Bo niestety dużo w nim prawdy i pełnego realizmu. Co rusz w życiu codziennym natykam się na podobne sytuacje i wtedy od razu przypomina mi się ten film:)
Jak jesteś gówniarzem, to cię śmieszy. Dopiero gdy jesteś jakoś doświadczony, odbiór tego filmu się zmienia kompletnie...
Film do dziś mnie śmieszy, a jestem facetem po 30-stce. Może jednak to kwestia dystansu? Ja nie miałem okazji spieprzyć sobie życia na własne życzenie, nie odrzuciłem miłości życia, nie mam słabo płatnej pracy i nie potrzebuję odpocząć, gdy cały świat jest jakby przeciwko mnie. Ale utożsamiam się z sytuacjami, gdy ktoś znowu musi wiercić w ścianach, golić trawnik, puszcza głośno muzykę lub pali papierosy (gdzie smród unosi się kilka pięter i czuć go u mnie tak, jakby to u mnie ktoś jarał) i fakt, to jest denerwujące. Raz o 2 w nocy jakaś grupka poszła sobie na pobliskie boisko pograć w kosza - myślałem, że ich zabiję, wezmę młotka i jednemu z nich zrobię dziurę w czaszce. Jest u mnie taka akustyka w okolicy, że ławka naprzeciw mojego wieżowca, oddalona o dobre 30m, gdy obsiadana przez patologię, daje mi słyszeć ich każde słowo w nocy. Ale to nie zmienia faktu, że niektóre sceny wciąż mnie śmieszą tak mocno, jak za pierwszym razem. Do innych zmieniłem trochę nastawienie, bo rozumiem dramat Miauczyńskiego, ale moje życie zmienia w zupełnie innym kierunku, by nie mieć poczucia, że tak skończę.