Film średni ale podoba mi się, że główny Szwarccharakter mówi z ciekawym, nieoklepanym południowoafrykanskim akcentem. Np. biała antylopa naklejona na statku kosmicznym, Kruger nucący coś pod nosem w języku (chyba) Africaans - fajne filmowe przekąske audio-wizualne. Holyłódzka papka, powiewająca falga, nadęty klimat amerykańskiego triumfalizmu rodem z "Armageddonu" to się już przejadło i dobrze że tego nie ma u Blomkampa.
Detale, ale to one budują klimat.
Niestety mnie odtrąciły, i według mnie są one zbyteczne, te wszystkie retrospekcje słodko-pierdzące. Nijak nie pasowały mi do filmu i tylko raniły oczy i uszy.
Też bardzo podobał mi się ten akcent. W ogóle ta postać była bodaj najciekawsza w całym filmie. Łysy (Damon) zawiódł, jest nijaki, wręcz beznadziejny.
W filmach sci-fi wyglądam jakiegoś niekonwencjalnego podejścia do tematu, który mimo dopływu gotówki do budżetów filmowców jakby się z wolna wypala. Gdzie się podział ten klimat rodem z pierwszych części Obcego sfilmowanego za grosze w porównaniu ze słabiutkim Prometeuszem za górę baksów? Każda zmiana holyłódzkiej sztampy cieszy ale czy doczekam się wreszcie hitu, z którego w akcie rozpaczy nie ucieknę przed końcowymi napisami? Wątpię. P.S. Na Elizjum zostałem do końca ale epicka kiepskość zakończenia filmu wprost wyrywała mnie z fotela.