PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=556399}
5,4 27 tys. ocen
5,4 10 1 27402
6,2 29 krytyków
Essential Killing
powrót do forum filmu Essential Killing

Scena w której bohater strzela z bazooki w kilku ludzi, którzy lada moment mogą odnaleźć jego kryjówkę. Widziałem naciśnięcie spustu, odrzut, i końcowy brak tych kilku ludzi, ale samej rakiety, która wystrzelona rozwala i robi bum, nie. Coś tu jest nie halo. Czegoś tej scenie brakowało – wiem czego, ale nie wiem: czemu. Czemu reżyser postawił mnie – widza – poza nawias tego filmu, czemu dał mi poznać smak sceny, której nie zobaczyłem. Podobny motyw powtórzy się w filmie kilka razy, choćby w scenie jedzenia mrówek: zobaczyłem człowieka liżącego swoją dłoń, nie kogoś, kto je mrówki. To dla mnie zagadka: czemu reżyser kręcił coś, czego nie chciał pokazać? Nasuwa się odpowiedź: „bo nie o to w nich chodziło”. Więc o co? O tym później.

To nie koniec „niezdecydowania”: niejasne jest stanowisko widza, jakie wyznacza mu reżyser. Z początku wydaje się, że widz jest niejakim alter-ego młodego chłopaka, który trafił do woja i dostał zadanie uczestniczyć w pogoni za zbiegiem. Tak jest teraz w wojsku – nowemu nic się nie mówi, ma słuchać i wykonywać rozkazy. Stąd cudowne i w pewnym sensie pionierskie w kinie ujęcia z pokładu helikoptera – do tej pory takie rzeczy można było zobaczyć tylko w grze „Call of Duty Modern Warfare”. Ściganie zbiega najpierw po bezkresach pustyni, a potem po lasach, to prawdziwa artystyczna przyjemność. Te ujęcia mógłbym oglądać chyba w nieskończoność, te lasy były piękne!

Jednak w pewnym momencie wojsko na dobrą sprawę znika z filmu, wtedy już tylko na ekranie pozostaje uciekający bohater. Wcześniej reżyser miał do niego stosunek tylko obiektywny – kamera była przy nim, ale nie jako jeden z napastników. Była pasywna i nic ponad to. W sytuacji, gdy zagrożenie istnieje fizycznie było znane, był wiadomy sposób, w jaki widz ma się w tę opowieść zaangażować. Niech go złapią, pewnie zrobił coś złego, co zostanie później dopowiedziane. Dopowiedziane jednak nie zostanie, zagrożenie zniknie, pozostaną trudy, niejako naciągnięte – choćby natychmiastowe zniknięcie z tego domu, które w jakiś sposób było bezpieczne (dom został sprawdzony, wojsko poszło dalej. Wprawdzie był jeszcze jej mąż, ale on o tym nie wiedział, bo nie rozumiał polskiego, a wyszedł sam z siebie). W efekcie nie wiadomo, czemu go ścigano, czy wrócił mu słuch, ani skąd te wątki metafizyczne się wzięły i co miały oznaczać. Martwą żonę? Utratę wiary, zwątpienie w nią? Sporo możliwości, i żadna nic do filmu nie wnosi...

Wracam do pytania – o co więc chodzi? O pokazanie zbiega, tylko że ostatecznie jest to zbieg obojętny. Może zaimponować jego wytrwałość, ale wolę być obojętny wobec tego co zobaczyłem. Nie wiem, co on zrobił, ani czemu. Chłodny dystans jest w sumie jedynym słusznym stanowiskiem... A takiego zimnego kina nie lubię.

Jest to dobry film akcji – cały czas coś się dzieje, jest świetny montaż i kamera z ręki (czysty obraz nawet przy gwałtownym szarpnięciu!), są malownicze plenery, „niesłyszalna” muzyka i słabe zakończenie, nic nie wnoszące do gatunku.

Jeszcze jedno – czemu wszyscy na sali śmiali się z polskich tekstów? Nieważne, co, ważne że po polsku. Armia otaczająca chatkę łowiecką – wyjdź z rękoma w górze itd. W budce jest tylko pijany polak wyjeżdżający z tekstem „Cooojestku*wa..?...”. Cała sala rechocze. Bohater podpieprza rybę, wędkarz drze się za nim „Udław się!”. Cała sala rechocze. O co biega?


6/10

_Garret_Reza_

polecam recenzję Kazimierowskiej - może wtedy zobaczysz coś więcej niż grę komputerową :-)
oto link:
http://kulturaliberalna.pl/2010/11/02/kazimierowska-krew-na-sniegu/

ocenił(a) film na 6
coffeeday

Nie zobaczyłem gry komputerowej, ale dzięki za danie mi do zrozumienia, że nie zrozumiałeś mojej opinii.

Co do recenzji Kazimierzowskiej, mogę się nią podetrzeć, a oto powody:


"uważam „Essential Killing” za świetne kino akcji"

Sam uważam film Skolimowskiego za świetne kino akcji, czemu więc dałeś mi akurat ten tekst, bym dzięki niemu zobaczył w filmie coś więcej, skoro właśnie to w nim zobaczyłem? Bez sensu.


"Czeka go mróz, którego zazna pierwszy raz w życiu"

Veto! Przypuszczenie autorki, nie wynika to z filmu, a napisane w sposób, który sugeruje, że jest odwrotnie, ergo wprowadza czytelnika w błąd.


"I tak długo, jak pamiętamy o prawach, jakimi rządzi się świat dzikiej natury, tak długo przygoda z filmem Skolimowskiego nie będzie dla nas rozczarowaniem. W Polsce pozorne wyzwolenie i ucieczka w zimie dla nieznającego języka, zaszczutego niczym zwierzyna na polowaniu człowieka oznacza śmierć. Skolimowski pokazuje, że świat to nie miejsce na bajki pod tytułem „poznał piękną kobietę na polskiej wsi (Emanuele Seigner), pozbył się jej męża i żyli długo i szczęśliwie, ona głucha, a on talib”."

Kolejne veto - autorka narzuca czytelnikowi, czego miał OCZEKIWAĆ przed przeczytaniem recenzji, a potem wypiera to. Uznaje za oczywiste, że wszyscy mieli takie same oczekiwania względem "EK" (że W OGÓLE jakieś mieli), nie pisząc przy okazji, czy ona jakieś miała, zasłania się tylko ogólnikami w stylu "wszyscy" itp. Ostatecznie bardziej ocenia mylne oczekiwania niewiadomego pochodzenia niż sam film.

ocenił(a) film na 6
_Garret_Reza_

W sumie to się zgadzam. Nie jestem pewna co do ostatniego pytania, ale przyznam że ja tez nie mogłam powstrzamać usmiechu na te polskie wstawki. No ba, co zrobić. Być może to zwykły komizm sytuacyjny a może brak przyzwyczajenia do polskiego języka w kinie. Albo, chwilami film wydawał się na tyle absurdalny że dowalenie podobnych tekstów po prostu dopełniało czary. Wszystko jedno, w każdy razie czuję się usprawiedliwiona.

ocenił(a) film na 8
_Garret_Reza_

Lubię Cię czytać, _Garret_Reza_ - a to dlatego, że Twoje interpretacje nie są tandetnym mądrzeniem się, wyciąganiem z filmów nieistniejących symboli czy poprawianiem reżysera/scenarzysty etc, tylko próbą opowiedzenia, jak film działa w Tobie. Tak że pozwól, że dopiszę tu coś od siebie.

Ta Twoja metafora niezdecydowania - kapitalna! - dobrze oddaje też moje pierwsze wrażenia po wyjściu z "Essential Killing". Myślałem tak: albo ten film jest radykalnie uniwersalny, albo kompletnie o niczym. No i wymyśliło mi się coś takiego: jeden z guru najnowszej filozofii, Giorgio Agamben, od lat wałkuje taki pomysł - rzeczywistość społeczno-polityczna świata Zachodu przynajmniej od końca II wojny światowej jest rzeczywistością stanu wyjątkowego. Coraz bardziej złożone realia zachodnich demokracji to tak naprawdę wyzwanie dla rządzących (oczywiście, Agamben to radykalny lewicowiec, szukający związków między totalitaryzmem nazistowskim bądź komunistycznym a tym globalistyczno-neoliberalnym), którzy wiedzą, że mogą sprawować skuteczną władzę tylko wówczas, gdy obowiązujący, sięgający korzeniami do oświeceniowego etosu praw człowieka porządek prawny zostanie zawieszony. Przykładami takiego zawieszenia mogą być Auschwitz, zimna wojna (zwłaszcza podsycana i w demoludach, i na Zachodzie histeria atomowa), ale też stan wojenny w Polsce czy amok strachu przed terroryzmem, rozpętany po 11 września, który pozwolił przy całkiem sporym poparciu opinii publicznej rozpętać Bushowi dwie wojny, których casus belli był - jak się okazuje - mocno problematyczny... Nie inaczej ma się sprawa - co w kontekście filmu szczególnie znaczące - z miejscami takimi jak więzienia Abu Ghraib czy Guantanamo. Co łączy wszystkie te przestrzenie historyczne? To, powiada Agamben, że w każdej z nich jednostka (w różnym stopniu) zostaje postawiona w stan anomii, bez-prawia: można z nią zrobić jeśli już nie wszystko, to przynajmniej znacznie więcej niż w warunkach faktycznego podlegania prawu. Szczególnie wyrazistym przykładem takiej instytucji anomii jest dla Agambena obóz zagłady i jego szczytowy produkt, czyli muzułman, jednostka zredukowana do czystej biologiczności, gotowa zrobić absolutnie wszystko w imię najbardziej doraźnej, nie poddanej jakiemukolwiek rozumieniu woli przeżycia. Jest to sytuacja, w której z człowieka pozostaje jedynie "nagie życie", nie posiadające żadnej wartości prawnej, z którym zrobić można wszystko.

Nie twierdzę, że Skolimowski czytał Agambena - ale jego talib wydaje mi się dobrą ilustracją człowieka w sytuacji jak najradykalniejszej anomii. Jest przede wszystkim poza swoją kulturą - a przecież to kultura warunkuje, co ocenia się jako dobre/złe, brzydkie/piękne, smaczne/obrzydliwe, a tym samym to ona generuje określony ład prawny. Jest też poza swoją geografią, klimatem, językiem etc. - jest więc w sytuacji, w której nie ma szans oprzeć się na czymkolwiek. Stąd też jego ucieczka jawi się jako szczególnie bezsensowna - bo jest w gruncie rzeczy opowieścią o tym, jak musi czuć się człowiek w przestrzeni, której nie może opanować żadnymi znanymi sobie prawidłami (ta sama fabuła opowiedziana w realiach Afganistanu straciłaby całą swoją przytłaczającą siłę - byłaby po prostu historią z cyklu ścigany/goniony, gdzie ścigany dysponowałby przewagą z racji tego, że przebywałby w rzeczywistości podległej jego prawu). Stąd też, myślę, to osobliwe doświadczenie, że film jest fabularnie, narracyjnie nijaki: główny bohater nie ma możliwości nawet opowiedzenia tego, co mu się dzieje, a więc pozostają jedynie kapitalnie sfilmowane epifanie jakiegoś niezrozumiałego sensu: odpychająco brzydka Polska (bo to, co nieznane, musi być w pierwszym doświadczeniu odpychające), niebywałe koncentrowanie uwagi na czymś tak banalnym jak zamarznięty strumyk (który dla gościa chowanego na pustyni jest objawieniem niesamowitości rozumianej całkiem po freudowsku - czyli nie-samowitości, czegoś, co jest radykalnie nie-moje), porażające swoją brutalnością ataki na wszystko, co spotyka - bo co niezrozumiałe, musi zostać zniszczonym... Stąd wreszcie "Essential Killing" nie prowokuje - w pierwszym odbiorze - myślenia, ale emocje, cholernie intensywne. Najbardziej wymowne jest z tego punktu widzenia jedyne w filmie spotkanie dwóch kultur - z których jedna nie mówi, a druga nie słyszy...

Czy jakoś tak... Przepraszam, jeśli się rozpędziłem i zacząłem pobredzać.

ocenił(a) film na 6
Ras_Democritus

Dziękuję za miłe słowa, najmilsze od... roku? No, długo już takich rzeczy nie słyszałem, w każdym razie... Niemniej, szkoda że pierwszy raz się odzywasz.;-)

Doceniam i rozumiem, że chcesz bym poznał twoją wypowiedź, jednak w trosce o porządek następnym razem wysyłaj mi na privie linki do swoich tematów... Tak postąpił trzy lata temu inny użytkownik, z którym do dziś utrzymuję najlepszy kontakt na FW.;-)

Cała ta teoria naprawdę trzyma się kupy, i faktycznie, świetnie podbudowuje ten film, wynosząc go tak jakby na wyższy poziom. Pasuje chyba wszystko, choć niektóre kwestie są naciągane - nadal trzymam się tego, że bohater EK mógł wcześniej widzieć śnieg itp. To równie dobre przypuszczenie, jak to, że nie widział. Dalej - nie bardzo rozumiem, co mają obozy zagłady do muzułmaninów, czyżby chodziło ci o inne niż te hitlerowskie? Bo o innych nie słyszałem.

Poza tym, teoria Giorgio to nic nowego, już dawno temu Ayn Rand nie tylko stwierdziła coś takiego, ale i udowodniła że coś takiego istnieje, podając też, czemu i dlaczego.

Aha, i nie kultura definiuje co ocenia się jako dobre/złe, tylko filozofia, która również nie jest narzucana - z twojego postu wynika, że człowiek przyjmuje te wzorce bezwarunkowo, gdy w istocie zawsze od niego zależy co za wzorzec wybierze...

ocenił(a) film na 8
_Garret_Reza_

Tylko kilka szybkich odpowiedzi:
1. "Muzułman" (właśnie tak, niegramatycznie na pozór) to slangowe, obozowe określenie więźnia, który znalazł się na krawędzi wyczerpania fizycznego i dawno już przekroczył granice ostatecznego upodlenia. Właściwie ktoś taki znajduje się już po stronie śmierci - chyba dlatego był znienawidzony nawet przez współwięźniów. Z wyznawcą islamu ma to tylko tyle wspólnego, że jego skrajnie wychudzona, pochylona i kiwająca się sylwetka niby to przypominała muzułmanina właśnie (ktoś wstrząsająco nazwał muzułmanów "kiwającymi się znakami zapytania"). W obozie sowieckim jego odpowiednikiem był tzw. dochodiaga.
2. Kulturę rozumiem szeroko - jako splot określonych uwarunkowań filozoficznych (o których piszesz), ale też politycznych, gospodarczych, historycznych, religijnych... Krótko mówiąc: określona filozofia nie powstaje w próżni i jest w stosunku do kultury (jak ja ją tu rozumiem) wartością podrzędną, jest jej funkcją: nie bez powodu np. platonizm rozwinął się w Europie, a taoizm na Wschodzie.
3. Pewnie, że trochę naciągam - ale wszak chodzi o metafory... No i też się zgadzam, że Agamben nie odkrywa Ameryki, choć pewne rzeczy znane ustawia w zaskakująco nowych kontekstach. Zresztą trochę go - na potrzeby dyskusji, rzecz jasna - strywializowałem, ale skądinąd uważam, że jego naprawdę gigantyczna popularność jest nieco przesadzona.
4. Nieprawda, że zgadujemy się pierwszy raz: wychwalałem Cię już ongiś pod niebiosa przy okazji Twojej świetnej interpretacji "Very Drake", a później chyba jakoś delikatnie się spieraliśmy w jednym temacie założonym przez marscorpio a propos "Obywatela Kane'a". Ale to nieważne. Pozdrawiam!