Herzog zrobil film bez kompromisow. Tego filmu i roli Kinskiego nie da sie zapomniec. SLynne wciaganie prawdziwego statku (a nie tekturowej makiety) na gore pozostanie chyba najbardziej odjechanym przedsiewzieciem w dziejach kina!:]
mnie sie ten film wcale nie podobal, szczegolnie pierwsza polowa. Wspomniana przez ciebie scena byla jedyną która zrobiła na mnie wrażenie. Fabuła o gościu z poronionymi pomysłami jakoś mi nie odpowiada.
Po pierwsze Herzog. Po drugie Kinski - już to połączenie jest zapowiedzią czegoś interesującego i wartego uwagi. Po trzecie: zestawienie natury (dżungla) i kultury (opera) czyli niesamowita uczta dla oczu i uszu. Do tego doskonały scenariusz, zawierający typowy (co nie znaczy banalne!) dla Herzoga motyw szaleństwa. I dla dopełnienia wspomniana przez ciebie scena.
Mistrzostwo.
Podczas tej sceny zastanawiałem się, czy to tekturowa makieta czy co oni tam wciągają :o Tak czy siak, fajnie widzieć, że chyba większym szaleńcem od samego pierwowzoru Fitzegralda był Herzog biorąc się za kręcenie takiego filmu. Sceny wciągania statku to mistrzostwo, a jeżeli rzeczywiście nie była to makieta, to naprawdę wymagało większego planowania niż to, w jaki sposób przedstawiono to w filmie :D