Właśnie tego oczekuję od filmu biograficznego - nie wiernego trzymania się faktów historycznych (choć oczywiście nie można pozwolić sobie na wszystko) ale jakiejś ważnej, uniwersalnej wymowy, gdzie opowiedzenie o życiu konkretnego człowieka jest podstawą jakiejś historii, a nie celem samym w sobie. Dlatego nie krzywię się na nieścisłości historyczne. Ten film świetnie ukazuje mechanizmy zdobywania i sprawowania władzy i jest też filmem o ideale władcy - kogoś, kto otrzymaną władzę traktuje jako wielki obowiązek i bez reszty poświęca siebie, swoje osobiste ambicje i pragnienia dla kraju i poddanych. Znakomicie, bardzo wymownie przedstawiono proces dojrzewania Elżbiety do tego, by stać się takim ideałem dla swego ludu; proces jej przemiany z trzpiotki, zachowującej się czasem jak małe dziecko i tupiącej nóżką gdy coś jej się nie podoba, w świadomą ciążącej na niej odpowiedzialności "królową-dziewicę", posągową i niewzruszoną, całkowicie oddaną sprawie władczynię.
Świetną kreację stworzyła oczywiście Cate Blanchett, ale dla mnie rządzi w tym filmie Geoffrey Rush. Jego Walsingham to fascynująca postać - tajemniczy, inteligentny, małomówny i stale gdzieś obecny, czujnie obserwujący rozwój wypadków i zawsze gotów doradzić swojej królowej. Taka szara eminencja. Po prostu genialna rola Rusha!