Jestem tym filmem absolutnie rozczarowana. Nie spodziewałam się wiele po produkcji Netflixa ewidentnie celujacej w widownię sporo młodszą niż ta która polubiła historie Sherlocka w innych wersjach, zarówno filmowych i serialowych. I naprawdę patrząc na ten film z przymrużeniem oka nadal nie wiem po co on powstał. Fabuła średnio sie trzyma kupy, nie wiem do końca czy był to spontanicznie pisany w trakcie kręcenia scenariusz, ale tak to właśnie wygląda. Mam też osobisty problem z główną aktorką bo zwyczajnie jej nie lubię i ciężko mi się na nią patrzyło. Wstawki z Enolą mówiącą do kamery chyba miały na celu powtórzyć bardzo udany komediowy zabieg z serialu Fleabag, jednak w wykonaniu Millie Bobby Brown były raczej irytujące. Mimo mojej sympatii do Cavilla, jego wersja Sherlocka była papierowa i nijaka. Sam Claflin mógłby zniknąć z ekranu w połowie seansu i nie poczułabym wielkiej różnicy. Film może i niesie przesłanie, ale bardzo prymitywne. Dobry montaż, niezłe kostiumy i całkiem wiarygodne historycznie ale wszystko to stoi na koślawych nogach beznadziejnej fabuły, pełnej luk i bezsensu.