Nie zrozumiałam tego filmu w pełni, dopóki nie usłyszałam opowieści Herzoga o jego tworzeniu. Szaleństwo Fitzcarralda było JEGO szaleństwem. Radość bohaterów w scenie, kiedy statek, ciągnięty przez liny, zaczął poruszać się do przodu, była autentyczna - aktorzy nie byli pewni, czy "szalony" zamysł Herzoga się uda. Reżyser przyznał, że sam mógł zagrać głównego bohatera.