nie mogłem tego długo oglądać. Wszyscy emerytowani ( i nie) dowódcy oddziałów specjalnych kulają się pewnie ze śmiechu po obejrzeniu takich "akcji". Super heroiczna jest ostatnia scena, w której (chyba zbyt głupkowaci...) afrykańscy żołnierze w liczbie co najmniej jednej kompanii, uzbrojeni w karabiny i pistolety maszynowe nie mogą skutecznie uziemić wielkiego jak słoń i startującego im pod nosami samolotu. A wystarczyłoby kilka w miarę celnych strzałów.. No i te czarne i białe ściskające się w braterskich gestach dłonie - brr. Czysty kicz! No, ale skądś trzeba wytrzepać dla takiej akcji szczyptę napięcia i solidarności z uciskanym, czarnoskórymi tubylcami (to nic, że wyrzynającymi się wzajemnie z niesłabnącym zapałem), więc rozumiem.
Film słabiutki. Masa afrykańskich żołnierzy wbiega przez 90 minut pod lufy emerytowanych komandosów brytyjskich. Jedna dobra scena z Moorem i mafiosą, a reszta to nudy i kalka miliona infantylnych filmów wojennych z tamtego okresu.