Ten film to absolutna legenda - oglądałem go ponownie po ponad 20 latach przerwy i dalej robi takie samo niesamowite wrażenie.Film bez słabych momentów,a kilka scen na zawsze pozostanie kultowych.
Szulkin tu już nawet nie udaje, że kręci SF. Z jakimkolwiek futuryzmem planeta Australia ma tyle wspólnego co z socjalizm z logiką. I równie głębokie są rozkminy w filmie. Widać, że reżyser ma po prostu dość ustroju, w którym żyje, więc bluzga go na lewo i prawo. Nie ma tu głębszych rozkmin i odwołań do ludzkiej natury, czy możliwości innego sposobu życia. No i w tym wszystkim jest beznadziejny Olbrychski, który raczej nie gra, a po prostu stoi czy siedzi w każdej scenie, na modłę zresztą socjalistycznej zasady. Płycizna i umowność wszystkiego zakrawa na zwykłe lenistwo, a sam film nie ma podjazdu do Końca cywilizacji.