Udało się mu się zrobić coś niebywałego (a przede wszystkim Keirze i Matthew).......ukazał w niezwykle subtelny sposób zakochiwanie się w sobie dwojga młodych ludzi - nie było ani jednego pocałunku!(nie liczę tego w rękę). Abstrahując od książki i wyniesionej na piedestał wersji z 1995 - to jest naprawde duży plus tego filmu, zwłaszcza w czasach gdy sceny erotyczne pojawiają się nawet w bajkach dla dzieci i żaden film nie może się bez nich obejść. Nie rozumiem tej miażdżącej krytyki....ekranizacja pozostanie ekranizacją, nie można dogodzić każdemu....dla jednej osoby jest ona satysfakcjonująca a inna czuje niedosyt...Czytając niektóre komentarze czuję się jakby reżyser ośmielił się zmienić Biblię.....bez przesady.........