Nie ma homoseksualnego rodzicielstwa, ani czarnoskórych wikingów, więc jak na produkcję Netflixa, zaskoczenie.
Dużo akcji, dużo efektów, porządna muza, sporo humoru. Natomiast puenta, to co to było - nic z niej nie wynika. Bez kontynuacji i rozstrzygnięć w drugiej części, tak podana opowieść oznacza stratę czasu dla widza. Zwłaszcza przy braku jakichś wybitnych kreacji aktorskich. Z tymi "dwójkami" lubi być różnie, więc przed czasem nie ma co się nakręcać.
Jest jeden wyjątek, jeśli chodzi o aktorów. Świetną postać stworzył Chris Evans. W jego wydaniu pozbawiony zasad sadystyczny psychopata, to uczta dla widza. Nie na miarę Oscara, ale gościu wypadł świetnie. Reszta obsady - tylko przyzwoicie, jak na solidnych rzemieślników przystało.
No i jeszcze ta małolata, Julia Butters. Doskonale sobie radzi, rośnie na porządny kawał aktorki.
Niskawe noty filmu nie powinny dziwić - po obiecującym początku dostajemy niestety wydmuszkę, pozostawiającą olbrzymi niedosyt. A kasy wydali na to od groma.