Osobiście muszę przyznać, że nie lubię krótkich filmów, ale chwała bogu, że ten trwał tylko 90 minut. Film jest dramatem w każdym tego słowa znaczeniu; jako gatunek filmowy, dramatyczna jest opowiadana w nim historia, ale niestety też dramatycznie się go ogląda.
Film rozpoczyna się od śpiewu żegnającej się już z życiem staruszki, niegdyś bestialsko zgwałconej przez grupę mężczyzn. Niestety musi nam to zaśpiewać głosem przypominającym przewijanie zepsutej taśmy magnetofonowej, opisując zarazem wszystkie okropności, które jej się przydarzyły. Między innymi, cytując: "sprawili, że połknęłam penisa mojego zmarłego męża Josefo". Czysta poezja.
Piosenkami też obdarowuje nas córka wspomnianej staruszki, które mnie osobiście mocno irytowały. Odnośnie głównej aktorki trzeba powiedzieć, że miejscami gra bardzo profesjonalnie, ale przeplata to także mizernymi scenami.
W początkowych scenach filmu dowiadujemy się, że główna bohaterka, Fausta, chcąc zabezpieczyć się przed podobnym okrucieństwem, jakie dotknęło jej matkę, włożyła sobie do pochwy ziemniaka. Cóż za zabezpieczenie... W pewnym sensie oddaje to zacofanie Peru, notabene akcja dzieje się w pobliżu, o zgroza!, stolicy kraju. Jest to jedna z nielicznych zalet filmu, że pozwala nam zobaczyć, jak wygląda państwo takie jak Peru, biedne, ale nie najbiedniejsze w Ameryce Południowej. Do tego dodać możemy bardzo dobre zdjęcia i dźwięk, dzięki którym niektóre sceny są nawet przyjemne dla oka i ucha.
Niemniej jednak przez cały film w zasadzie nic się nie dzieje, ciągle widzimy młodą kobietę, jak ognia bojącą się mężczyzn i nic poza tym. Nic nie warte sceny, zbiorowe śluby, sadzenie kwiatów, na pewno ma to jakieś znaczenie metaforyczne, ale podane w takim opakowaniu bardziej od poezji przypomina mi hiszpańską makabreskę. Niekiedy przez 20 sekund kamera pokazuje ustawianie jedzenia na biesiadnym stole i kolejne 20 podczas których dwie kobiety jedzą chrupki. Czy to jest film nominowany do Oscara??? Żałuję, że po niego sięgnąłem, myśląc że będzie to próbka ambitnego kina. Zdecydowanie bardziej wolę renomowane hollywoodzkie produkcje jak Gran Torino, No Country for Old Men, etc.
A może jednak warto. Podoba mi się to, że mimo, iż Ci się nie spodobał, poświęciłeś mu taki rzetelny opis. Będę się upierał, że obejrzenie przez Ciebie tego filmu nie było straconym czasem. Zapoznałeś się dzięki temu z realiami kulturowymi odmiennymi od naszych. Właśnie ta odmienność determinuje sposób kręcenia filmu. Tak jak pisałem wcześniej ziemniak ma wymiar symboliczny. Można go interpretować wielorako. Owszem jest symbolem prowincjonalności (żeby nie powiedzieć zacofania) światopoglądowej, ale także zahamowań, które jest dla nas balastem, jaki otrzymaliśmy od rodziców w dzieciństwie - bo przecież oni też mają swoje zahamowania. Film faktycznie był trudny w odbiorze, podobnie jak inne filmy z obcych nam kulturowo środowisk. Ja np. bardzo negatywnie odebrałem koreański film "Pan Zemsta", ponieważ trudno mi było przebić się przez azjatycki sposób postrzegania świata. Niemniej jednak wiem, że film ten, jak i pozostałe części trylogii (Oldboy, Pani Zemsta) ma swoich gorących zwolenników. Zestawiasz "Gorzkie Mleko" z renomowanymi hollywoodzkimi produkcjami. Możnaby równie dobrze zadać pytanie co wolisz pić. Mleko czy Coca-colę. Napoje w żaden sposób nie porównywalne, mające swoich przeciwników i zwolenników. Trudno w ogóle zestawiać "Gran Torino" (notabene jeden z moich ulubionych filmów) z "Gorzkim mlekiem", bo te filmy nijak nie są porównywalne. "To niej jest kraj dla starych ludzi" nie do końca mnie przekonał. Na pewno jest oryginalny, jednak z filmów wówczas nominowanych do Oscara bardziej podobał mi się "Aż poleje się krew" (nie widziałem wszystkich nominowanych filmów). "Crash" (Miasto gniewu), które również wspominałeś w innym poście był bardzo dobry ale również nie porwał mnie jakoś szczególnie. Jak słusznie jednak zauważyłeś są to renomowane hollywoodzkie produkcje, którymi my ludzie z Polski - obrzeża zachodniej kultury, jesteśmy bombardowani. Łatwiej będzie nam przyswoić film amerykański niż peruwiański, koreański czy hinduski. Niemniej jednak warto rozszerzać sobie horyzonty i oglądać filmy spoza hollywood. Pozdrawiam i dziękuję za to, że dałeś mi możliwość polemiki.
Mnie również się podobał. Film bardzo egzotyczny. Dobrze pokazuje realia życia niższych klas społecznych w Peru przywiązanych do tradycji i wiejskich zabobonów, a jednocześnie wypełniające swe życie niezłym kiczem, taki jak pokazane w filmie wesela. Te wesela trochę mi się kojarzyły z podobnymi scenami z filmów Kusturicy. A kwintesencją kiczu jest dialog matki i panny młodej na temat fryzury, jedna z nich twierdzi, ze musi być kucyk, bo tak było w telenoweli.
Dopiero teraz zauważyłem Twoją odpowiedź na mój post. Z Kusturicą coś jest na rzeczy. Oglądałem co prawda tylko "Czarny kot, biały kot" ale klimat pod pewnymi względami był zbliżony.
"(...) Niemniej jednak przez cały film w zasadzie nic się nie dzieje, ciągle widzimy młodą kobietę, jak ognia bojącą się mężczyzn i nic poza tym. Nic nie warte sceny, zbiorowe śluby, sadzenie kwiatów (...)"
No tak, w zasadzie scenariusz jest mocno niedorobiony i po drobnych poprawkach film powinien przedstawiać się następująco:
Matka pewnej dziewczyny zostaje w młodości brutalnie zgwałcona (oczywiście scena zbiorowego gwałtu musi być!, panie, jak to tak bez tego!, musi być wiadomo co i jak!, widzowie kochają takie sceny!). Na łożu śmierci wyjawia dziewczynie tajemnicę, ta poprzysięga krwawą zemstę. Zawiera pakt z Szatanem i przybiera znaczące imię Fausta. Nie spocznie dopóki nie ukarze ostatniego gwałciciela, w czym dzielnie pomaga jej brutalny ogrodnik - przyucza dziewczynę jak szybko i skutecznie patroszyć ofiary sekatorem. Pierwszego bandziora wykańczają kosiarką do trawy, drugiego motyką, trzeci popełnia widowiskowe samobójstwo, rzucając się pod traktor, bo załamuje się psychicznie, że dosięgnie go karząca dłoń sprawiedliwości. Został jeszcze szef bandy, co do którego zachodzi podejrzenie, że może być ojcem Fausty... Krwiożercza mścicielka ma dylematy moralne, ale tylko przez chwilę i ostatecznie dusi ojca-zboczura-gwałciciela wężem ogrodowym. Po czym żeni się z ogrodnikiem... Tytuł: "Krwawe mleko", druga część niebawem!
"(...) W początkowych scenach filmu dowiadujemy się, że główna bohaterka, Fausta, chcąc zabezpieczyć się przed podobnym okrucieństwem, jakie dotknęło jej matkę, włożyła sobie do pochwy ziemniaka. Cóż za zabezpieczenie... W pewnym sensie oddaje to zacofanie Peru, notabene akcja dzieje się w pobliżu, o zgroza!, stolicy kraju. Jest to jedna z nielicznych zalet filmu, że pozwala nam zobaczyć, jak wygląda państwo takie jak Peru, biedne, ale nie najbiedniejsze w Ameryce Południowej. (...)"
No normalnie szok!
Ja też myślałem, że w Peru, a już tym bardziej w Limie, o zgrozo!, stolicy kraju, wszyscy jeżdżą Mercedesami, piją kawę w Starbucksie, spłacają kredyty za chatę od dewelopera, oglądają "Avatara" i latają na wakacje do Grecji! Nie? Co za zacofanie! Powinni to Peru zaorać, zalać betonem!
No i jeszcze ta Fausta, co za głupia dziewucha, ziemniaka se włożyła... U nas to już nawet przedszkolaki wiedzą co to spirala...
Brawo za ripostę. Sam mam chęć odpisać podobnie na wiele pseudointelektualnych pseudorecenzji pseudokoneserów kina, lecz zwykle szkoda mi czasu. Ale Twoje z przyjemnością i rozbawieniem czytam.
Ręce mi opadają kiedy czytam komentarze typu: "Nie idźcie na "Truman Show", bo tam gra ten idiota z "Głupi i Głupszy" albo "Cameron jest wielkim wizjonerem! A Bunuel? - Nie słyszałem". Postuluję zamknąć wszystkie fora - mniej nerwów, więcej czasu dla wszsytkich :)
Nie ma to jak mania wielkości i samouwielbienie młodego domorosłego grafomana.
A propos powyższego tekstu: mieszkam we Wrocławiu - stolicy Dolnego Śląska - STOLICY! - czyli nie widuję żulików, dresiarzy i innych ludzi niż wygarniturowanych biznesmenów, bo żyję po prostu w Edenie! :)
No nic - i tak za dużo się rozpisałem, ale miło poprzeć głos rozsądku w zalewie milionów zadufanych postów.
"Gorzkiego mleka" jeszcze nie widziałem, ale zamierzam, więc się nie wypowiem. Polecam natomiast "Madeinusa" o zbliżonej tematyce.
Chyba sobie zasubskrybuję Twoje posty, jeśli jest taka możliwość :)
Rany Boskie! To Ty czytasz posty pod filmami zanim je obejrzysz?! Przecież na Filmwebie potrafią schrzanić (zaspojlerować) film nawet w opisach! Odważny jesteś...
Zgroza mnie bierze jak czytam twój post... Nie zawsze dobre kino musi być obładowane po brzegi, że aż się musi się wylewać na prawo i lewo. Kwintesencja wszystkości czasami zawiera się w minimalizmie. Czy zawsze musi huczeć i strzelać od dialogów i scen? Czy sztuka Barokowa jest taka fantastyczna? Wg mnie jest to jeden z najbardziej zrównoważonych filmów. Perfekcja stylu. Niestety nad filmem i główną bohaterką trzeba się pochylić i zwolnić kroku. W prostocie jest piękno a Gorzkie mleko to piękno posiada z pewnością. Powiedz mi czy zawsze codziennie dałbyś radę słychać głośnej opery? Czasami dla równowagi cieszy zmysły prosta cicha piosenka. I ten film właśnie taki jest. Sądzę, że problem z odbiorem polega na tym, że ludzie zachodu oczekują produkcji na poziomie ich sposobu myślenia. Jeśli film biegnie swoim torem to już lwia część widowni nie zamierza zmienić fal odbioru i stąd te trzaski. Magaly zagarała fenomenalnie oddając osobowość Fausty. Szkoda, że film otrzymał tak niskie noty. Niższe niż jakiś Avatar albo inna szmira...
"Szkoda, że film otrzymał tak niskie noty. Niższe niż jakiś Avatar albo inna szmira..."
Szkoda, że tak ładna wypowiedź została zakończona takim podsumowaniem. Noty nie są miarodajne, a porównywanie Avatara (który notabene mnie urzekł, może dlatego, że oglądałem go w kinie) z Gorzkim Mlekiem, nawet na płaszczyxnie puinktowej nie ma sensu.
"Sądzę, że problem z odbiorem polega na tym, że ludzie zachodu oczekują produkcji na poziomie ich sposobu myślenia. Jeśli film biegnie swoim torem to już lwia część widowni nie zamierza zmienić fal odbioru i stąd te trzaski."
Otóż to, w twojej wypowiedzi jest zawarta odpowiedź na pytanie dlaczego Gorzkie Mleko ma tak niskie noty. Avatar (czy inne, jak to wyraziłeś szmiry) mają przekaz prosty, zrozumiały dla przeciętnego odbiorcy. Poza tym mamią widza całą paletą środków sprawiających, że widz patrzy jak zahipnotyzowany. Filmweb jest portalem społecznościowym, w którym każdy, niezależnie od wieku, wykształcenia i wyrobienia filmowego, może oddać swój głos. Filmwebowicze (poza nielicznymi wyjatkami) nie są filmowymi koneserami i trudno od nich oczekiwać, żeby doceniali dzieła najlepsze ale trudne w odbiorze. Może to i dobrze, że Gorzkie Mleko ma niższą średnią ocen niż wspomniany przez Ciebie Avatar. Dzięki temu nikt nie kwestionuje jego niszowości.
Rozumiem o co tu chodzi. Problem jest tylko w tym, że nie mogę się pogodzić z oceną. Porównywanie ma jak najbardziej sens, bo średnia sporwadza wszystko do jednego mianownika. A z całej punktowej oceny wynika, że nie jeden bardzo dobry film jest gorzej oceniany. Osoba, która nie zna się na temacie może wyciągnąć pochopny wniosek. Wiem, że tak było jest i tak musi być ale jako fan kina iberoamerykańskiego swój komentarz musze dodać :) I "Gorzkiego mleka" bronił będę :)
"Osoba, która nie zna się na temacie może wyciągnąć pochopny wniosek"
Owszem. Im więcej jednak filmów się obejrzy, tym bardziej się dostrzega, że ranking nie jest miarodajny. Kiedy rozpoczynałem swoją przygodę z filmwebem (jakieś 2 lata temu) nie miałem wyrobionego gustu. Bazowałem na średniej ocen. Trochę się od tego czasu rozwinąłem i moje oczekiwania wzrosły. Rankingiem przestałem się przejmować. Mam gdzieś fakt, że np. film pt. "Klik: I robisz co chcesz" ma wyższą średnią niż np. "Aviator" z Leonardo Di Caprio. W mojej skali pierwszy ma 3 punkty a drugi 8. I tego się trzymam. Mi również trudno dostosować swoje fale odbioru na kino iberoamerykańskie, jeszcze trudniej na koreańskie. Ale Gorzkie Mleko mi się podobało:) Pozdrawiam.