Była w nim jedna rzecz która mnie strasznie irytowała.
Frey biegająca wszędzie z córeczką na rękach, która w tym filmie była przysłowiowym "wrzodem na tyłku".
Po co w ogóle zabierał ją Kruger na Elizjum, chciał se puknać czy co, nie rozumiem?
W końcu Max się poddał, Kruger mógł ją zostawić na Ziemi i zaoszczędzić nam tych debilowatych scen w roli zatroskanej mamusi. Przecież później mogła polecieć na Elizjum i wyleczyć chorą córeczkę.
Ale jak zwykle amerykanie muszą wprowadzić wątek miłosny, brakowało jeszcze wszędzie powiewających amerykańskich flag i wszystko trzymało by się przysłowiowej amerykańskiej KUPY!
Kruger rzeczywiście chciał puknąć Frey. Coś tam mówił, że chciałby mieć żonę czy coś takiego. Jednak co racja to racja, było kilka scen bezsensownej bieganiny.
Mnie natomiast zdenerwował inna wada amerykańskiej kinematografii - nadużywanie japońskich akcentów. Przełknąłbym jakoś wybuchające shurikeny, ale zdenerwowało mnie to jak Kruger wymachiwał kataną jak maczetą. Dzięki mieczowi katana można tworzyć wspaniałe, w swoim rodzaju piękne, sceny walki. Ale Amerykanie wolą nonsensy typu lejąca się krew i sypiące się wokół iskry.
Już wiem skąd się wzięło u Ciebie zamiłowanie do samurajskich mieczy i ich efektywnego wykorzystania.
"Shogun Total War" i wszystko jasne :)
Samemu pogrywałem we wszystkie serie Total War zaczynając od Japonii, a kończąc na Napoleonie:)
Jeśli chodzi o miecz Katana to potrafiła efekciarsko przecinać ludzi na pół, takie sceny w filmie mogły by być
zbyt drastyczne i powodować odruchy wymiotne u co niektórych ludzi.
Szczerze to nie chciał bym aby siedząca osoba za mną narzygała mi za kołnierz.
Dziwna jest również w Elizjum scena w której Kruger uśpiony agent przy uścisku dłoni pozwalającą wszystko zmiażdżyć
i przesuwać drzwi pancerne daje sobie wytrącić miecz z ręki jak małemu dziecku.
A mógł ich wszystkich tak fajnie poćwiartować.