Historia opowiedziana na lamach tego obrazu jest jak najbardziej ciekawa - jednak film jakoś nie wywarł takiego wrażenia jak "męczeństwo" ze swoją mistrzowską mimiką. Pierwszą częsc filmu uznał bym za intesresującą , jednak od pewnego momentu zaczynałem niecierpliwe spoglądać na zagarek. Może to wina brak polskich napisów - sama narracja jest w miare przejrzysta, jednak angielskie napisy na pewno w jakimś stopniu utrudniają zagłębienie się w tej tragicznej historii. Ale koniec narzekań - moim zdaniem plusami filmu jest strona formalna : jest to film z okresu, kiedy kino dopiero "wchodziły" efekty dzwiekowe do film a linia dialogowa była budowana na bieżaco a nie za pomocą charakterystycznych plansz. Film ten jest ciekawym przykładem tego przejsciowego okresu w filmie, choć na pewno nie protoplastą owych zabiegów. Momentami dzieło Dreyera przypominało mi klimatem filmy Bergmana, choćby takie jak "Goście Wieczerzy Pańskiej" - ten sam surowy protestancki klimat skandynawskiej plebani, choc lata akcji róznią się dimaetralnie. Resumując mysle że filmw arty obejrzenia, oczywiście jęsli się go wczesniej zdobędzie, bowiem dużego popytu na tego typu produkcje raczej nie ma.
No nie powiedziałabym, że efekty dźwiękowe dopiero wchodziły do kina. To film z 1943 roku, a dźwięk jest już od początku lat 30. ;]