„Fish Tank”
Kino nagrodzonej Oscarem za fenomenalny krótki metraż „Wasp” Andrei Arnold. Debiut tej autorki w pełnym metrażu, „Red Road” miał rozpocząć słynny, bo porzucony cykl filmowy konceptu Larsa von Triera w którym ta sama ekipa aktorska miała grać zmienne role w kilku filmach różnych reżyserów. „Fish Tank”, to trzeci film Arnold, nie mający nic wspólnego z krótkim metrażem (trwa dwie godziny, co ostatnio jest coraz mniej popularne wśród widzów, a więc i wśród twórców), ani z Larsem von Trierem (może to i lepiej). „Fish Tank”, podobnie jak poprzednie tytuły reżyserki, przedstawia z perspektywy kobiety świat zimnych i nieprzyjemnych brytyjskich przedmieść.
15-letnia Mia (Katie Jarvis) jest agresywną wobec otoczenia dziewczyną, która nie ma koleżanek. Nie chodzi do szkoły. Gardzi dziewczynami z osiedla tańczącymi popowe kawałki o erotycznym podtekście. Sama też żyje muzyką, ale jej taniec jest jej sekretem. Zamyka się w domu sama i tańczy freestyle przy kawałkach bardziej niezależnych niż te z osiedla. W domu prowadzi z młodszą siostrą wojnę podjazdową, podobnie z samotną matką (Kierston Warming znana z „Polaka potrzebnego od zaraz” Loacha), która co i rusz imprezuje. Mia ma naturę wrażliwej, może i romantycznej istoty. Ciągnie ją do uwolnienia z łańcucha pewnego białego konia przetrzymywanego przez podejrzanych chłopaków na opuszczonym zamkniętym parkingu. Pewnego razu świeży partner matki, młody, przystojny Connor (Michael Fassbinder, ostatnio błyszczał w „Głodzie” i „Bękartach wojny”) zastaje ją w domu w trakcie tańczenia, co stwarza między nimi kameralną, napiętą atmosferę. Mia reaguje na niego, jak na każdego innego: jest cięta i zbywa jego próby nawiązania relacji. Po jakimś czasie Connor sugeruje jej, by rozpoczęła robić coś z tańcem. Mia niby niedbale zaczyna starać się o rozwój swojej pasji.
„Fish Tank” nie jest „Billy Elliottem” w wersji z dziewczyną, która tańczy jak chłopak. Przynajmniej nie tylko tym. Taniec dla Mii ale także, dla matki i siostry, jak pokaże rozwój filmu i kluczowa scena, nie jest rzeczą wyuczoną, czy ucieczką, ale czymś naturalnym, wrodzonym, raczej spontanicznym, niż dającym od razu odkupienie. Muzyka, tak jak telewizja, grająca w ich domu na okrągło jest tak oczywiście istotna, że aż niezauważalny jest jej wpływ. Młodsza siostra, jak z amerykańskich teledysków zwraca się do matki: „Look at you, b…”. Zamiast „kocham cię” mówi „nienawidzę cię” mając na myśli to samo.
Wątek relacji Mii z Connorem, a także równoległa nić łącząca ją z jednym z chłopaków z parkingu, biegną do oczywistego finału, który jest nie tyle przewidywalny, co życiowy i bezpretensjonalny. Nie ma tu wzruszeń inicjacją, jak w „Ukrytych pragnieniach”. Teza, że sukces wynika z pasji też byłaby zbyt prosta. „Fish Tank” to kino surowe, ciężkie, ale nie przygnębiające. Jest w nim miejsce na minimalne emocje, ale że ludzie wychowani na cynizmie i agresji wyzbyci są tu jakichkolwiek szlachetnych uczuć, nie ma mowy o łzawym sentymentalizmie. Świetny film będący w dużej mierze polemiką z tezą z filmów Mike’a Leigha, że ludzie są mimo wszystko zdolni do rozmawiania .
Tyle bzdur napisano o tym filmie na filmwebowym forum, że z wielką przyjemnością odgrzebałam i przeczytałam tę starą, bardzo trafną w moim odczuciu recenzję.
"Fish tank" to film surowy, mocny i prawdziwy, z rewelacyjną postacią genialnie wręcz zagraną przez amatorkę.
Nie jest to film lekki, łatwy i przyjemny, a bohaterka źle tańczy z założenia. Nie miał to być jakiś kolejny "Step up".
Tutaj jest inna recenzja, która dotyka istoty rzeczy (zestawiając Fish Tanka z innym filmem o dojrzewaniu dziewczyny):
http://kinofil.pl/fish-tank-kontra-byla-sobie-dziewczyna/