było bodajże o niemalże religijnym szaleństwie - odprawianiu pogańskich rytuałów na szczytach gór, "opętańczych śpiewach", jak również podpalaniu domostw i nabijaniu na pal (bodajże). Reminiscencje z czasów, zanim bohater opuścił swój dom, również wskazują na bardziej antropogeniczne niż naturalne pochodzenie katastrofy: w książce jest powiedziane, jak bohater wraz z żoną (przed narodzinami syna) siedzieli w kuchni i przez okno obserwowali płonące na horyzoncie miasta, co jest prawdopodobnie skutkiem działań oszalałej ludzkości i załamania sektora usług (etap owej "histerii"). Książka opisuje również wspomnienie początków tułaczki ludzkości, początków czasów współczesnych bohaterowi, kiedy po etapie załamania społeczeństwa na drogi wyległo mnóstwo uchodźców.
Podsumowując zatem, przychylałbym się finalnie do twierdzenia, iż obserwowany w filmie i powieści stan rzeczy wynikł w dużej mierze ze stopniowo nasilających się, acz względnie gwałtownych (czas być może kilku miesięcy, do roku) negatywnych zjawisk społeczno-politycznych, których źródło pochodzić mogło od czynników naturalnych, takich jak wzrost aktywności sejsmicznej i wulkanicznej, jak również być może innych, takich jak ekstremalna pogoda itp.
Co by jednak nie mówić, autorowi powieści faktycznie nie chodziło o realność i racjonalizm katastrofy. Mu chodziło o skupienie najgorszych możliwych wyobrażeń katastrofy naturalnej i społecznej z pominięciem czynników bezpośrednio letalnych, takich jak np. broń jądrowa, której wpływu jednak na kształtowanie tamtego świata nie można wykluczyć, choć na pewno nie była czynnikiem decydującym. Powiedziałbym wręcz, że chodziło tu jedynie o poetycką impresję. Nie jest ważna przyczyna - ważny był EMOCJONALNY skutek. No i nie można pominąć oczywistej obserwacji, że element tajemniczości i grozy całkowicie nieznanego świata również stanowi o sile tego typu przekazu. Znana jest ogólna zasada: człowiek boi się tego, czego nie może nazwać, uchwycić pojmowaniem. Katastrofa przedstawiona w tym obrazie jest właśnie czymś nienazwanym. Podejrzewam, że sam główny bohater nie wiedział do końca, co się stało, gdyż prawdopodobnie by coś o tym wspominał. On jedynie opisywał, i to bardzo skąpo, swoje spostrzeżenia, ewolucję upadku: najpierw "histerię" społeczeństwa (pożary, niszczenie infrastruktury), potem mistyczne szaleństwo tych, którzy odprawiali owe pogańskie rytuały, podpalali domy z ludźmi w środku i nabijali na pal (bodajże), a następnie kompletny kolaps infrastruktury, usług, przemysłu i rolnictwa oraz "wiosnę ludów", czyli masową migrację do nikąd. Zaznaczam jednak jeszcze raz, owe spekulacje są raczej bezpodstawne, gdyż tak film jak i powieść nie są stworzone, aby przedstawić jakąś możliwą drogę upadku ludzkości, ale żeby drastycznymi, wręcz surrealistycznymi gotyckimi obrazami wywołać u odbiorcy odpowiednie emocje.
Zaś jeśli chodzi o psiaka: naprawdę nie wiem, czemu Ci ludzie trzymali go przy sobie, zamiast go przekąsić. Ja w ogóle nie rozumiem, jak tak liczna grupa koczowników była w stanie się wyżywić? Mężczyzna, kobieta, dwoje dzieci i... pies darmozjad, który w świecie pozbawionym jedzenia jest raczej ciężarem niż pomocnikiem, gdyż zje więcej niż wywącha (tym bardziej, że jest mięsożerny!!). Kolejny absurd: przy tak skąpych racjach żywnościowych człowiek miałby siłę, aby co najwyżej przejść kilkadziesiąt kilometrów, a potem paść i umierać przez tydzień lub dwa. I jeszcze jedno: trzymanie ludzi jako żywego inwentarza w takich warunkach jest również nonsensem. Lepiej byłoby polować na tych ludzi i zjadać ich od razu, gdyż z każdym dniem przetrzymywania tracą oni na wartości odżywczej, gdyż nie dostają oni przecież żadnych racji żywnościowych.
Jeśli zaś chodzi o rozprzestrzeniający się ogień - to był najprawdopodobniej pożar lasu wywołany błyskawicą - tak przynajmniej można było rozumować podczas lektury książki.
Inna rzecz - żółta woda. Taki kolor wody w lesie jest naturalny, wskazuje na zanieczyszczenie (nie skażenie) substancjami humusowymi. Można mi wierzyć, bo jutro mam egzamin z ochrony środowiska :).
Cóż, przepraszam za nieco przydługą i przynudną wypowiedź i pozdrawiam serdecznie!
Hehe i zabiłeś temat :D. Wyczerpanie wszystkich możliwości (prawie) w jednym poście, brawo ;). Myślę, że Twoje rozważania są w gruncie rzeczy trafne. Sam doszedłem do bardzo podobnych wniosków. Dla tych co nie mają dość odsyłam do:
http://www.filmweb.pl/topic/1288196/Bardzo+przygn%C4%99biaj%C4%85cy+i+smutny+fil m.html
Jest tam ciekawa wzmianka o EMP. Ktoś doczytał się w książce świadectwa impulsu elektromagnetycznego ;). Na temat tego późnej ktoś inny dał dość ciekawy post, polecam luknąć.
Co do palącego lasu, wydaje mi się, że podpalenie od pioruna można raczej wykluczyć. Nie było ku temu sprzyjających czynników takich jak susza. Z tego co możemy przeczytać było zimno i często padał śnieg. To raczej nie są sprzyjające warunki, ale ręki uciąć nie dam ;).
Jeśli nie piorun to co innego? Ja założyłem że erupcja magmy. Trzęsienia ziemi i nieustanny zapylona atmosfera wydaje się to potwierdzać.
Temat trzymania ludzi w piwnicy jako inwentarza... Zgadzam się że to mało optymalne ;), ale czy nielogiczne? Może mamy po prostu odczynienia z niezbyt rozgarniętymi osobnikami? Widocznie trafił im się jakiś bonus na polowaniu i zjeść od razu się nie dało, a wyrzucać (wypuszczać) toż to marnotrawstwo ;).
Według mnie mięsko najlepiej było by jakoś zakonserwować, wysuszyć, posolić, wędzić na wolnym ogniu, ... ale to już trzeba umieć i na to wpaść.
Dla mnie w filmie (i książce) najbardziej nielogiczny był wózek ;). Nie wiem jakie mają wózki w USA, ale jeśli choć trochę przypominają te polskie, to raczej do podróży się nie nadają. Raz że to mordęga (za małe kółka przecież), a dwa za często by się taki psuł.
Jak już ten wózek przełknąłem to pies nie wydał mi się już tak zły ;), aczkolwiek masz racje w tym co mówisz, to byłby jednak za duży luksus.
Faktycznie, chyba przegapiłem temat, do którego prowadzi zamieszczone przez Ciebie łącze. :) Rzeczywiście, wszystkie wspomniane przeze mnie kwestie zostały tam poruszone :).
Odnośnie impulsu elektromagnetycznego, to ta teoria do mnie w ogóle nie przemawia. Skoro w okolicy paliło się (a paliło się fest, skoro poblask widoczny był z okna w sypialni i wychodzącego prostopadle okna w łazience), to najpewniej spalona została rozdzielnia lub linie niskiego/średniego napięcia (optuje za niskim, bo bohater z rodziną mieszkał najprawdopodobniej na wsi), co wiązało się niechybnie z końcem prądu. Ja osobiście bym zgadywał, że elektrownie miały się jeszcze całkiem nieźle o tej magicznej godzinie 1.17 i ponownie zaznaczam, że wtedy "świat skończył się" dla bohatera i jego rodziny, a nie dla reszty świata (z resztą ktoś w temacie z linku o tym wspominał).
Odnośnie pioruna, to był czysty domysł wynikający z tego, że tej samej nocy (mowa o książce), podczas której wybuchł pożar, rozszalała się burza elektryczna. Wydawało mi się to logiczne, choć wspomniany przez Ciebie fakt znacznego zawilgocenia faktycznie trochę tą teorię obala. Chociaż w sumie w takich warunkach atmosferycznych trzeba by przyłożyć bardzo dużo energii, aby sprowokować tak potężny pożar. Podejrzewam więc, iż zjawisko to należy zaliczyć do sino-szarej sfery katastroficznej "poetyckiej impresji" (bo niewątpliwie zdarzenie to bardzo działa na emocje i wyobraźnię) :).
W sprawie inwentarza bardzo się zgadzam :).
Jeśli zaś chodzi o wózek... toć to faktycznie szaleństwo :). Może jednak w USA mają jakieś lepsze te wózki - takie, które nawet przez błoto i śnieg potrafią przejechać. Do tego wydatek energetyczny na taszczenie tego ustrojstwa wydaje się mniej więcej tak wymierny, jak utrzymywanie psa, dla którego i tak nie znalazłoby się jedzenia (ponownie sprawa mięsożerności i nietolerancji pokarmowej artykułów żywnościowych przeznaczonych dla człowieka). Wózek podobnie jak i piesek są bardzo poetyckie, ale mało logiczne :).
Serdecznie pozdrawiam! :D