rodem z Ameryki Płd. W innych dekoracjach (w sensie umiejscowienia akcji w innym zakładzie pracy) mogłoby się nie udać. Mogłoby być za mdło, zbyt cukierkowo. Dlatego odniosłem wrażenie, że te szlachtowane krowy zostały tu potraktowane nieco instrumentalnie, jako mocny kontrapunkt dla rodzącej się relacji między bohaterami, ich romantyczno-autystycznego love story.
No, to chyba tyle, jeśli chodzi o zastrzeżenia. Może jeszcze tyle, że w drugiej połowie wkradło się kilka niepotrzebnych dłużyzn, kiedy nowych melodii przestało już przybywać, a stare nieco już wybrzmiały. Na szczęście końcówka przywraca filmowi właściwy nerw. Ogólnie to przyjemne (sorry, krówki), dobrze zagrane, słodko-gorzkie, a momentami bardzo krwawe kino.