W komentarzach do filmów będących ekranizacją prozy prawie zawsze można znaleźć opinie, że książka była lepsza. W przypadku “Dziennika Bridget Jones” nie mogę się z tym zgodzić.
W książce:
- W pierwszej połowie prawie nie ma Darcy'ego.
- Właściwie nie wiadomo dlaczego czuje taką niechęć do Cleavera.
- Całkiem nierealna kariera matki w telewizji.
- Książkowi przyjaciele głównej bohaterki są raczej bezbarwni i stereotypowi (np. gej musi przebierać się w dziwne ciuchy).
- Szef Bridget w TV to jakiś gówniarz.
- Nie mogę pozbyć się wrażenia, że Bridget zajmuje się wyłącznie codziennym ważeniem, piciem alkoholu, paleniem papierosów, graniem na loterii, liczeniem kalorii i wymiotowaniem.
W filmie:
- Akcja jest dużo bardziej wartka.
- Jest więcej humorystycznych wstawek a te z książki są bardziej przemyślane (np. remiza, łódki).
- Filme nie ma wad książki.
Dla mnie książka jest zwykłym czytadłem i nie mam ochoty do niej wracać, natomiast film pewnie kiedyś z chęcią obejrzę.