Z jednej strony wnikliwy portret sfrustrowanego inteligenta i świetna kreacja Kondrata - z drugiej: scena w Sejmie jest kompletnie bez sensu i wyrwana z kontekstu, jakby reżyserowi nagle znudziła się rola psychologa, a zachciało mu się być publicystą, który narzeka, jak to w kraju dzieje się źle. Niektóre sceny zbyt mocno uciekają w stronę surrealizmu, inne - przekraczają granicę dobrego smaku (vide: zwulgaryzowane do ostateczności reklamy i "modlitwa" sąsiadów). Mam mieszane uczucia. Ale zobaczyć na pewno warto, bo przynajmniej nie jest to idiotyczna komedyjka ani sztuczne patetyczne nudziartstwo.