Czwórka miejskich ćpunów rusza na wieś, gdzie popadają w konflikt z miejscowymi. Więcej o fabule nie trzeba. Jest trochę niby-zwyrodniałych postaci, ale nazistowski diler jest chyba jedyną, która się wyróżnia. Reszcie brak charakteru. Główna bohaterka z jej różowymi włosami budziła, jako jedyna, cień sympatii, ale to pewnie dlatego, że lubię panny z kolorowymi dyńkami, które wciągają białe. Taki to już ze mnie degenerat. No i Nadja Brandjest mi już znana z ;późniejszych filmów Masona… Ten film niestety mu się nie udał, co nie znaczy wcale, że poniósł klęskę. Przynajmniej tak myślałem, dopóki nie zobaczyłem kuriozalnego epilogu, sugerującego chyba, że z tego niby jakiś morał płynie (WTF?!). Tak czy siak cały ten projekt nie poległ na etapie realizacji, bo ta nie jest taka znowu najgorsza, jak na obraz dość amatorski, ale na etapie samej wizji, której na dobrą sprawę zabrakło. W USA takich obrazów powstaje cała masa, lepszych, czy gorszych, ale podobnych fabularnie i realizatorsko. Tutaj teoretycznie wszystko ubrano w konwencję czarnej komedii, ale tak po prawdzie, to nie ma tu się zupełnie z czego śmiać. Fabuła jest dość mizerna, ale by wystarczyła, na jakiś czas, gdyby to zmierzało do jakiegoś mocniejszego punktu kulminacyjnego, a takiego zabrakło. Atmosfera stara się gęstnieć (ale średnio to wyszło) z czasem trwania imprezy w knajpie na prowincji, ale gdy już dochodzi do konfliktu, wszystko rozczarowuje. Tak jak mówiłem – postaci nie przekonują, są zbyt mało groteskowe. Przemocy jest mało i jest zbyt mało efektowna. Motyw narkotyków w sumie cienko wykorzystany. Nie wiem, co dokładnie wciągali,. Ale sposób, w jaki miała by od tego zginąć jedna z dziewczyn jest po prostu absurdalny. Wizualnie wygląda to raczej tanio, kręcono to jakąś cyfrówka. Musze jednak przyznać, że obrazowi nie można zarzucić stateczności, co pomaga pokonać nudę. Kamera jest tania, ale jednak pracuje, montaż jest w miarę gęsty i w miarę sprawny. Było kilka w scen, które były, powiedzmy, ok. Ale było też sporo męczących momentów. Cienko wypada też udźwiękowienie. Muzyka budziła mieszane uczucia.
Podsumowując, drugi pełnometrażowy obraz Masona jest po prostu słaby. Tani, bez wyraźnego pomysłu, bez charakteru, bez celu. Czarna komedia bez humoru o konsekwencjach ćpania, które wcale nie są konsekwencjami ćpania. Mimo to, widać, że filmu nie kręcili kompletni partacze, więc nie dziwi mnie aż tak, że 5 lat później Mason zaczął robić całkiem niezłe filmy.