Mimo usilnych starań, Ridley to nie ta liga, co jego brat. W najnowszym filmie dajrekczera Scotta widać solidną, sumienną robotę, która jednak pozostawia detaliczny niedosyt, nieobecny w filmach Tony'ego. W tym wypadku głównie niedosyciła mnie scena przejścia przez morze (przypływ, bez kostura?) oraz prognoza plag, w której linia fabularna uległa temporalnemu zniekształceniu. Plusami są natomiast: imponująca jak zawsze sceneria, wytrawny jak zwykle Chrisu Bale oraz klimatyczna muzyka.
ej tam, Tony kręci inaczej swoje dzieła, no i oscyluje bardziej w gatunkach rozrywkowych (sensacja-akcja). Ale obydwaj reżyserzy to geniusze , jak to się zwykło mówić "mają oko". Co do "Exodusu..." to uważam ten film to też kawał świetnej roboty. Nie zapomnijmy przy tym, że od samego początku Ridley-owski Mojżesz zamiast kostury posługiwał się egipskim mieczykiem. Jak dla mnie jedyny minus polegał na tym, że filmowi zabrakło troszkę większej dozy niesamowitości, nagle przywołane nadprzyrodzone moce mogłyby wywołać u mnie dreszczyk jak w filmach o superbohaterach, a tak wszystko się rozmyło się do postaci niezwykłych zbiegów okoliczności połączonych z anomaliami sejsmicznymi tudzież pogodowymi.
PS: jak by nie krytykować reżyserię to bez dwóch zdań na wysoką ocenę zasługują zdjęcia, muzyka, scenografia i kostiumy. No po prostu boskie !