ale my jesteśmy tak wyprani przez sztuczny medialny świat, który sobie stworzyliśmy, że umiemy już myśleć tylko kliszami i konwencjami. Haneke ośmiesza filmowośc jako taką i nas jako jej odbiorców, z pełną premedytacją podsuwając nam pod nos kolejne fałszywe tropy, a my nawet jeśli uświadamiamy sobie, że bierzemy udział w jego zabawie, to i tak mimowolnie, podświadomie dajemy się nabierać i mamy nadzieję, że "może teraz się uda" - totalna manipulacja widzem.
najpełniej przejawia się to oczywiście w genialnej scenie z pilotem, w której reżyser za pośrednictwem swojego metabohatera bezczelnie daje nam po głowie: tak, właśnie tak mogłoby się zdarzyć w amerykańskim filmie o napadniętej rodzinie, która walczy ze złoczyńcami - ale życie to nie film i tu nie będzie happy endu.
niezwykły film, ale chyba nie chcę go więcej oglądać.
p.s. nie widziałem oryginału, rzuciłem tylko okiem na parę minut, ale z tego co widziałem, to wygląda identycznie - łącznie z tymi samymi kadrami, ustawieniem kamery itd. zakładam więc, że jedna wersja w zupełności starczy. zwłaszcza, że nerwy mam tylko jedne.