autentyczna historia..Film bardzo dobry;trzyma widza w ciekawości,jaką
prawdę odkryje lekarz-psychiatra..Ubawiłam się;bo..na początku..ta próba
bandu - solo altowiolistki..nawet bez ćwierć jaja-co za chwilę potwierdza
Szyc..Szyc..nie rozczarował;zawsze go lubiłam i lubić bedę..Tchnie od niego
z ekranu jakaś..siła przekazu..Tylko..jak mógł być lekarz -psychiatra tak
lekkomyślny i brać pod swój dach kogoś,o kim nic nie wie i nawet nie wie,na
co jest chory i z jakiego powodu siedział tyle lat??Pierwszej nocy-gdy
bezimienny siedział i pukał w poręcz-równie dobrze mógł tego lekarza
zarżnąć we śnie..Ta lekkomyślność specjalisty,który powinien zdawać sobie
sprawę z potencjalnego zagrożenia,jakim jest ten człowiek-bardzo mnie
uderzyła i..pojawiła sie na końcu filmu(lepiej pózno,niż wcale..),gdy Szyc
przerażony o swą rodzinę pędzi do domu..Dobry scenariusz-z tych,które mogło
napisać życie i nasza..nie tak daleka,bolesna historia....
P.S.-W nawiązaniu do recenzji pana Pietrzyka-ostatnia scena.jest
bardzo"znaczeniogenna".Ja ją odebrałam-jako..ulgę,że rodzina jest zdrowa i
nic się nie stało;zdumiewająca,że tak negatywnie nastawiona żona jest w
stanie skupić się na grze z siedzącym za plecami bezimiennym-którego w domu
kategorycznie bytność sobie wyprosiła-ale..najbardziej mi sie nasuwa..jakiś
taki potrzask sytuacyjna dla lekarza..Bo..wszyscy siedzą w zgodzie i
harmonii;obiekt się uśmiecha i..co dalej??Czy dobre serce lekarza pozwoli
na egzystowanie tego człowieka z rodziną lekarza-podczas,gdy nosi on w
sobie..bombę zegarową odzyskania całkowicie swej pamięci i czynów,jakich
się dopuścił??CO dalej może zrobić lekarz,by żyć w zgodzie ze swym
sumieniem i nie narażając swej rodziny??Wiele pytań i ..interpretaci-słowo
tak zohydzone przez współczesnych polityków właśnie tego resortu-wiele
interpretacji tej sceny się nasuwa...
zgadzam sie z toba inni wogle chyba niezrozumieli filmu i zwracaja uwage na niezaczace szczegol - moja ocena 9/10.. pozdrawiam
Wiesz, w psychiatrii to jest trochę tak, że nie każdy pacjent jest skłonny do agresji. O Płockim niewiadomo było nic, stąd lekarz nie musiał od razu podejrzewać go o jakąś tłumioną agresję.
Inna sprawa, że takie... przyjmowanie pod swój dach chorego człowieka (kiedy w domu jest małe dziecko i młoda żona), faktycznie zakrawa na jakąś lekkomyślność.
Ostatnia scena. Chyba najlepsze w niej było właśnie to, że pacjent jednak nie okazał agresji, że po prostu słuchał muzyki, że spojrzał na swojego lekarza z jakimś rodzajem demonizmu na twarzy (a może ten demonizm zobaczył właśnie Kostek, gdy już znał jego historię).
Samym filmem jestem zauroczona. Spokojna, a jednocześnie wartka historia. Naprawdę dobre kino ;)
I naturalnie zgadzam się z Twoim komentarzem.
Szyc tak się zaopiekował NN bo przelał na niego uczucia jakie żywił do ojca który niedawno mu umarł. Ten gest taki sam jak u ojca go zaintrygował bo przypominał mu ojca. On też przecież nie brał go do domu na początku tylko po tym jak przenieśli go do domu opieki - czyli sygnał że ktoś chce ukręcić sprawie łeb i uniemożliwić dalsze badania.