Najsłabszy jak do tej pory film braci Russo. Scenariusz może nie był najlepszy, ale w ostatnich latach siłą filmów akcji była akcja. Wystarczy tu wspomnieć "Mad Max: Na drodze gniewu", "Mission: Imposiible 5 i 6", "John Wick", "Tyler Rake: Ocalenie". Niestety nie tym razem. Russo nic nie pokazują. Sceny akcji w "Gray Man" są mozolne i nudne, choć pod koniec filmu się rozkręcają. Nawet muzyka ich nie podbija, po prostu sobie gra w tle, zamiast nadawać rytmu. Ryan Gosling jest nieprzekonywujący w swojej roli. Fatalnie wypada w scenach akcji. Jest powolny i mało mobilny. Sceny walki z nim wyglądają słabo. Reżyserzy próbują ratować się szybkim montażem, światełkami rozparzającymi uwagę oraz ciemną scenerią zamiast klasycznie wynająć kaskaderów co bardzo dobrze zdało egzamin w Zimowym Żołnierzu. Aktorsko poza kilkoma uśmiechami cały film przechodzi z jedną groźna miną. Większy potencjał był w roli Chrisa Evansa. Czarny charakter był dobrze napisany. Jednak zabrakło tu jaja i brutalności, czyli najzwyczajniej kategorii "R". Zamiast tego postać Evansa idzie w stronę komedii - żenującej komedii. Ana De Armas o dziwo (nie wiem jak to możliwe) nie jest pociągająca. Pozostali po prostu są.