Film jest lekki, zabawny, zupełnie niczym nastoletnia główna bohaterka. Zburzenie czwartej ściany (mimo, iż nie jestem tego fanem) wyszło tutaj bardzo dobrze. Niestety, kuleje tutaj sama fabuła i jej wykonanie... mamy całą masę wydarzeń, które były zupełnie przypadkowe, a jednak wciąż prowadziły gdzieś dalej. I tak, zupełnym przypadkiem Enola znajduje się w dzielnicy portowej, w tym samym czasie co wynajęty zabójca. Innym razem skupuje gazety, by znaleźć w nich tajny szyfr. Później zaprzestaje tego robić na dłuższy czas, aż pewnego dnia kupuje losową gazetę- i akurat wtedy- znajduje to czego szukała. Takich "zbiegów okoliczności" jest cała masa. Najbardziej kuleje tutaj historia matki Enoli. Nie chcę spoilerować- ale po obejrzeniu całego filmu wystarczy pomyśleć co i dlaczego zrobiła- nic się nie trzyma kupy, a szkoda.
Ostatnia rzecz, to ta typowa dla Netflixa "postępowość"- bardzo zgrabnie wtłaczana w umysły młodych widzów. Dobrze że ukazana jest walka sufrażystek, dobrze że film pokazuje, by młodzież szukała własnej drogi w życiu- ale część motywów jest zupełnie wypaczona. Przykładowo, obsadzanie wysokich stanowisk w XIX-wiecznym Londynie przez czarnoskórych. Nawet przerobienie postaci historycznej, Edith Garrund- sufrażystki uczącej Aikido- na postać czarnoskórej właścicielki kawiarni wygląda zwyczajnie nienaturalnie i śmiesznie. Kolejnym przykładem są sceny z gorsetem- w pierwszej Enola zakłada go na własne życzenie, a cała scena jest zwyczajnie zabawna. W drugiej scenie jednak Enola zakłada go z tak wielkim, psychicznym bólem, niczym byłaby to największa kara i opresja ówczesnych kobiet, narzucana przez mężczyzn. Rozumiem ukazać by nie podążać ślepo za modą, ale takie skrajne sceny wprowadzają zwyczajne zmieszanie.