Spece od marektingu w Hollywood mają coraz "ciekawsze" pomysły na nabijanie kabzy wielkim wytwórnią i robienie w balona widza.
Fabryka Śnów już dawno nie bazuje tylko i wyłącznie na roginalnych scenariuszach lub co najwyżej na adaptacjach popularnych powieści.
POpkultura się zmienia, a wraz z nią fascynacje (głównie) młodej publiczności. Hollywood zawsze starała się być na czasie i "sprzyjać" fascynacją publiki- oczywiście z kierując siętu wyłącznie potrzebą zysku. Kino już dekady temu odkryło, iż komiks może być świetnym źródłem inspiracj idla filmu oraz potencjalnego sukcesu. Filmowe adaptacje popularnych komiksów mają już swoją długą tradycję nie tylko w USA, ale i w Europie.
W tym czasie na ich podstawie powstały już liczne filmowe perełki.
Lata 90-te zaś przyniosły nadal rozwijającą sie modę na adaptację arcypupularnych gier komputerowych. Tu z produkcjami na podstawie gier jest róznie, ale pewne jest to, iż żadna z nich nie była jeszcze filmowym arcydziełem.
Teraz Hollywood bierze się też za realizacje filmów na podstawie serii popularnych zabawek!!! Rok 2007 przyniósł nadspodziewanie wielki sukces TRANSFORMERS (6/10) Michaela Baya, który zrealizowano na podstawie serii zabawek firmy HASBRO (wcześniej powstał jeden animowany film fabularny, seria telewizyjna ,a nawet cykl komiksowy). Obraz Baya był generalnie niezbyt mądrą filmową rozwałką, ale zaskarbił sobie serca publiczności i zbierał nawet jako takie oceny ze strony filmowych krytyków!!! Powodem tego były bardzo dobre efekty specjalne, spora porcja wdzięcznego humoru, niezobowiązujący klimat przypominający słynny POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI oraz (a może przede wszystkim) nieźle sprawująca się gwiazdorska obsada.
Producenci poszli więć za ciosem i w roku 2009 na podstawie zabawek HASBRO (czy też w inispracji nimi) weszły na ekrany światowych kin 2 produkcje.
Pierwszy wystartował obraz TRANSFORMERS 2: ZEMSTA UPADŁYCH, który odniósł największy w tym roku kasowy sukces, ale nie dorównał średniemu poprzednikowi. ZEMSTA UPADŁYCH okazała się być w zasadzie jednym przydługim efektem specjalnym, który oglądało się z narastającym znużeniem i zdenerwowaniem. Film ten dało się przetrwać w zasadzie tylko dzięki niektórym członkom obsady (z Johnem Turturro na czele).
Drugą produkcją jest opisywany przeze mnie właśnie GJ. JOE: CZAS KOBRY, który opowiada o supertajnej grupie dzielnych żołnierzy, który dysponując kosmicznym niemal sprzętem muszą uratować świat. I to w zasadzie cała fabuła filmu, gdyż obraz Stephena Sommersa to jeden wielki pokaz efektów wizualnych ,ekranowych pościgów, strzelanin i kopanin.
Mało istotne jest tu jak? kto? kogo? i dlaczego?
Nie będę nawet streszczał po co filmowi złoczyńcy chą zawładnąć światem i co się w tzw. międzyczasie zdarzy. Powiem tylko, że G. J. JOE to kino czytso umowne.
Film przypomina pędzącą naprzód ge komputerową bez większego sensu. Scenariuszowe absurdy i wymysły są tu podane widzowi w dawce wręcz kosmicznej. Dziwactwa i przegięcia jakie zaproponowali nam twórcy by mógł wymyśleć 5-latek z bójną wyobraźnią, który nie zaprząta sobie głowy przesadną logiką.
Myślenie na tym filmie może się okazać zabójcze, gdyż do prawdy ciężko jest tu przełknąć wszelkie infantylne absurdy jakimi karmią nas twórcy tego filmowego przedstawienia.
CZAS KOBRY to obraz, który chwilami niezamierzenie śmieszy swym nieprawdopodobieństwem i nie usprawiedliwia go nawet fakt, iż został nakęcony pod kategorię wiekową PG-13.
Grzechem twórców jest też zbytnie powielenie fabularnych schematów znanych już z setek filmów opowiadających o ratowaniu świata przed zagładą. Obraz ten jest do bólu przewidywalny, a jego twórcy nawet nie starają się tego ukryć.
Trochę rozczarowuje tu fakt, iż pod filmem podpisał się Stephen Sommers dla którego obok VAN HELSINGA to najsłabszy film w jego spektaktuarnej karierze. Sommers oczywiście nigdy nie był reżyserem ambitnego kina, ale pokazał, iż ma smykałkę do kęcenia dobrych klasycznych filmów przygodowych dla całej rodziny(KSIĘGA DŻUNGLI) oraz potrafi wdzięcznie zabawić stworzoną przez Spielberga i Lucasa formułą postmodernistycznego kina Nowej Przygody (pierwsza odsłona MUMII).
Tym razem też jest szybko, głośno i widowiskowo, ale CZAS KOBRY jakoś specjalnie nie cieszy widza.
Nie pomaga też wysadzana gwiazdami obsada.
Dennis Quaid chyba nigdy wcześniej nie zaliczył tak marnego aktorskiego występu.
Sienna Miller jest tu bardzo urodziwa i ma seksowne wdzianko, ale nie wysila się specjalnie grając.
Pieklelnie zdolny Jospeh Gordon-Levitt jako Rex/Cobra wypada przerażająco "kreskówkowo."
Sytuacje ratuje nieco CHristopher Eccleston. Na ekranie odnalazł się też umięśniony i przeważnie drewniany Channing Tatum, który tyam razem ma w sobie sporo ekranowego wdzięku.
Sporo humoru do filmu wnosi też czarnoskóry Marlon Wayans w wyluzowanej kreacji.
Fani twórczości Sommersna na pewno docenią też tu epizody gwiazd cyklu MUMIA - Brendana Frasera oraz Arnolda Vosloo.
Produkcja ta ma też nie zawsze dopracowane efekty specjalne, gdyż chwilami rażą one sztucznością.
G.J. JOE: CZAS KOBRY nie został przychylnie przyjęty przez krytyków. nie zachwycili się też nim zbytnio widzowie, gdyż przy 170 milionach dolarów budżetu w USA film zarobił nieco ponad 150. Obraz nieźle też sprzedał się w Europie, ale to chyba nie przekona producentów do szybkiej realizacji sequela.
Film nie tak dawno ukazał się w przyzwoitym wydaniu DVD, więć jeśli ktoś go ominął w kinach (jak ja) może po nie sięgnąć.
Ostrzegam jednak, że produkcja Stephena Sommersa nie jest zbyt dobrym filmem. Owszem cieszy tu kilka ekranowych żarcików, są lepsze aktorskie role i kilka ciekawych scen, ale nic poza tym.
Obraz razi nieco scenariuszową sztampą, psychologią rodem z przedszkola oraz całą masą ekranowchy absurdów.