Najpiękniejszym wątkiem jest moim subiektywnym zdaniem nieśmiało i stopniowo budujące
się uczucie pomiędzy Morką a Janką. Morka sądzi, że nikt nie jest w stanie go pokochać z
powodu brzydoty i odmienności. Pięknie mówił do Janki o jej oczach jak bławatki, bielutkich
zębach i kasztanowych, błyszczących włosach. To było takie ładne, takie proste, trochę
metaforyczne, a jednak nie udziwnione. Nieśmiałość bohaterów, zwłaszcza Morki pokazuje jak
czasami trudno samemu rozbudzić w sobie miłość, pozwolić jej pokazać się od tej prawdziwej
strony. Również nasze kompleksy, ułomności, cała paleta bycia człowiekiem nie są przecież
przeszkodą do tego by być kochanym. Przepiękne sceny podczas wiązania snopków siana i ta
radość przy wspólnym szukaniu się w sianie czy wzajemnej zabawie w "złap mnie, jeśli
potrafisz". Albo jak Morka drzewo do pieca rżnie siekierą i jak przekomarza się z nim zalotnie
Janeczka. Dużo pięknych scen. O dziwo podobała mi się też Grażyna Błęcka w roli Śmierci,
zupełnie jak z Malczewskiego, jak ktoś już zauważył.
Wiem, że stary post, ale odpowiem. Mnie również podobały się te sceny. Obejrzałem ten film ponownie po ponad 25 latach i jestem zachwycony. Grażyna Błęcka-Kolska w roli Śmierci wypadała również bardzo przekonująco - "kamień polny mam w piersi, a nie serce". Ogólnie do momentu odejścia z ekranu Pieczki, odnosiło się wrażenie, że ogląda się inny film. Od połowy filmu rolę pierwszoplanową przejmują Morka i Janka, przez co film na chwilę zwalnia, ale potem znowu staje się ciekawy.
Na uwagę zasługuje też postać grajka Lundy - tytułowego grającego z talerza. Chyba najbardziej egoistyczna postać w całym filmie - zrobił wszystko, żeby ocalić siebie, a nie Marczyka. Był też bardzo agresywny i złośliwy względem Morki, dopiero pod koniec filmu widać lekkie wyrzuty sumienia, ale nadal jest to człowiek, którego serce było znacznie zimniejsze niż Śmierci.