Szaleństwa Fitzcarraldo (rewelacyjny Klaus Kinski) nierozerwalnie kojarzą mi się z prozą Josepha Conrada, o dziwakach zmierzających w serca ciemności, nieodkryte krainy, pełne niebezpieczeństw. A cały ten eksodus wykonują postaci mamiące kontrowersyjnymi postawami moralnymi niełatwymi do jednoznacznej interpretacji...
Na takich właśnie założeniach opiera się ten film. Na wkroczeniu cywilizacji w dziewiczy świat nietknięty dotąd ludzką stopą, co dobitnie obrazuje jedna, genialna wręcz scena - statek wpływa w dżunglę, która wita przybyszów hałaśliwymi głosami bębnów. Nagle z pokładu wybrzmiewa opera Caruso - dżungla bezpowrotnie milknie...
Znakomity film i pewnie padłbym plackiem, gdyby nie to, że jest o jakieś dwie klasy słabszy od innego arcydzieła Herzoga - "Aguirre, gniew boży"...
Moja ocena - 7/10