Głęboka czerwień

Profondo rosso
1975
7,1 7,2 tys. ocen
7,1 10 1 7247
7,1 23 krytyków
Głęboka czerwień
powrót do forum filmu Głęboka czerwień

Śmiech na sali... dosłownie!
Od razu wyjaśniam, o co mi chodzi. Toteż film był emitowany na festiwalu Era Nowe Horyzonty. Wyszła z tego bardziej komedia, bo ludzie (w tym ja) cały czas się śmiali. Czy o to chodziło w tym filmie? Tego nie wiem, ale na pewno warto było to zobaczyć.

Bez wątpienia klasyka horrorów, ale do rzeczy:

1) Genialna muzyka
2) Niezły klimat
3) Scenariusz... po prostu kultowy, bo innego określenia nie mogę znaleźć.

Scenariusz... to jakaś straszna maskara - jak można wymyślić coś tak beznadziejnie banalnego i nielogicznego... jak można wymyślić tak chore i beznadziejnie śmieszne, banalne teksty.

Scena, kiedy wydrapuje ścianę paznokciem, albo upuszcza latarkę i spada po rynnie, która odrywa się od ściany... to po prostu śmieszy, ale ma swój niewątpliwy urok.

Niewątpliwie (zgodnie z nazwą festiwalu) poszerzyłem swoje horyzonty - bo tak dziwnego filmu, który wywołał u widzów dość skrajne emocje (był śmiech w wielu miejscach i były nawet brawa).

Choć widziałem już "Odgłosy", to tak "chorego" filmu jeszcze nie widziałem. Historia strasznie niespójna i banalna, a teksty po prostu kultowe.

Jeśli reżyser planował zrobić straszny film, to naprawdę mu gratuluję, bo wyszła strasznie dobra komedia (choć pewnie 30 lat temu było inaczej). Film ten należy dlatego oglądać naprawdę z przymrużeniem oka, bo inaczej się tego oglądać nie da...

Lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów horrorów, choć w sumie nie tylko, bo można zobaczyć, co kiedyś było straszne, a teraz jest dość zabawne i naiwne.

Po prostu historia i film bez wątpienia kultowy.

ocenił(a) film na 10
Zygfryd666

A może właśnie takie było zamierzenie tych scen? Nawiązanie np. do słynnego wspinania się Harolda Lloyda po ścianie budynku w komedii 'Jeszcze wyżej'. Ja nie uważam tej sceny ani za jakąś szczególnie śmieszną, ani szczególnie istotną, coś jak ucieczka Cary Granta przed atakującym go samolotem w 'Północ Północny-Zachód' Hitchcocka. Natomiast scena ze zdrapywaniem tynku, aby ujrzeć rysunek - dla mnie bomba! Wsparta muzyką The Goblin wprost genialna.
A co z tym 'Planem 9 z kosmosu'? Bo tego właśnie najbardziej nie rozumiem. Film Wooda jest zabawny, bo był wykonany raczej nieporadnie, natomiast film Argento jest jak najbardziej przecież profesjonalną robotę i ze świecą szukać tak sprawnie zrobionego filmu w dzisiejszym kinie, nawet tym z zamierzenia ambitnym.
Dodam tylko, że ja widzę mnóstwo przewrotnego humoru w 'Głębokiej czerwieni' (humor jest zresztą obecny w większości filmów Argento). Tutaj reprezentowany jest choćby przez kapitalną scenę rozmowy Hemmingsa z matką swojego kumpla, ale też w siłowaniu się na rękę z Darią Nicolodi plus jeszcze może początek sekwencji z homoseksualistą.

Natomiast 'Suspiria'...akurat też nie jestem pasjonatem tego filmu, choć uważam, że Argento przeszedł samego siebie jeśli idzie o stronę wizualną. Natomiast co do absurdalności - wiesz, to jest kino. Gdyby wszystko miało być prawdopodobne to lepiej by kręcić filmy dokumentalne. Szekspir też pisał rzeczy absurdalne, pojawiały się zjawy, duchy itd. To jest sztuka, film, a film ma dostarczyć rozrywki. Nawet Hitchcock ironizował na temat speców od prawdopodobieństwa w kinie, takich co to by chcieli, żeby wszystko było wyjaśnione, miało swoje odbicie w życiu codziennym itd.

A nazwałem Ciebie specjalistą, bo uważam, że jak ktoś lubi 'Pociąg' czy 'Do utraty tchu' albo nawet nowszy 'Bękarty wojny' (który to film jest tak absurdalny, że przy nim 'Suspiria' wydaje się wręcz bardzo rozsądnym filmem, to oczywiście nie zarzut) to chyba jednak umie odróżnić dobry film od chłamu.

ocenił(a) film na 7
wojteczek

Nie zrozumiałeś trochę. "Plan 9" posiadał pewien podobny w mojej ocenie poziom absurdu - naiwne dialogi i sytuacje, które poprzez ich prostotę i banalność, a też nieprzewidywalność stają się w zły sposób kiczowate. Moim zdaniem (a lubię i kicz w filmie). Ja doceniam to, że Dario Argento robi kino autorskie i w pewien sposób unikatowe (jak i pewnie całe giallo), ale jakby to wszystko doszlifować byłoby lepiej chyba.

"Jeszcze wyżej" widziałem i w życiu takiej tezy bym nie postawił, że to jakieś nawiązanie - może tak jest, było, nie wiem. Dla mnie takie rzeczy są po prostu dziwne. Rozumiem chęć uzyskania groteskowego klimatu (zwłaszcza w Supirii), ale trochę Argento przesadził chyba.

Może kiedyś wrócę do tych filmów, bo przecież ich nie skreślam. Niemniej reakcja kina była jednoznaczna, chociaż oczywiście wiem kto chodzi do kina, czy to na normalne seanse, czy też Nowe Horyzonty - publiczność jest specyficzna i masowa.

Z horrorów, to już sam nie wiem co tak naprawdę wolę, ale chyba amerykańskie exploitains - też naiwne oczywiście i głupie w większości (jak to horrory), ale bez takich przegięć jak u Argento. Naturalne dla mnie były wybuchy śmiechu w kinie, bo tym razem sam po prostu się zdziwiłem, że można pokazać w naprawdę dobrym filmie tak naiwne rzeczy (jak właśnie w "Planie 9" tylko tam inne elementy też były złe).

A, że lubię pisać skrótami czasem? "Lśnienie" po prostu mnie nie bawiło (kilka momentów może znudziło lekko, choć i tak efekt był zaskakująco świetny). Może mam czasem problem z przekazaniem tego co myślę? Ale staram się. ;)

ocenił(a) film na 10
Zygfryd666

Z tą sceną z Lloydem to może faktycznie mnie poniosła wyobraźnia. Ale chodziło mi też o to, że scena na ścianie domu w 'Głębokiej czerwieni' nie jest jakaś szczególnie istotna, a dość typowa, bo ile było tego typu sekwencji w historii kina - podejrzewam, że multum.
W każdym razie uważam, że absurd w filmie jest mile widziany, filmy muszą być robione z przymrużeniem oka inaczej będą kompletnie niestrawne. Wspomniany już Hitchcock powiedział a propos któregoś ze swoich filmów rozgrywającego się bodajże w Australii, że gdyby go ponownie zrealizował to pokazałby np. policjanta wskakującego do kieszeni kangura ze słowami 'Szybko, za tym samochodem!'
Obecnie wzorcem tego typu kina są filmy Tarantino.
Być może takie było też zamierzenie Argento - trochę dystansu do opowiadanej historii, już dość wydumanej przez sam fakt czytania w myślach przestępcy. Mimo to, osobiście uważam ten film za wybitny.

Natomiast - nie bierz tego do siebie - ale już drugi raz czytam (wcześniej na innym forum czytałem) na temat reakcji publiczności na filmy Argento podczas festiwalu. Zastanawia mnie jacy ludzie biorą udział w tym festiwalu 'Era Nowe Horyzonty' i jakie oczekiwania (jeśli takowe w ogóle posiadają) mają wobec filmów.

ocenił(a) film na 7
wojteczek

Wiesz, ja biorąc udział w czymś takim (a brałem tylko w kilku seansach) liczę, że zobaczę coś innego na dużym ekranie, niż tylko te mainstreamowe, najnowsze produkcje. Oczywiście pewnie sporo ludzi na takie "Nocne szaleństwo" w ramach Ery przychodzi z flachą wódki, czy kratą browarów (nie żebym miał coś przeciwko), tylko po to żeby się powygłupiać. Sam pomysł festiwalu o tyle chybiony, że owszem trafią się dobre filmy czasem, ale koszt 1 seansu jest taki sam jak normalnie (chyba 18zł) i obejrzenie kilkudziesięciu filmów zabiłoby budżet większości osób. A o to chyba powinno chodzić, żeby zobaczyć jak najwięcej? Nie jestem fanem takich rzeczy, ale jak mówię - coś się czasem trafi naprawdę fajnego, a o czym inaczej bym nie usłyszał.

Z Argento zetknąłem się wcześniej przy Suspirii i właśnie dlatego (albo raczej pomimo tego) zdecydowałem się iść i namówiłem kumpla. No i na pewno nie mogę powiedzieć, żeby któryś z nas żałował. Na pewno będę chciał obejrzeć ten film jeszcze raz i wyrobie sobie zdanie na nowo. Na pewno podchodzę do tej twórczości, jak do naprawdę dobrej rozrywki i oczywiście klasyki w gatunki. Póki co. Tyle chyba.

ocenił(a) film na 10
Zygfryd666

Ciekawi mnie jedna rzecz - mianowicie, którą wersję pokazywali. To oczywiście nie ma znaczenia. Ale tak z czystej ciekawości pytam. Bo są dwie. Oryginalna - krótsza, i tzw. reżyserska - dłuższa (w mojej opinii słabsza, zawierająca kilka zupełnie zbytecznych scen). Po czym poznać? Np. reżyserska zawiera po napisach początkowych scenę z Hemmingsem, który odbywa próbę ze swoim zespołem. Natomiast oryginalna zaraz po napisach od razu ukazuje scenę podczas spotkania naukowego. W tej reżyserskiej wersji przez dodanie kilku scen, niestety akcja traci trochę rytmu, taka jest przynajmniej moja opinia.

Też już chyba nie mam nic więcej do dodania :-)

Dzięki za miłą dyskusję.

ocenił(a) film na 7
wojteczek

Po kilku latach to już Ci nie powiem, która to była wersja, ale skoro polecasz krótszą, to może niedługo się w nią zaopatrzę. Po takich dyskusjach, jakie miały tu miejsce (jak czytam co wypisywałem tu wcześniej to sam nie wierzę, że mi się chciało marnować czas na takie pisanie) naszła mnie znowu ochota na rewizję swojego poglądu, albo jego potwierdzenie.

Chociaż może ten czas nie był do końca stracony, bo chyba czegoś mnie to wszystko nauczyło...

ocenił(a) film na 10
Zygfryd666

Na pewno warto, nawet jeśli stwierdzisz, że i tak film nie jest tak dobry jak ja uważam. Ja sam ciągle coś odkrywam na nowo. Swoją drogą, muszę sięgnąć po reżyserską wersję 'Lśnienia'. Nie widziałem jeszcze. Co prawda boję się, że może być dziwna, skoro Kubrick był bardzo precyzyjny w swoich filmach i raczej wyrzucał to co zbędne. No ciekawe co tam pozmieniali...

ocenił(a) film na 7
wojteczek

Z tymi wersjami reżyserskimi zawsze jest pewien problem. Ja niby wolę wybrać tą reżyserską, bo lepiej zobaczyć więcej (chyba zawsze jest dłuższa?), a poza tym to reżyser powinien wiedzieć najlepiej jak ma wyglądać film. Wiadomo jednak, że to nie zawsze właściwy trop...

"Lśnienie" widziałem tylko raz, a książki nie czytałem (nie wiem czy jest dobra, ale coś słyszałem, że taka sobie). Podczas seansu miałem mieszane uczucia (dać 8,9,10), ale kiedy leciały napisy stwierdziłem, że jest to dzieło naprawdę wybitne. Do dzieł Kubricka czasem muszę dojrzeć - jak to było z 2001. Początkowo nie mogłem się zmusić żeby zobaczyć całość, ale po niedawnym seansie nawet mi się spodobało. Lśnienie to przede wszystkim Nicholson, który teraz grywa w nieco głupawych filmach (ale może sobie na to pozwolić!), a w tych starszych jest dla mnie najprawdziwszym mistrzem! Do tego doskonała muzyka, klimat... takie tam banały. I oczywiście jak już jesteśmy w temacie giallo to tak - widzę pewne związki. Chociaż nie ukrywam, że przy oglądaniu filmów nie jestem w stanie wyłapać wszystkich nawiązań, co czasem mnie denerwuje ;)

ocenił(a) film na 10
Zygfryd666

Ja też nie jestem w stanie wyłapać. Trzeba mieć ogromną wiedzę z zakresu nie tylko historii kina, ale też muzyki, malarstwa, a nawet spraw politycznych czasem (bo niekiedy żeby rzeczowo ocenić jakiś film trzeba wiedzieć w jakiej sytuacji politycznej czy społecznej został stworzony - np. często tak oceniają 'Noc żywych trupów' z 1968 roku, ale też oczywiście masę innych filmów, nie tylko horrory). Niestety nie posiadam ułamka takiej wiedzy.
Z tym malarstwem Hoopera to wiem, bo kiedyś przeczytałem.

http://somelikeithotvintage.blogspot.com/2010/10/profondo-rosso-vs-edward-hopper .html

http://filmsfilmsfilms.tumblr.com/post/732057105/deep-red-profondo-rosso-when-i- saw-the-bar-in

Natomiast co do 'Lśnienia' to jest genialny film, bo jest horrorem, w którym atmosfera niesamowitości budowana jest przez właściwie zwykłe środki wyrazu. Żadnych hektolitrów krwi i tego typu spraw. Muzyki już nie pamiętam, pamiętam jedynie tę, która jest na samym początku, gdy widać jadący samochód. Bardzo oszczędna i przez to niesamowita i właśnie to już jest niezwykłość tego filmu - zwykły obraz jadącego wozu po samotnej szosie otoczonej górami i drzewami, a jednak już coś niepokojącego się wyczuwa, także za sprawą muzyki.
Ale mnie załapanie tego wszystkiego zajęło sporo czasu, bo gdy w czasach szkoły podstawowej obejrzałem ten film pierwszy raz, uznałem, że to jakaś psychodrama, a nie horror i poczułem się zawiedziony.

Jasne, że świetną sprawą jest poznać sceny odrzucone, też tak uważam :-) Ale ja nie wiem czy wersja reżyserska 'Lśnienia' nie pojawiła się po śmierci reżysera. Bo jeśli tak, to jestem ciekaw co on by na to wszystko powiedział. Ale oczywiście nie oceniam, bo nie widziałem tej wersji. Znam tylko klasyczną, która funkcjonowała do niedawna jako jedyna.

ocenił(a) film na 7
wojteczek

Jedna tylko rzecz jest, której chciałbym uniknąć - szukania na siłę drugiego dna,symboliki i przesłania we wszystkim czego nie rozumiem. No i może tego, żeby nie patrzeć na wszystkich z góry, jak to robi na przykład dość dobry polski reżyser Zanussi. Jego artykuł o tym jak to brzydzi się ludźmi, którzy mogą obejrzeć wybitny film jedząc hamburgera (jakieś takie porównanie) - to ja mam w nosie. Jak tu traktować takie giallo, spaghetti westerny, Tarantno? Kicz, kultura niska, wysoka? Jakie kryteria. Mnie to nie interesuje, ważne żeby było o czymś, a jak mam nastrój żeby było o niczym, niech będzie o niczym. Koniec, kropka, idę spać, bo zaczynam bredzić. Dobranoc.

ocenił(a) film na 10
Zygfryd666

Nie ma nic gorsze niż przesłanie w filmach :-) Jak sobie widz chce to oczywiście niech sobie szuka, ale jak nie ma ochoty to niech nie szuka :-) Też tak uważam. A Zanussi to dziwny jegomość. Ś.p. Zygmunt Kałużyński mówił o na temat jego filmów 'Krzysztof Zanudzi'.