To nie bzdura.To prawda.Ojciec murzyna był stworzony poprzez mutację genetyczną i nie mógł pomóc synowi.ten się wkurzył i nałożył klątwę na Plejadan i Borissa.Ogólnie wszystko ma swój sens...
W innym miejscu twierdziłeś, że ludzie jednak byli na Księżycu. Po tym wpisie wiem, gdzie umiejscawiać twoją inteligencję i wiedzę na podobne tematy. Twoje rezultaty plasują się gdzieś między tasiemcem a filiżanką od kawy. I właśnie masy takich użytecznych idiotów jak ty robią dobrze politykom i mediom łykając jak młode pelikany każdy szajs, jakim są karmieni. Proste. :)
Griffin wspominał, że tam, gdzie była śmierć, zawsze musi być śmierć, tzn. ktoś musiał zginąć, żeby K przeżył, przynajmniej o ile dobrze zrozumiałam. Poza tym wydaje mi się, że ojciec J'a wg pierwszej opcji, przed zmianą wydarzeń przez Borisa, i tak zginął. Może po prostu w każdej " opcji" ojciec J'a musiałby zginąć. Nie wiem. Wiem, że to nie są zbyt dobre odpowiedzi na to pytanie, ale nic innego nie przychodzi mi na ten temat na myśl :)
Nie ma za co, to nie jest pewna odpowiedź. Po prostu tak mi się wydaje, ale może ktoś znajdzie lepsze wytłumaczenie :)
Możliwe, że coś przyjdzie mi jeszcze na myśl, bo w środę idę do kina jeszcze raz :)
Chodziło o śmierć jakiegoś z "dobrych", jedynym rozwiązaniem była śmierć K albo śmierć ojca J, dlatego J musiał wybrać. Z tą zachowanie K, bo wiedział, że jego życie kosztowało, J osierocenie samego siebie.
Jka dla mnie bardzo wzruszająca scena.
Bo wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej, całe ich życia. Prawdopodobnie zniknęliby z tego miejsca na plaży i pojawili się w innej linii czasowej, nie znając się i pracując jako zupełnie kto inny.
Właśnie, że nie koniecznie. "J" swoją obecnością zmienił kontinuum czasowe (pościg, wypadki, przyjęcie etc.) i w całą sprawę zostało wtajemniczonych kilka osób ("K" z przeszłości, ojciec "J", członkowie MIB, kosmici). Mogli uratować ojca "J" i zachować kontinuum czasowe bez większych zmian. "K" z przeszłości i ojciec "J" mogli dopilnować by "nowa przyszłość" była jak najbardziej zbliżona do "starej przyszłości". Większość ludzi na miejscu "J" by spróbowała.
Przecież w momencie, kiedy J cofał się w czasie, aby uratować K nie wiedział jeszcze w jaki sposób zginął jego ojciec, dowiedział się dopiero obserwując daną sytuację. Griffin nie powiedział J-owi, że jego ojciec zginie, bo widocznie w każdym wariancie czasowym ojciec J ginie. Dziwi mnie tylko, że J nie poznał swojego ojca, a przynajmniej nic w jego zachowaniu na to nie wskazywało, wyglądało to tak jakby zorientował się, że to był jego ojciec dopiero w momencie, gdy zobaczył małego siebie. Rozumiem, że tak małemu dziecku (na ile ten mały J wyglądał? 4 lata?) może zatrzeć się w pamięci obraz twarzy ojca, ale nie miał żadnego jego zdjęcia?
Jego matka pewnie wtedy już nie żyła, a K pstryknął mu neutralizator mówiąc tylko że jego ojciec był bohaterem i potem pewnie oddał gdzieś do sierocińca (bo w 1 części chyba J go nie zna też :P).
Ale mógł zrobić tak jak z zabiciem drugiego Borisa, już po całej akcji, jak zobaczył, że wyskakuje pierwszy Boris i zabija jego ojca, to cofnąć się tylko o jakieś 5 minut i się zaczaić na tamtego Borisa, wtedy nie było siły by nie ocalić wszystkich. Ale wtedy znów całkiem by zmienił czas i jakby wrócił do swojego czasu to być może byłaby inwazja innych kosmitów a on by wcale nie pracował w MiB??
Jakby to rzec - to nie jest film nazbyt gleboki i nazbyt filozoficzny. Tam nie bylo zadnych zagadek - powiedziano tylko, ze tam gdzie byla smierc bedzie smierc. Jedna smierc zastapila inna i bohater musial sie z tym pogodzic.
Zgadzam się z przedmówcą. Twórcy filmu nie stawiają przed nami żadnych zagadek. Po prostu rozwiązali historię w ten a nie inny sposób. Ojciec J-a musiał zginąć, bo taka była cena za ocalenie planety przed zagładą.