Obiecałem sobie, że więcej tematów już tu nie bedę zakładał. Ale cóz byłyby warte obietnice, gdyby ich nie łamano. Cóż warte by były konwencje, gdyby ich nie druzgotano. Jestem zdumiony faktem, że najlepszy film w sadze "Gwiezdne wojny" od czasów "Imperium kontratakuje" zbiera tak srogie baty od miłośników i fanatyków. W tej chwili osiągnął poziom 7.3, czyli identyczny z "Mrocznym widem" Lucasa - koszmarem który nie powinien mieć oceny wyższej niż 5.0. Nie żebym się za mocno przejmował gawiedzią filmwebową, która ocenia generalnie bzdurnie, ale dostaliście dokładnie to, co chcieliście, do diabła - po krytykach "Przebudzenia mocy" - zero oczywistości, zero prostych rozwiązań, fabuła zbudowana na paradoksach, postacie grające wbrew sobie, ale zarazem zgodnie z paradygmatem. Film - szktaułka, film przemyślany, ale nie - fala głupiego hejtu, konserwatyzmu (dziwnego - po krytyce Przebudzenia), nie pojmuję. Przykro mi
Yoda nie robił za comic relief, to była jego maska przed obcymi. Ja Porgów się nie czepiam, są spoko. Problem jest jednak w momencie, w którym padają żarty. W częściach 1-6 wiadomo było, kiedy jest luźniej, a kiedy nie. Vader nie rzucał dowcipami podczas starcia z Lukiem, podobnie Imperator nie sypał sucharami gdy torturował Skywalkera, a Anakin i Obi-Wan również nie pojedynkowali się na kawały. W Rogue One dobrze zbalansowano humor i nie robiono sobie na siłę jaj. Gdy Vader dusił oficera, to nikt się z tego nie śmiał, tak jak przy pokazie siły Snoke'a. I można by tak wymieniać i wymieniać. Przy TLJ bardzo dużo zapożyczono z Marvela niestety.
Ja nie mam zastrzeżeń do osobowości Kylo, tylko do tego, że JEST TOTALNYM SŁABEUSZEM!!! Jak ma budzić zagrożenie, gdy nie potrafi pokonać nowicjuszki i wszędzie przegrywa? Dobry zły ma wzbudzać poczucie strachu/zagrożenia u widza.
Jakie kompleksy? Nabijam się jedynie ze snobów, którzy za jedyne dobre kino uważają dramaty. Gwiezdne wojny były ambitnym przedsięwzięciem w tamtych czasach, wprowadziły kino w nowe czasy. Film nie jest ambitny, bo porusza jakiś temat, tylko jest ambitny, gdy podchodzi do czegoś w oryginalny, niekonwencjonalny i jednocześnie bardzo dobry sposób.
Zakladanie maski przez Yode w efekcie sprowadzalo sie do bycia smieszkiem.
Gdzie niby film sugeruje smieszki jak Snoke ciaga sobie po pokladzie Huxa?Czy Snoke sypie zartami kiedy torturuje Rey? Nie, wiec nie wiem o co ci chodzi z tym odwolaniem do tego, ze Vader i Imperator sa tacy dostojni.
Przesadzasz, byl juz gorszy poziom zartow w tej serii a mianowicie jar jar i wszystko dookola niego.
Tak wiem, Kylo jest slaby bo pokonala go dziewczyna- co jest oczywiscie bzdura bo z perspektywy ep VIII mozna juz stwierdzic, ze on po prostu nie chcial i nie potrafi jej zabic w sensie psychologicznym. Zabil Snoke podstepem co juz czyni z niego sitha, zabic mistrza nie zdolal nawet Vader. Bez obrazy, ale mysle, ze ludzie obrazajacy sie o pokonanie prze Rey sa troche jak przedszkolaki, dla ktorych dziewczyn sa fe, stad nie rozumieja tego jak Ren do niej podchodzi.
Co do ambicji, sprytnie szafujesz pojeciami, to czy film jest ambitny nie sprowadza sie do jednego terminu pojeciowego, bo jak pojdziemy tym torem to uznamy Avatara za ambitne kino bo ma bardzo dobre efekty i niekonwecjonalne motion capture.
Co jest bolesnie glupie, bo avatar to fabularnie straszny szrot i nie, nie porownuje do star wars, bo sw ma akurat bardzo bogata mitologie, kiedy avatar jest w tym aspekcie bardzo plytki.
Tematyka jest istotna czy ci sie podoba czy nie, bo sprowadza sie do tego czym film stoi. Poza tym istnieja filmy, ktore lacza dwa przedstawione prze ciebie pojecia, trudna tematyke i rewolcujyny w swoim czasie swiat przedstawiony- np Blade Runner.
SW o tyle jeszcze trudno nazwac dzis ambitnymi, ze od lat sa juz maszynka do robienia hajsu, jak najwiecej hajsu, co bardziej laczy sie z robieniem filmu pod pewne korporacyjne dyktando, trendy. SW byly w swoim czasie nowatorskie ale juz dawno nie sa.
No ale on był śmieszkiem tylko przez chwilę, do momentu gdy się ujawnił... To nie czyni z niego comic reliefu. Tym był C-3PO.
Gdzie sugeruje śmieszki? Może dlatego, że ludzie na sali śmiali się przy tej scenie? Snoke robił sobie jaja po prostu.
Tylko że nadal nie rozumiesz, iż nie chodzi mi o jakość żartów, a o ich "timing". Luke dostaje miecz, a tu nagle go wyrzuca. WTF? Rey ma zostać zabita, a tu nagle gag z przeciętym Snokiem.
Nie, po prostu film na widzów za idiotów i chce nam wmówić, że Rey opanowała poziom Rycerza Jedi w jedną chwilę, nigdy wcześniej nie trenując. Wszystko zależy od tego, czy to kupujesz. "This is not how the Force works". W poprzednich częściach widzieliśmy co się działo, gdy Luke i Anakin pojedynkowali się z bardziej doświadczonymi wojownikami.
"Zabil Snoke podstepem co juz czyni z niego sitha, zabic mistrza nie zdolal nawet Vader." - Czyni to niego idiotę-Sitha, bo Sith zabijał mistrza dopiero wtedy, gdy dorównywał mu umiejętnościami i niczego więcej nie mógł się już nauczyć. Życie mistrza było dla Sitha kluczowe, gdyż chciał posiąść potęgę i tylko mistrz mógł mu ją wskazać. Darth Zannah, znacznie silniejsza od Kylo mogła łatwo zabić Dartha Bane'a, gdy ten był w fatalnym stanie, ale nie zrobiła tego, a wręcz uratowała mu życie, bo chciała posiąść całą jego wiedzę. Kylo w momencie zabicia Snoke'a jest słabeuszem i nie ma już nikogo, kto go podszkoli. Bardzo mądre z jego strony.
Vader zabił przecież mistrza. Pomijam już to, że Sidious bardzo się pilnował, gdy Vader był w pobliżu i ten nie miałby żadnych szans na skuteczne zabójstwo. Zresztą wystarczyłoby zwykłe uderzenie błyskawicami, by Vadera pokonać, co w sumie się stało w finale Powrotu Jedi.
Nie chodzi o płcie, gdyby nowym bohaterem był facet, który bez żadnego treningu rozwala dużo silniejszego, doświadczonego przeciwnika, to tak samo wkurzałbym się na to, że film robi z widza idiotę.
Części 1-6 niewątpliwie są nowatorskie, a że Disney zmienił SW na zwykłą maszynkę do hajsu, to przecież cały czas o tym mówię.
Mamy inne podejście do słowa "ambitny". Dla mnie film nie jest ambitny, bo porusza konkretną tematykę, np. chorych na raka czy II wojnę światową, tylko jest ambitny, gdy ambitnie podchodzi do dowolnej tematyki.
Co?
Snoke...jaja? To już jest intecjonalne dopowiadanie sobie czegoś. Snoke karał dowódcę za porażkę, a nie robił jaja.
Wiesz ludzie się śmieją z wielu rzeczy ich nie rozumiejac, w ogóle masa ludzi mało rozumie. Idealny przykład i to w konteksćie sw. wyggogluje sobie "Gwiezdne Wojny: ostatni Jedi – sieci kin wydają noty informacyjne dla widzów, dotyczące jednej ze scen filmu" gdzie widzowie nie załapali, że scena z wybuchem statku to zamierzony zabieg i pytali kina czemu dzwięk im wysiadł w tej scenie. Serio.
W tym kraju rekordy kasowe popełnią podłe i obleśne filmy Patryka Vegi więc może darujmy sobie odwołania do masowego widza?
Jaki gag z przecietnym snokiem? Zabicie Snoke miało być smieszne? Gdzie? Rozumiem przyczepienie sie do głupiej sceny z uderzeniem Rey mieczem w głowę, ale scena zabójstwa? To bardzo istotny etap dla charakteru postaci Kylo, a ty tam widzisz gag.
No i naprawdę ja nie jestem jakimś wielki fanem tego filmu bo oceniam 6/10, a pewne rzeczy dostrzegam.
Tak, sith zabijał kiedy nie mógł sie już więcej nauczyć... nieprawda. Malak zabija Revana w kotorze, kiedy nie dorasta mu do pięt. Poza tym Kylo najwyrazniej ma gdzieś bycie sithem, chce wyniszczyć przez wojnę zarówno nowy porządek jak i ruch oporu. Coś jak bycie agentem chaosu w wykonaniu Jokera w TDK.
Przecież wyraznie pada taka sugestia w tym filmie.
Vader i zabicie Papliego serio? Przecież to odwrócone odbicie TLJ, to już zrobił Anakin nie Vader, nie było tam intencjie "hej przejmę sobie władzę z synem" ale wymiar odkupicielski.
Ekhm no chodzi o płcie... Bo widzisz Kylo najwyrazniej ma słabość do Rey, co TLJ tylko potwierdza.
Części IV od VI są nowatorskie gwoli sciłosci, prequele były już odcinaniem kupunów na takiej samej zasadzie jak obecne star wars.
Generanie widze, że bardzo jedziesz po Kylo, a to jedna z akurat najlepszych rzeczy w nowej generacji sw. Nie generyczny zły, który napina żyły i pokazuje jaki jest grozny, ale człowiek rozdarty, rozbity psychicznie. Kylo to odwrócony motyw od zera do bohatera, tutaj obserwujemy rozwój postaci negatywnej.
Nie wiem czego oczekujesz
Widzowie chcieli kolejnej pokraki co ma mieć czadowy dla małych chłopców wygląd i robić fiku miku- maul, griveous- a dostali psychologicznie zawiłą postać i jęczą, bo on nie ma skillii, nie robi piorunów mocy i w ogóle dziewczyna go pobiła!
BTW
"Czy tylko tak zwane "ambitne dramaty" zasługują na uznanie i nazywanie ich najlepszymi filmami? Czy tylko im przysługują najwyższe oceny? "
Kompleksy na tle kina? Star wars to baja, fajna, majaca bardzo dopracowane koncepcyjnie pomysly, o duzym pelnym ciekawostek uniwersm ale wciaz baja.
Pogodz sie, ze ambitne kino toto nigdy nie bedzie. Zreszta przet takich jak ty tez zreszta. Dostaliscie ciekawa kreacje Drivera, to nie patrzycie w ogole na story arc tylko zawracacie ludziom glowy, ze postac ma slabe staty na tle setki jakis sithow, ktorych ksywki wymieni w kolejnosci alfabetycznej psychofan obudzony o 3 w nocy.
Problem z kreacją Drivera jest to że była pisana na kolanie i zupełnie bezmyślnie.
W ogóle, "hitem," jest scenka gdy Rey rzuca się z mieczem na Luke bo przerwał jej Skype z boskim Kylo. Który pół dnia temu zamordował Hana na jej oczach...
Jpr. Hanna Montana wiecznie żywa. Tylko czemu musiała objawić się w moich Star Wars. :(
I do tego wygrywa ten mini pojedynek z Lukiem...
-"Jesteś zły, zabiłeś Hana"
-"Nie jestem zły, Luke chciał mnie zabić we śnie"
-"Aha. TO wszystko zmienia, nie jesteś zły, wybaczam ci".
Nie jest to może tak kuriozalne jak "Martha!", ale jak mam być szczery to BvS podobało mi się o wiele bardziej.
To jest gorsze niż Martha.
Rey:
"Podły Luke! Właśnie miałam zetknąć się paluszkami z moim wczorajszym gwałcicielem mentalnym, mordercą swego ojca, a ty mi dziadu przerwałeś tę piękną, podniecającą chwilę, agrrr! "
XDDDD
Haha, na jej obronę powiem tyle, że kobiety nie myślą w tych sprawach rozsądkowo i lecą na bad boyów, zwłaszcza tych bez koszulki :D
Ten użytkownik opublikował na wielu forach filmowych ten sam esej na temat natury kobiet: http://www.filmweb.pl/film/Koneser-2013-624525/discussion/Mi%C5%82o%C5%9B%C4%87+ jest+gorsza+od+sraczki,2675007#post_14795468
Po jego przeczytaniu, nie ma co się dziwić, że dobry, poczciwy Finn nie ma żadnych szans u Rey, bo jest biedny, był woźnym, walczyć też nie umie no i jest czarny :D
To Disney ;) Chociaż mnie ten wątek jakoś nie radził,już gorszą chałę odwalili z Leią dryfującą w kosmosie i z tym ratowaniem Finna przez Rose ;)
Epizody IV-VI to przecież świętość,tam wszystko było logiczne i spójne,włączając w to zabicie Palpatine'a przez Vadera :)
Dokładnie. Vader miał wybór między synem którego choć dobrze nie znał, to tamten dostrzegł w nim dobro, i umiał poświęcić za niego życie a starcem który zawsze udawał że dobrze mu życzy. Vader po prostu "oddał" , co od syna dostał.
Nie no,motyw ok i tego się nie czepiam - ale przyznaj,że Palpatine też zginął w dość głupi sposób jak na kogoś tak mocnego więc jeśli ludzie lamentują,że śmierć Snoke'a w ogóle była szokiem i była przy tym tak mało spektakularna to czegoś tu nie rozumiem. Motyw zabicia mistrza przez ucznia to w SW akurat żadna nowość - I o ile w przypadku Vadera jest jasny i logiczny,tak w przypadku Kylo Rena pozostaje dość nieoczywisty: czy zrobił to z premedytacją czy po prostu jego mistrz w pewnym momencie przegrał przysłowiową pałę każąc mu z zimną krwią zabić dziewczynę, na której w jakiś sposób mu zależało już od TFA.Gdyby to pierwsze to podejrzewam,że i z Rey by się rozprawił - a nie wręcz błagał,żeby się do niego przyłączyła. Poza tym - z tego co sam mówił - wyraził chęć stworzenia czegoś innego, a nie jak Anakin - władzy dla władzy. I tutaj jest subtelna różnica - już w scenie zniszczenia maski Kylo Ren rozumie,że bycie drugim Vaderem (który ostatecznie stał się podnożkiem Sidiousa) do niczego nie prowadzi.Snoke wyraźnie sobie z niego drwi,kwestionujac jego charakter,oddanie i umiejętności. Ginie zatem na własne życzenie,a pewność siebie graniczaca z pychą przyczynia się do jego upadku.Jeśli już porównujemy postacie Dartha Vadera i Kylo Rena to ten drugi jest moim zdaniem o wiele bardziej nieoczywisty i złożony,bo do końca nie wiadomo w którą stronę pójdzie. Vader przez praktycznie całą starą trylogię był złotem,który dusil,siekal i rzucał kim popadnie. Kylo Ren ojca zabija, na wuja też podnosi rękę - ale matki zabić nie potrafi, a Rey zabijać nie chce. Jakieś przeblyski Jasnej Strony wciąż w nim siedzą, a jego wewnętrzny konflikt trwa nadal. Wszystko to jednak kwestia interpretacji i skoro uważasz postać Kylo Rena za bezmyslnego socjopate to ok. Wg mnie jest to jedna najciekawszych postaci w SW przez swoją wielowymiarowosc i nieoczywistosc ;)
Rozszerzyłbym to na I-VI. Suma nielogiczności w sadze 1-6 to nic w porównaniu do idiotyzmów fabularnych jakie serwuje nowa saga Disneya...
Zabicie Snoke'a można by porównać do zabicia Imperatora, gdyby Vader przez kilkanaście sekund się skradał, a Palpatine by tego nie zauważył. Miecz, który widzisz kątem oka, obraca się przez kilkanaście sekund, a wielki mistrz Ciemnej Strony tego nie widzi, a przecież dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co zgubiło Dartha Sidiousa...
I co ważniejsze - mistrza zabija się, gdy dorównuje się mu potęgą, a Kylo to nadal SŁABEUSZ!
Epizod IX teraz nie wywołuje kompletnie żadnych oczekiwań. Kylo to żadne zagrożenie, a Rey to MaRey Sue, która nigdy nie ponosi porażki. Plus jeszcze to wszystko sprawia wrażenie, że w centrum galaktyki jest potężna Republika, a dwie małe frakcje leją się gdzieś na jakichś peryferiach.
Zabicie Snoke'a można porównać do śmierci Plagueisa, z którym Palpatine również nie chciał stanąć do otwartej walki, toż to wzorcowa wręcz postawa użytkownika CSM!! Nie żadne starcia z otwartą przyłbicą i "pojedynkujemy się na Moc", no ja Cię proszę. Uczeń przechytrzył mistrza.
Tylko, że Kylo ma w nosie Sithów ("The Empire, your parents, the Resistance, the Sith, the Jedi... let the past die. Kill it, if you have to.") i po prostu niszczy wszystkich, którzy go zawiedli ("I'll destroy her. And you. And all of it."). To nie on marzył sam z siebie, by zostać nowym Vaderem, tylko Snoke tego od niego żądał.
Jak to Rey nigdy nie ponosi porażki? Zapomniałeś już jak ją złapał Kylo w VII, a w VIII Snoke pozamiatał nią podłogę jak bezwładną laleczką? ;p
Nie napisałem, że miało to być honorowe. Wszystko streściłem w jednym zdaniu: "I co ważniejsze - mistrza zabija się, gdy dorównuje się mu potęgą, a Kylo to nadal SŁABEUSZ!" Kto będzie dalej szkolił tego akolitę? GJ! Pewnie opanuje wszystko sam w parę chwil jak Rey.
Ma w nosie Sithów i strony, ale jest w pełni po Ciemnej Stronie, dołączył do złego Imperium 2 i ogółem chce wybić Rebeliantów oraz Luke'a. No neutralność, której nie powstydziłaby się Szwajcaria...
Ja to już bym się nawet nie zdziwił, gdyby Rey poczuła Moc i zaczęła rzucać Snokiem po całej sali - w końcu level Rycerza osiąga się w parę chwil... Co to za porażka jak ona tam specjalnie poszła i specjalnie dała się złapać? Do tego osiągnęła cel, bo Kylo się jakoś przełamał, a Imperium 2 na tronie ma zamiast potężnego Sitha jakiegoś słabego chłopaka ;)
A ja wszystko streściłem w tym zdaniu: "Tylko, że Kylo ma w nosie Sithów ("...) i po prostu niszczy wszystkich, którzy go zawiedli" - on nie rzuca na lewo i prawo jak Anakin, że zostanie największym Jedi (Sithem) ever, bo potęga w Mocy nie jest jego celem, a tylko środkiem do niego. Nadarzyła się okazja (plus Rey była zagrożona), więc postanowił działać. Nie ma to nic wspólnego z neutralnością.
No jakoś dużo jej do Snoke'a brakowało, jakbyś nie zauważył xD
"Zapomniałeś już jak ją złapał Kylo w VII" juhuu, pisałem w VII, a nie w VIII. Osiągnęla cel dzięki Kylo, a nie swojej sile.
Powtarzam: Pomijając Sithów, to "mistrza zabija się, gdy dorównuje się mu potęgą, a Kylo to nadal SŁABEUSZ!" Kto będzie dalej szkolił tego akolitę? GJ! Pewnie opanuje wszystko sam w parę chwil jak Rey". Serio chce do końca życia byś słabym i dawać się pokonywać kolejnym randomom?
Tu chodziło o to, że trylogia Disneya opiera się na tak kretyńskich założeniach, że nie zdziwiłbym się, gdyby nagle miotnęła Snokiem o ścianę... W końcu wszystkiego uczysz się w jedną czy dwie chwile.
Jej celem było skłonienie Kylo, by zrobił to, co zrobił... Wygrała, pozbawiła Imperium 2 potężnego przywódcy i teraz na tronie siedzi mentalny dzieciak, który nie stwarza żadnego zagrożenia. Gdzie tu porażka? To kolejna wersja MaRey Sue. W ogóle nie wzbudza mojej sympatii i życzę jej wreszcie potężnego kopa w tyłek od losu...
Weź mi już nie powtarzaj, bo zrozumiałem co piszesz za pierwszym razem ;p
"one must study all it's aspects, not just the dogmatic narrow view of the Jedi" :P
...a Ty tylko potęga i potęga!
Nie widzisz w ogóle co się innego dzieje w filmie, nie starasz się (nie chcesz? nie potrafisz?) wczuć w bohatera. Jego mistrz go zawiódł (tak jak poprzedni), pomiatał nim i poddawał pod wątpliwość jego przydatność (wcześniej zapewne robił wręcz na odwrót) oraz manipulował nim wyłącznie dla swojej korzyści. Dokładnie tak, jak przewidział Han, więc Kylo nie ma zamiaru czekać aż - według przewidywań ojca - Snoke pozbędzie się go, gdy nie będzie mu już potrzebny (kto wie, może po odkryciu lokacji Luke'a i usunięciu go to byłby ten moment?). Poza tym on nie jest taki słaby, jak oceniasz po porażce w wyjątkowych warunkach z Rey, nawet przełamał swój strach (pewnie ma traumę po próbie zabójstwa - jak on to widzi ze swojej perspektywy ;p) wobec swojego wuja, którego zaatakował w pojedynkę.
Ale jakoś nie miotnęła, więc ten argument jest zmyślony.
Czasem mam wrażenie, że oglądaliśmy inne filmy (jak przy TFA, gdy twierdziłeś, że zabicie ojca w ogóle nie wpłynęło na Bena, a sam Snoke musiał dopiero wyłuszczyć jak bardzo ten czyn rozbił młodego Solo), bo mnie się wydawało, że Rey chciała przeciągnąć Kylo na swoją stronę, a nie jedynie zmienić kierownictwo FO, co nie uratowałoby RO przed anihilacją, gdyby nie pokaz Mocy Łukasza S., którego nie mogła przewidzieć, więc możesz dopisać kolejną zasługę komuś innemu (bez tego jej czyn nic by rebeliantom nie pomógł), a nie Mary Sue i Mary Sue - ktoś coś palnie i potem bezmyślnie się to powtarza nawet wtedy, gdy nie ma to żadnego sensu i pokrycia w rzeczywistości. Ja tam ją lubię i jej kibicuję.
Czy na pewno go zawiódł? Chciał go porządnie wyszkolić, a Ciemna Strona Mocy taka już jest, że do nauczyciela nie pała się miłością i czasami trzeba kogoś zabić. Przecież Snoke wyraźnie mu mówi, że Hux to nikt w porównaniu z Renem. A że chciał zabić Rey? No kurde, to po co Kylo mu ją przyprowadził, przecież nie sądził, że będzie tam sobie tylko siedzieć?
No i brawo, zabił Snoke'a i został przywódcą Imperium 2. Super. Tylko kto go teraz wyszkoli? Cały czas chce być słaby?
Zabicie ojca wpłynęło na Bena, co nie zmienia faktu, że nie miał prawa przegrać. Co w tym trudnego do zrozumienia?
Gdyby miotnęła, to i tak byś tego bronił. Czego by w tym filmie nie było, to i tak byś to uwielbiał. Gdyby Luke brał udział w pojedynku rodem z prequeli, to też byś się zachwycał (choć tu bym akurat cię rozumiał), podobnie jak teraz zachwycasz się tym, że zrobili z niego dziadka, który się poddał i chce umrzeć. Kenobi oraz Yoda byli w dużo gorszej sytuacji po III epizodzie, ale nie stracili nadziei.
Mówiłem ci już. Film nie zrobi ze mnie idioty. Kylo Ren nie miał prawa przegrać z Rey, Rey nie miała prawa stać się Rycerzem Jedi bez żadnego szkolenia, a Imperium 2 nie miało prawa podbić galaktyki bez floty w 5 minut. Ty wierz sobie w co chcesz.
Osiągnęła co zamierzała - Kylo się przełamał, wszystkich pozabijał, a po wszystkim ona sama uciekła. Teraz Imperium 2 ma na czele mentalnego dzieciaka, który nie stanowi żadnego zagrożenia, chyba że dla własnych żołnierzy. Epizod IX zapowiada się emocjonująco - Imperium 2 i Rebelia 2 stoczą oszałamiającą potyczkę na 20 osób o panowanie nad zadupiem galaktyki, a Republika rządzi w centrum i ma to gdzieś.
Nikt nie palnął. Taka jest prawda. MaRey Sue wszystko się udaje, przez co ciężko się z nią utożsamiać i nikt się o nią nie martwi, bo nawet gdyby miała naprzeciwko siebie cała armię, to i tak wygra. Wręcz życzę jej śmierci, bo mam już dość jej perfekcji i robienia ze sztuki Jedi dyskietki do Matrixa. Tylko nie bardzo mam komu kibicować, bo Kylo to też porażka, jedynie w drugą stronę, a drugoplanowe postaci są nijakie.
Ja powiem tylko jedno odnośnie Kylo Rena i Luka.
Luke go zawiódł tym, że w niego zwątpił i uwierzył, że może przejść na Ciemną Stronę.
Snoke podsycał w nim mrok, ale dopóki Kylo wiedział ,że ma oparcie w mistrzu, który w niego wierzył to był dobry. Wszystko stało się w jednej chwili kiedy Luke przez ułamek sekundy zwątpił i na nieszczęście Kylo się obudził i podsycany przez Snoka strach przemówił.
Nie rozumiem jak można tego nie rozumieć.
"Snoke podsycał w nim mrok, ale dopóki Kylo wiedział ,że ma oparcie w mistrzu, który w niego wierzył to był dobry." - skąd wiesz? To lekka nadinterpretacja. Film stosuje duże uproszczenia. Snoke go kusił? Czym? Kiedy? Gdzie? Zapewne siedział z Lukiem w Akademii, bo inaczej nie miałby trwałego kontaktu z Benem. Byłoby to jednak dziwne. Za dużo niedopowiedzeń i za dużo dziur fabularnych.
Poza tym to nie jest jeden z głównych problemów filmu i nie tu należy upatrywać przyczyn porażki.
O takim mistrzu marzy każdy uczeń, co nie? Nie chodzi mi o śmierć Rey (jak to po co przyprowadził? przypuszczam, że Kylo myślał, iż Snoke będzie chciał przeciągnąć ją na CSM - jak Imperator Luke'a w ROTJ - a tu niespodziewanka), która swoją drogą też na bank miała wpływ na jego decyzję, wystarczy zwrócić uwagę na jego wzrok w momencie tortur, czy zaraz przed wyrokiem. Mam na myśli pomiatanie nim, manipulowanie, zarzucanie mu nieużyteczności, mimo oddania wszystkiego co miał CSM. Nie wiemy co siedziało mu w głowie i kiedy doszedł do wniosku, że Han miał rację, iż jest tylko narzędziem (do odnalezienia Skywalkera), ale nie zamierzał być marionetką, jak Vader.
Co Ty masz z tym szkoleniem? Nie wygląda mi to na cel Bena. Myślisz, że Snołk dopuściłby do osiągnięcia przez Rena większej potęgi niż jego własna?
Jeny, powodów było więcej, znowu będziemy to wałkować, bo ich postanowiłeś nie uznawać?
Insynuacje. Insynuacje :P i nie uwielbiam wszystkiego, bo np. humor w tym filmie jest moim zdaniem najgorszy z trzech ostatnich odsłon, więc proszę mi wskazać, gdzie się tym zachwycam ;p Swoją drogą akurat Ty, który tak gloryfikujesz MCU, powinieneś go uznać za najmocniejszy punkt filmu i być zachwyconym, skoro lubisz takie rozwiązania. Albo nudny jest wątek Finna (i to nie z powodu aktorów i płaczu, że baba, że żółta, że murzyn, bo to dla mnie nie robi żadnej różnicy, właściwie nieźle sięspisali, tak jak Del Toro, tylko wydarzenia mnie nie wciągnęły), czy BB-8 nie jest tak fajny, jak w TFA (na szczęście są Porgi ;p), więc nie wszystko mi się podoba, ale za to będę bronił wątku Kylo, bo uważam, że jest rewelacyjny, zatem daję sobie prawo wtrącić się, gdy ktoś wypisuje zarzuty z księżyca i nie widzi czegoś oczywistego na ekranie :P Jego relacje z Rey, pokręcona przeszłość z Lukiem, czy w końcu spotkania na żywo ze swoim obecnym mistrzem - rewelka, która podciąga moją ocenę do góry, mimo wcześniejszych zarzutów. No i oczywiście fantastyczne kreacje Hamilla (chyba jego życiowa rola) i Drivera, za nie same film ma dużego plusa, więc nie potrafię zrozumieć wystawiania 1/10 przez tylu ludzi.
Osiągnęła co chciała? Serio? A ten zawiedziony wzrok na końcu, gdy zamyka przed Benem drzwi Sokoła to nie jest symboliczna scena? Nie mów, że tego nie rozumiesz. Ona tam nie przybyła po Snoke'a, tylko po Kylo, jak możesz tego nie widzieć?
Ja Ci podaje przykłady, co poszło nie po jej myśli, a Ty na to: "MaRey Sue wszystko się udaje", nie odniosłeś się do tego, co napisałem. No to widocznie następna część nie jest dla Ciebie, bo dla mnie Rey z Kylo to ciekawe postacie, na dodatek cieszę się z powrotu Abramsa, więc nie mogę doczekać się następnego epizodu.
Jak chciał miło i przyjemnie to po co przechodził na CSM? Nadal nie wiadomo, czym go Snoke przekupił i co robił w Akademii, ale pewnie już to zostanie olane, żeby scenarzyści nie mieli problemów... Snoke to okropna osoba, jak większość Sithów, no ale taka jest natura tej ścieżki. Własnego mistrza masz nienawidzić, ale nie zabijesz go dopóki nie osiągniesz jego potęgi. Tymczasem Kylo zabił swojego mistrza na etapie umiejętności padawana, toteż już zawsze pozostanie słaby. Tu jest problem.
Rey miała wyjawić miejsce pobytu Luke'a, ale potem wiadomo, co miało się z nią stać. Nikt nie chciał jej przeciągać na CSM. A że Ren nie chciał być marionetką jak Vader? Ale jak to? Przecież to wzór do naśladowania (najpierw głupotą jest to, że Kylo go czci, a teraz że o tym zapomniał ;p). No i Vader dysponował taką potęgą, że Kylo to nawet 10% tego nie posiada i więcej już nie uzyska. Nie został marionetką, tylko słabeuszem, którego nikt nie szanuje, czyli kompletnym przeciwieństwem Vadera.
Nadal nie wiadomo, co nim w ogóle kieruje. Niby coś tam czuje do Rey, choć kto tam ich wie. Niby jest obrażony na rodziców (dlaczego) i na Luke'a, ale co on chce osiągnąć po tej Ciemnej Stronie? Film próbuje wykreować go na niejednoznacznego bohatera, ale bez dawania sensownych motywów takiego postępowania. Niejednoznaczny zły z prawdziwego zdarzenia to Magneto.
Nie miał prawa przegrać z kimś takim jak Rey, nieważne w jakim byłby stanie (chyba że konającym i nie miałby siły ruszyć ręki/użyć Mocy, to wtedy tak). I koniec dyskusji w tym temacie.
To nie są insynuacje. Taki masz stosunek do filmów Disneya i tyle. A ja nie gloryfikuję MCU za humor (to akurat jedyna rzecz, która w Ragnaroku mi przeszkadzała), tylko za świetnie wykreowanych bohaterów, za kreatywność, za łączenie poszczególnych tytułów ze sobą, za niespotykany od dawna rozmach w kinie. Gdyby nie te filmy, to nie miałbym już w sumie na co czekać z tak wielką niecierpliwością.
Już po tym, jak Luke wywalił miecz za siebie, Poe cisnął tę głupią gadkę, a Snoke robił sobie jaja z Huxa, wiedziałem, że coś poszło nie tak - to w ogóle nie pasuje do Gwiezdnych wojen.
A ja nie potrafię zrozumieć wystawiania czemuś takiemu 10/10. Nudny film, który wygląda jakby budżet był wiele razy mniejszy, z nieciekawymi postaciami, słabą muzyką, idiotycznym scenariuszem i brakiem "epickich" momentów, które zapamięta się na długo (w pozytywnym sensie, bo jaja z przecięciem Snoke'a na pół to niestety będą tkwić w mojej głowie za każdym razem jak usłyszę ten tytuł - skasowano najbardziej obiecującą postać).
Na szczęście jest to najgorzej oceniana część SW na rottentomatoes i na metacritic, a wkrótce i tutaj (na razie średnia równa Widmu, ale na pewno spadnie).
No ja wiem przecież, że poleciała po Kylo (naiwne jak nie wiem, no ale mniejsza z tym). Kylo nie dołączył do Rebelii 2, ale sukces i tak wypadł ponad miarę. Poleciała tam i dzięki niej Kylo zabił "potężnego" Snoke'a, zginęło też wielu żołnierzy oraz najpotężniejszy statek i tak mizernej floty Imperium 2. Potem jeszcze uratowała grupkę ludzi z planety.
Już się ekscytuję na myśl o tej niesamowitej batalii o władanie krańcem galaktyki, w której udział weźmie ze trzydziestu chłopa i kilka stateczków, a Rey i Kylo będą partaczyć sztukę walki mieczem, bo prawie nic nie umieją. No ale w sumie Abrams i tak lepszy niż Johnson. Abrams zrobił jedynie bezduszny, odtwórczy produkt, a Johnson bezduszny, trochę mniej odtwórczy, ale za to z "momentami WTF", przez co TLJ jeszcze bardziej przypomina parodią Gwiezdnych wojen niż TFA.
Z przykrością stwierdzam ale ze z każdym Twoim słowem się zgadzam a szczególnie:
"Nie został marionetką, tylko słabeuszem, którego nikt nie szanuje, czyli kompletnym przeciwieństwem Vadera."
"Nadal nie wiadomo, co nim w ogóle kieruje. Niby coś tam czuje do Rey, choć kto tam ich wie. Niby jest obrażony na rodziców (dlaczego) i na Luke'a, ale co on chce osiągnąć po tej Ciemnej Stronie?"
A najlepsze:" a Rey i Kylo będą partaczyć sztukę walki mieczem, bo prawie nic nie umieją. "- ;DD
A jak Ty sobie wyobrażasz kuszenie? Palpi też udawał dobrego wujka i przyjaciela Anakina, a wiemy jak to wyglądało już po przejściu na CSM. W OT też nie wiedzieliśmy czym go przekonał do zdradzenia Jedi...ale obiecywał mu potęgę i siłę, a nie uległość i niewolę. Przypominam, że Snoke nie jest Sithem. I chyba nie musiał być w akademii, skoro jest tak potężny, że dokonał połączenia w Mocy dwóch odległych o lata świetlne osobników, nieprawdaż?
"Tymczasem Kylo zabił swojego mistrza na etapie umiejętności padawana, toteż już zawsze pozostanie słaby."
Amazing. Every word of what you just said was wrong :P Skoro Luke bez mistrza sam potrafił dojść od poziomu z V do tej siły w Mocy, jaką pokazał w VIII, to jego siostrzeniec też może. Poza tym padawani raczej nie potrafią tak czytać w myślach, zatrzymywać pocisków w locie, czy unieruchamiać innych Mocą, więc wiesz...jedna porażka w wyjątkowych okolicznościach nie degraduje jego wszystkich umiejętności - do tego odwagi nie możesz mu odmówić.
"Rey miała wyjawić miejsce pobytu Luke'a, ale potem wiadomo, co miało się z nią stać. Nikt nie chciał jej przeciągać na CSM."
Ale dlaczego podajesz zamierzenia Snołka (raczej nie spowiada się ze swoich zamiarów) jakby to były oczekiwania Kylo, który na dodatek miał wizję, zinterpretowaną mylnie jako Rey przechodzącą na CSM?
"Ren nie chciał być marionetką jak Vader? Ale jak to? Przecież to wzór do naśladowania (najpierw głupotą jest to, że Kylo go czci, a teraz że o tym zapomniał ;p)."
Bardzo płytko patrzysz, zawężając wszystko do "nie zabijesz go dopóki nie osiągniesz jego potęgi.", zwłaszcza, że zostania nowym Vaderem oczekiwał od Bena jego mistrz (polecam oglądać uważniej :P), a ten bał się, że nie będzie mógł spełnić tych żądań. Zniszczenie maski jest symboliczne. Co do osiągania potęgi, to teraz on i Rey są ostatnimi pozostałościami użytkowników Mocy, poza rycerzami Ren, więc i tak nie ma mocniejszych od nich. Skoro on nie szuka zdolności do tworzenia życia, jak Plagueis, to o co Ci chodzi?
"Nadal nie wiadomo, co nim w ogóle kieruje. Niby coś tam czuje do Rey, choć kto tam ich wie. Niby jest obrażony na rodziców (dlaczego) i na Luke'a, ale co on chce osiągnąć po tej Ciemnej Stronie? Film próbuje wykreować go na niejednoznacznego bohatera, ale bez dawania sensownych motywów takiego postępowania."
Ludzie wypisują na tym i innych forach, dotyczących Gwiezdnych Wojen, całe eseje na te tematy, a Ty nadal nic nie zauważyłeś? Sorry, ale tropów, będących fundamentem do dyskusji jest całe multum, bardziej łopatologicznie to mogłoby być chyba tylko z bohaterami tłumaczącymi z offu co się dzieje na ekranie albo jak jedna wypowiedź Snoke'a, który musiał Ci udowodnić, że zabicie Hana rozbiło Kylo doszczętnie (co dla wszystkich, którzy nie są czepliwi dla zasady, było oczywiste już po TFA).
To są insynuacje, bo swoje zarzuty podałem w temacie o plusach i minusach (widocznie ja jestem pozytywnym fanem, który wyszukuje i cieszy się z pozytywów, a Ty negatywnym ;p), ale dobrych wątków (Kylo, Snoke, Rey, genialna rola Hamilla) zamierzam bronić przed zarzutami z księżyca. Jak można nie lubić humoru w MCU, który stanowi połowę czasu w ich filmach i jest jednym z jego filarów, a tak gloryfikować całość? Z resztą mniejsza z tym, bo ja lubię MCU (chociaż może bardziej z sentymentu), bo są to filmy rozrywkowe na dobrym poziomie, poza kilkoma wyjątkami, ale do SW im trochę brakuje.
Część gagów było nietrafionych, przyznaję, ale kiedy niby Snoke robił sobie jaja z Huxa?
"film, który wygląda jakby budżet był wiele razy mniejszy"
grzeszysz, chłopcze, bo poza sceną z Leią w kosmosie wszystko wizualnie jest na najwyższym poziomie.
Nienawidzę zagranicznych zapożyczeń na siłę, jak "epicki", ale "brak "epickich" momentów" kojarzy mi się z żądaniami nastoletnich widzów...więcej wybuchów! Więcej rozpierduchy!
Zabójstwo Supreme Leadera jest moim zdaniem rewelacyjnie rozwiązane - fantastyczna scena. Pokazuje odwagę Kylo i jego spryt - tak, tak, o sile wojownika świadczy coś więcej niż tylko same mięśnie (w SW jest to Moc). Na dodatek zaskakujący zwrot akcji (czyż nie tego żądałeś przed premierą?).
"skasowano najbardziej obiecującą postać"
Zgadzam się, że super go wykreowano i z jednej strony trochę żal, że go nie będzie, ale nie można mieć omletu (genialna scena), nie rozbijając jajek (śmierć Wodza). Jakby jej nie było, to pewnie byś narzekał, że Snołk zginie dopiero w trzeciej części trylogii i że to skopiowany schemat z OT itd. itp. a jeśli jest co innego, to też źle! Jeśli narzekałeś, że TFA było podobne do OT przez fanów, którzy nagminnie domagali się takiego klimatu, a nie PT, to teraz za odmienność od tego klimatu możesz winić sobie podobnych, którzy chcieli "coś innego", ale oczywiście teraz narzekacie, że "to już nie SW" - wcześniej sam twierdziłeś, że za to właśnie krytykowało się prequele - nie zadowolisz :P Stąd ta niska ocena, swoją drogą mniej mnie ona dziwi (bo konserwatywni fani na bank odrzucają takie odejście od oryginału) od narzekań grupki zawiedzonych na TFA. Przy takich złych ocenach powrót Abramsa będzie bardziej oczekiwany - co mnie na przykład cieszy, bo uważam go za lepszego rzemieślnika od chaotycznego Johnsona (chociaż fajnie rozwinął użytkowników CSM), do czego być może tacy, jak Ty się przyczyniają :D
"dzięki niej Kylo zabił "potężnego" Snoke'a"
"Potem jeszcze uratowała grupkę ludzi z planety."
Dzięki Kylo ona jeszcze w ogóle żyje!
Dzięki zmyłce Luke'a było w ogóle kogo ratować.
Ale nieeee, wszystko to robi ta "niezwyciężona Rey", feministka, która została poskładana przez Snołka bez wysiłku - tym bardziej bawi mnie ten płacz, że ona niby jest najpotężniejszym użytkownikiem Mocy nawet bez szkolenia. Urocze manipulowanie faktami :O
"Już się ekscytuję na myśl o tej niesamowitej batalii o władanie krańcem galaktyki, w której udział weźmie ze trzydziestu chłopa i kilka stateczków"
A co z przesłaniem pod koniec filmu, że heroiczny czyn Skywalkera to iskra rozbudzająca ponowny ogień oraz że wojna się dopiero zaczyna? Co z symboliczną sceną z dzieciakami na końcu opowiadającymi o tych wydarzeniach?
"a Rey i Kylo będą partaczyć sztukę walki mieczem, bo prawie nic nie umieją."
Raz mówisz, że ona już wszystko potrafi, a teraz to? Gubisz się w zeznaniach, byleby dowalić :P
Zaebistość Rey w kwestiach Mocy wyjaśnił Snoke mówiąc o tym, że im silniejszy w Mocy jest Kylo tym równocześnie Rey jest silniejsza. Taka przeciwwaga - Moc dąży do równowagi lecz robi to w inny sposób niż w przypadku Anakina. Tam to raczej chodził o równowagę w nim samym. Tutaj tak jakby chodzi o równowagę w taki sposób jak wiele osób ją sobie tłumaczy - czyli np. 1 na 1. Dość łaptologicznie co dla mnie jest minusem.
Mam nadzieję, że nie zostawią kwestię tego, że miecz Skywalkerów do niej przemawiał i do niej przybył a nie do Kylo. Tego przyznaję nie potrafię sobie wytłumaczyć. Ale może to też być jednym z bubli TFA - oby nie.
Nie. Nie uczysz się samoistnie, bo ktoś inny jest silniejszy. Rey nie miała prawa wygrać z Kylo i koniec. Rey nie ma prawa stać się Rycerzem Jedi bez żadnego treningu, a Imperium 2 nie rządzi galaktyką, bo nie ma szans na jej podbicie w 5 minut i to bez większej floty. Sorry, wiele głupotek filmowych potrafię wytłumaczyć albo zlekceważyć, ale Disney robi z widzów zbyt wielkich idiotów. Ze mną im się nie uda ;)
Akurat dziwię się, że Tobie ten film się podobał, skoro tak samo jak ja nie znosisz Przebudzenia ;) Ten film powtarza błędy Przebudzenia, niszcząc bohaterów OT oraz ich dorobek i kopiując schematy z OT, a także tworzy kolejne poprzez kretyńską fabułę i totalną nudę przez 2,5h.
"Akurat dziwię się, że Tobie ten film się podobał, skoro tak samo jak ja nie znosisz Przebudzenia ;)" nie jestem Tobą.
A TFA dalej nie lubię zbytnio i nie dlatego, że Ty go nie lubisz ale dlatego bo mi się nie podoba, bo jest pusty odnośnie treści choć wizualnie lepszy od TLJ.
TLJ nie niszczy dorobku nikogo co najwyżej Abramsa uwypuklając jego wydmuszkę. TLJ pokazuje, że i Leia i Luke są silniejsi w Mocy niż kiedyś.
Nie, nie chodziło mi o mnie , a o to, że z takich samych powodów jak ja nie lubisz TFA ;) Nieporozumienie słowne ;p
To ja już chyba wolę podejście Abramsa, choć oba są słabiutkie, kameralne i oba są równie denne jako sequele Gwiezdnych wojen. Jednak Abrams rozpoczął obiecujące wątki, które Johnson zaprzepaścił. Abrams dał nam dużo akcji, której w TLJ nie było (zwłaszcza pojedynku na miecze). Ogółem TFA sprawdza się jako osobny film, a TLJ zawodzi na wszystkich frontach.
To, że nam się nie podobał jeden film nie oznacza, że musi i będzie się nie podobać inny. I widzę, że dobrze zrozumiałam Twoje słowa, które zacytowałam.
Ty wolisz podejście Abramsa, ja wolę Riana. Wolisz wydmuszkę czyli dużo pif paf i wow efektów spoko... a ja wolę jak one są dodatkiem do treści filmu. Dla mnie w SW nie musi być co 5 min nawalanki na miecze bo dla mnie to nie jest trzonem tej serii. Jest nią historia i przekaz. W sumie to można śmiało powiedzieć, że 3-4 pojedynki były częścią historii - pojedynek na Mustafar, pojedynek na Bespin i pojedynek na 2-giej GŚ, czwarty pojedynek czyli ten na Naboo też miał w sumie wpływ na historię ale raczej mniejszy w porównaniu do 3 wcześniejszych.
W sumie większość krytyki jaką widzę pod adresem TLJ można streścić w zdaniu "To jest bee bo to Disney". Ja krytykowałam i krytykuję TFA za to, że jest wydmuszką a nie dlatego, że wyszła od Disneya.
I jedyne co mnie niepokoi to fakt, że w TFA i TLJ przeciwnicy tych dobrych pokazani są w sposób karykaturalny. A w poprzednich epizodach czy w RO było widać, że to zło w czystej postaci. No jedynie Kylo zaczyna wyrastać na takiego bohatera, którego raczej bym nie chciała spotkać na swojej drodze. I Rian tę postać uratował w moim odczuciu.
Chyba nie, no ale nieważne ;)
Ja nie wolę żadnego podejścia. To jak próba wyboru sposobu śmierci - czy przez ścięcie mieczem czy wbicie na pal...
Nie wydmuszkę, tylko Gwiezdne wojny, a nie jakiś kurde odcinek Rebeliantów (zresztą w nich w sumie więcej się dzieje, a i fabułę mają z reguły ciekawszą). Wojna o galaktykę to wojna o galaktykę, a nie jakieś potyczki na zadupiach. Do tego scenarzyści mają widzów za idiotów i wmawiają, że frakcja bez floty podbiła w parę sekund całą galaktykę... Ta, jasne.
I nie trzeba co 5 minut pojedynków, ale jeden na film to chyba nie dużo? Miecz świetlny to jedna z charakterystycznych rzeczy dla tego uniwersum i pojedynki to coś, czym chyba każdy fan się ekscytuje. I chyba nie było osoby, która przed premierą TFA nie chciałaby widzieć Luke'a jako mistrza właśnie w takim pojedynku.
A co mnie Disney obchodzi? MCU wychodzi im fantastycznie. TFA i TLJ krytykuję przede wszystkim za kopiowanie większości z OT, żenujące niewykorzystywanie potencjału sagi, lanie ciepłym moczem na bohaterów OT, kretyński scenariusz, brak "charyzmatycznych postaci" i słabiutkie wykorzystanie efektów. TLJ do tego wyszło przydługie i nudne.
Kylo już zawsze pozostanie słabeuszem, bo zabił jedyną postać, która mogła go wyszkolić. GJ! A villain, który nie wzbudza żadnego zagrożenia, jest beznadziejnym villainem.
"I nie trzeba co 5 minut pojedynków, ale jeden na film to chyba nie dużo?" a ile ich było w ANH, TESB czy RotJ ? Zdaje się, że po jednym na epizod ;)
Słabiutkie wykorzystanie efektów? To w jakim kinie byłeś? Mi szczena opadła wiele razy na RO czy na TLJ. Jeśli zrobienie prawie jak żywego Tarkina za pomocą efektów uważasz za słabiutki efekt... no nie wiem (pozwoliłam sobie o tym wspomnieć bo to chyba się tyczy wszystkich nowych filmów spod stajni SW). Mimo pewnych niedociągnięć to jest imponujące. Z resztą efekty to dla mnie tylko dodatek (co wielokrotnie podkreślałam bez względu na film) i także nie stanowią o filmie. Tym bardziej, że mamy je w co drugim filmie szczególnie blockbaserowym.
Co masz na myśli mówiąc o charyzmatycznych bohaterach? Zdaje się, że Poe był i jest taki.
"lanie ciepłym moczem na bohaterów OT" - w którym miejscu?
Kopiowanie - ok, TFA było kalką niemożliwą do zniesienia. Abrams nawet nie wysilił się by podobną sytuację przedstawić z innej perspektywy czy też jako alternatywną rzeczywistość. Zrobił to Rian i wyszło mu to dobrze.
Villan znaczy Kylo tak? No w TFA Abrams go przedstawił koszmarnie ale Rian wyprostował to bardzo ładnie.
Nie mniej, zgadzam się z tym, że słabiutko wyjaśniono jakim cudem FO stał się taką potęgą. Choć wątek z tym hakerem częściowo to wyjaśnił.
Znowu niedopowiedzenie. Miałem na myśli to, że jeden pojedynek na film to chyba nie jest dużo, zatem JEDEN można było dać, zwłaszcza, że możliwości były spore.
Znowu źle się rozumiemy :D Efekty może i dobrej jakości, nawet bardzo dobrej (Tarkin to super rozwiązanie), tylko co z tego, skoro TLJ wygląda jak przeciętny odcinek Rebeliantów, czyli mizerna potyczka na zadupiach. Szczena to opadała podczas bitwy na Scariff czy Coruscant, a tutaj nuda. Efekty w SW to bardzo ważna rzecz, w końcu to Gwiezdne WOJNY, a nie kameralny dramat, a to poszło w tę drugą stronę. Serio nie wolałabyś zobaczyć rozmachu uniwersum zamiast jego zawężania?
W takim miejscu, że robi się z nich wraków ludzi, którzy mają wszystkiego dość oraz zaprzepaszcza ich osiągnięcia. Do tego wszystko to wygląda, jakby zostali sprowadzeni jedynie po to, by każdy umarł w kolejnym filmie.
A co Rian poszerzył? Wprowadzono wyspę Luke'a, jakąś kantynę i coś na wzór Hoth. No super kreatywne podejście, z wielkim rozmachem ;)
Większość postaci jest po prostu albo nudna (Rey, Leia, Rose) albo karykaturalna (Finn, Hux, Snoke, Phasma). Snoke miał potencjał, ale jego dziwne teksty i głupia śmierć zakończyły ten wątek na dobre. No Poe chyba z tych dobrych najbardziej się wybija, podobnie jak Ren z tych złych, ale w porównaniu do 1-6 to bida z nędzą.
A może nie do końca rozumiesz fabułę, stąd te zarzuty kretyństwa owej. szacunek wobec części 1-6... Hm. Wiesz, 4-6 tak, to była pewna nowość, świeży oddech, przełom, świetna rozrywka, dobre kino, szczególnie te części, w których Lucas zrezygnował z reżyserowania. Niestety filmy 1-3 zasługują tylko na kpinę, owszem są tam ładne metafory, jest historiozoficzna wizja upadku demokracji - czego świat w tej chwili zaznaje, ale rzemiosło filmowe tam po prostu kuleje - to była żenada. Ja kocham oczywiście starą sagę, wychowałem się na niej, chodziłem do kina na pierwsze części jako dzieciak. Ale szacnek nie oznacza braku chęci zmiany, złamania stereotypów, być może demitologizacji. To jest w ogóle ciekawe, bo siódemkę trafiła krytyka masowa za to, że jest tak konserwatywna i wtórna wobec pierwocin, a "Ostatni Jedi" prawdopodobnie przez tych samych fanów jest krytykowany za coś kompletnie odmiennego - że tak strasznie odszedł od kanonu - nie ma tym konsekwencji logicznej, niestety. Niech odchodzi, niech łamie schematy, niech się bawi formą ta nowa trylogia.
To, co napisałem wyżej: "To może wytłumacz też jakim cudem w 5 minut jakaś frakcja na skraju galaktyki właściwie bez floty przejęła całą galaktykę a Republika przestała istnieć choć zniszczono dwie-trzy planety? I jakim cudem bez treningu zyskujesz level Rycerza Jedi, co dawniej zajmowało parę ładnych lat, a teraz powinno jeszcze dłużej?" - nadal nie doczekałem się odpowiedzi. A to i tak tylko najpoważniejsze głupoty fabularne i wcale nie jedyny problem filmu.
"Wiesz, 4-6 tak, to była pewna nowość, świeży oddech, przełom, świetna rozrywka, dobre kino" - dokładnie tak samo jak i prequele. A teraz mamy odgrzewany kotlet na wielokrotnie używanym oleju. Tak, TLJ bardzo wiele skopiował od 5. i 6. i nawet się z tym specjalnie nie kryje. Projekcja Mocy to właściwie jedyna poważna nowość w tym filmie w porównaniu do 1-6 (no i rozwalenie niszczyciela skokiem w nadprzestrzeń, co wygląda efektownie, ale kłóci się z resztą sagi - W Rogue One korweta skacząca w nadprzestrzeń odbiła się od niszczyciela Vadera jak od trampoliny), ale co z tego, skoro jej następstwem jest bezsensowna śmierć Luke'a? Yoda był umierający, Kenobi oddał życie, by Luke i reszta mogli uciec, a Luke w jakim celu to zrobił? Jedi nie byli samobójcami, którzy oddają życie ot tak sobie...
Kolejnym ważnym problemem jest to, o czym też już wyżej wspomniałem:
"To wszystko wygląda jak przeciętny odcinek Rebeliantów podzielony na dwie części (a może i na trzy, gdy wyjdzie Epizod IX) - bieda bije po oczach, jakby zabrakło im budżetu. To jakaś potyczka na krańcu galaktyki, a nie wojna! Do tego ostatecznie zaprzepaszczono szansę na danie Luke'owi jakiegoś epickiego pojedynku na miecze. Tylko że Kylo Ren to też nie jest żaden przeciwnik. To gość, który dostaje baty od mniej niż padawana, a między TFA i TLJ nie ma przeskoku czasowego... Najsłabszy użytkownik Ciemnej Strony w historii..."
Do tego irytuje humor w dziwacznych miejscach, co sprawdza się dobrze w Marvelu, ale nie w Gwiezdnych wojnach oraz dziwne zwroty fabularne, które są charakterystyczne dla Tarantino czy komedii kryminalnych. Czy Gwiezdne wojny to któryś z tych gatunków?
Ten film zawodzi i jako sequel i jako osobny film. TFA broniło się chociaż jako to drugie...
Szacunek do poprzednich części nie polega na wybijaniu po kolei dawnych bohaterów, by nie przeszkadzali i nie polega na usuwaniu ich osiągnięć, jakby nigdy nie miały miejsca. Powinno to też być SPÓJNE z poprzednimi częściami.
Dla mnie Gwiezdne wojny to świetne części 1-6 oraz również świetny Rogue One. Te dwie abominacje od Disneya to jakiś chory fanfik tworzony przez kogoś, kto albo nienawidzi Gwiezdnych wojen (TLJ) albo kocha je zbyt mocno (TFA).
"a Luke w jakim celu to zrobił? Jedi nie byli samobójcami, którzy oddają życie ot tak sobie..." on zrobił to by reszta, która przeżyła w tym jego siostra mieli więcej czasu na ucieczkę. Nie wiem jak można było tego nie zauważyć. Gdy wyczuł, że Rey znalazła resztki rebelii to zakończył swoją projekcję. A że ta projekcja wymagała do niego wielkiego wysiłku, to mu się zmarło. Tym bardziej, że jakiś czas był odcięty od Mocy. To jak przedstawiono Luke`a w niczym nie zniszczyło jego postaci a dodało jej głębi. Odnoszę wrażenie, że ulegasz jego legendzie, o której sam Luke opowiada, o tym jak była ona zgubna.
"Szacunek do poprzednich części nie polega na wybijaniu po kolei dawnych bohaterów, by nie przeszkadzali i nie polega na usuwaniu ich osiągnięć, jakby nigdy nie miały miejsca. Powinno to też być SPÓJNE z poprzednimi częściami." i jest spójne a dokładnie jest spójne z teorią drogi bohatera. Han zginął będąc pierwszym mentorem Rey a poza tym jego śmierć miała być jakimś tam przełomem w drodze Kylo. Czy była tym przełomem, to dla mnie kwestia sporna.
No nie no, nie umiera się ot, tak sobie, bo się skorzystało z Mocy w zbyt dużym stopniu - wtedy po prostu traci się przytomność... Disney chciał się po prostu pozbyć balastu w postaci poprzednich bohaterów. Zmarnowano totalnie jego postać. Ani nie wyszkolił Rey ani nie miał okazji do jakiegoś "epickiego" pojedynku na miecze. Siedzi sobie tylko na jakimś zadupiu czekając na śmierć. Luke w EU też zawiódł przy tworzeniu Akademii, ale nie poddał się ot, tak sobie. Zresztą z Luke'a żadna legenda, skoro galaktyka o nim nie pamięta -słowa Rey z TFA (kolejny kretynizm fabularny).
Nie, to w ogóle nie jest spójne z tym, gdzie zostawił nas Powrót Jedi. Han się nie po to zmienił w OT, by znowu olewać rodzinę i szmuglować towar. Luke nie po to uratował ojca i przywrócił Jedi, by olać to po jednej porażce. Nie powinien też był chcieć zabić swojego siostrzeńca i tolerować kogoś takiego jak Snoke w swojej Akademii, zwłaszcza że zdawał sobie sprawę z tego, jakie farmazony ładuje Benowi w głowę...
"No nie no, nie umiera się ot, tak sobie, bo się skorzystało z Mocy w zbyt dużym stopniu - wtedy po prostu traci się przytomność... Disney chciał się po prostu pozbyć balastu w postaci poprzednich bohaterów. " czekaj czekaj.. czy przypadkiem nie było podobnie z Yodą???
"Siedzi sobie tylko na jakimś zadupiu czekając na śmierć. " a Yoda na Dagobah to se na wakacjach był.
Epickie pojedynki? Wiesz, dwa pojedynki z prequeli szalenie mi się podobają ale one nie stanowią SW - spłycasz szalenie tę serię.
"Han się nie po to zmienił w OT, by znowu olewać rodzinę i szmuglować towar." to jest człowiek ze swoimi zaletami i wadami. Ciekawa jestem jak Ty byś sobie poradził w jego sytuacji. Fakt, że niefajnie zrobił zostawiając Leię z tym wszystkim ale przynajmniej miał do niej jakiś tam szacunek i jednak mimo wszystko obudził w sobie to coś a nie poleciał w pi*du odstawiając Rey na najbliższej planecie.
Snoke w Akademi Luke`a? Skąd masz takie informacje - wiesz, obracam się w kręgu fanów SW i żaden z nich mi takich rewelacji nie przedstawił. A może Luke nie zdawał sobie z tego jakie głupoty ładuje Benowi? A Jedi z prequeli zdawali sobie sprawę z tego co ładuje do głowy Anakinowi Palpie?
Yoda udał się na wygnanie, ale nie po to, żeby umrzeć. Razem z Kenobim czekali na Skywalkerów.
Pojedynek na miecze to "truskawka na torcie" filmu SW. To jedna z rzeczy, która odróżnia Gwiezdne wojny od innych filmów.
Z Hana zrobili wraka. To nie było godne pożegnanie tak słynnego bohatera. Twórcy powinni uczyć się od Szybkich i wściekłych 7 jak należy żegnać zasłużone postaci...
Luke mówi, że wtedy gdy przyszedł do Bena był pewien, iż Snoke zdążył już go przekabacić. Wniosek jest taki, że Snoke siedział razem z Jedi w tej Akademii, bo niby gdzie miałby tyle czasu z Benem rozmawiać? Dlaczego jednak Snoke w ogóle mógł tam przebywać, skoro Luke już wie, że to zły typek?
Jedi nie zdawali sobie sprawy z tego, kim jest Palpatine, więc nikogo nie dziwiły ich spotkania, zwłaszcza, że znali się od momentu przybycia Anakina na Coruscant. Dopiero tuż przed punktem kulminacyjnym skapnęli się, że coś może być na rzeczy. Tymczasem Luke przejrzał zamiary Snoke'a i nic nie zrobił.
ok, nie chce mi się już tego wałkować :) jestem zmęczona tą negatywną energią jaka jest na forum o tym filmie :)
Wybacz.
Matysek cię pocieszył ;)
No cóż, nie bez powodu jest to najgorzej oceniana część SW na rottentomatoes czy metacritic, a także i na Filmwebie (ex aequo z Widmem, ale średnia spadnie, więc będzie najgorszą także i tutaj). Jeżeli ten film bardzo lubisz, a na to wychodzi, to musisz zaakceptować krytykę i się nią nie przejmować. Wiele osób (w tym ja) podchodzi do Gwiezdnych wojen bardzo emocjonalnie.
Komentarz zbędny serio, szczególnie to o Matysku. Ja nie widzę w tym nic dziwnego, że jemu podobało się TFA a mi nie a teraz nam obojgu się podoba TLJ i mamy wobec tego ostatniego wręcz identyczne odczucia. Widzisz, czasem się zdarza, że trafi się ktoś kto po prostu czuje i widzi to co Ty. Przecież w przypadku prequeli Ty i ja mamy podobne odczucia. Więc czemu nie mogę mieć podobnych odczuć wobec TLJ z Matyskiem? Wyluzuj ;)
Wiele osób podchodzi do SW emocjonalnie ale... te emocje powinny być rozsądne. Wściekłam się tylko przy jednym komentarzu w pozostałych starałam się być spokojna. Ale jestem już wyczerpana.
Ale ja tylko stwierdziłem fakt, bez nacechowania emocjonalnego ;) W sensie, że z nim rozmawiałaś na spokojnie ;p Udzieliłem w tym temacie wielu odpowiedzi i muszę przeglądać wszystkie strony by sprawdzić, czy kogoś nie pominąłem i tak trafiłem na waszą pogawędkę :D
Film ma błogosławieństwo Lucasa, jest lepiej - o pięć klas lepiej zrobiony od tych, które sam Lucas robił. Kretyństwo jest pojęciem bardzo relatywnym - bo cóż ono oznacza, jeśli używa go kretyn? Oczywiście nie mam na myśli Ciebie. Natomiast film jest świetny ifilm ten będzie klasykiem, moim zdaniem, a powiada Ci to człek, który jako dzieciak chodził na pierwszą trylogię do kina i robił po ciemku notatki w zeszycie, by spisać tę historię, albowiem o video nikt w tym kraju jeszcze wtedy nie słyszał. Mam wielki sentyment do Gwiezdnych wojen, a ten film rozbudził go na nowo.