Bardzo rzadko mnie to uderza, ale tutaj casting jest fatalny. Wahlberg jako gwiazda rocka? Wahlberg i Aniston jako główna para? Naprawdę ktoś myślał, że to się uda? Do aktorów nic nie mam, ale nikt tu w zasadzie nie pasuje do odgrywanej postaci, może jedynie Timothy Spall. Przez cały film odnosiłem wrażenie, że oglądam jakąś parodię. Aniston fatalna, z tym wyglądem i grą pasowała jedynie do komedii romantycznych, Wahlberg nie pasuje w ogóle, postać Westa to jakaś karykatura, choć kocham go za "The Wire" + na dokładkę Olyphant w roli tam jednego z członków zespołu. No śmiać mi się chce, tak fatalnego doboru aktorów dawno nie widziałem. To nie miało prawa się powieść, dodatkowo historia zupełnie banalna.