Obiecałem sobie, że więcej tematów już tu nie bedę zakładał. Ale cóz byłyby warte obietnice, gdyby ich nie łamano. Cóż warte by były konwencje, gdyby ich nie druzgotano. Jestem zdumiony faktem, że najlepszy film w sadze "Gwiezdne wojny" od czasów "Imperium kontratakuje" zbiera tak srogie baty od miłośników i fanatyków. W tej chwili osiągnął poziom 7.3, czyli identyczny z "Mrocznym widem" Lucasa - koszmarem który nie powinien mieć oceny wyższej niż 5.0. Nie żebym się za mocno przejmował gawiedzią filmwebową, która ocenia generalnie bzdurnie, ale dostaliście dokładnie to, co chcieliście, do diabła - po krytykach "Przebudzenia mocy" - zero oczywistości, zero prostych rozwiązań, fabuła zbudowana na paradoksach, postacie grające wbrew sobie, ale zarazem zgodnie z paradygmatem. Film - szktaułka, film przemyślany, ale nie - fala głupiego hejtu, konserwatyzmu (dziwnego - po krytyce Przebudzenia), nie pojmuję. Przykro mi
Nie sądzę, żeby to był klasyk - jest najgorzej ocenianą częścią SW, gdzie mu tam do Imperium czy Zemsty.
Fabuła jest kretyńska, ale nie chce mi się już po raz n-ty tłumaczyć dlaczego. Poszukaj w moich innych postach ;)
No a dla mnie jest duża przepaść jakościowa między częściami 1-6, a tymi abominacjami od Disneya.
Unicestwienie wielkiego złola, poświęcenie się mistrza Jedi w celu umożliwienia bohaterom ucieczki, odtrącenie ciemnej strony przez protagonistę, kalkowanie torów fabularnych z Imperium kontratakuje i Powrotu Jedi to przecież najmniej oczywiste rozwiązania o jakich można by pomarzyć.
jos_wf: Nie jesteś sam. J. J. Abrams zrobił praktycznie kalkę "Nowej Nadziei". Jedyny twist to śmierć Hana Solo. Reszta przewidywalna do bólu i do łez. Tutaj - niespodzianka. Kilka twistów naprawdę fajnych, ciekawe rozwiązania i nieoczywiste zachowania niektórych postaci. Przykładowo w "TFA" Kylo Ren kreowany był na jakiegoś psychopatę zabijającego dla przyjemności i typowałabym w nim główną postać "do odstrzału". Jasne, zainteresował się Rey ale nie podejrzewałam go o jakieś względnie ludzkie uczucia wobec niej czy kogokolwiek. Po "TLJ" jestem zdania, że to jedna z najciekawiej rozbudowanych postaci - wciąż nieoczywista i mogąca cały czas zaskoczyć. Podobnie Luke - spodziewałam się pełnego werwy zabijaki, który skopie wszystkim tyłki w następnej części, a tu dostaliśmy zmęczonego życiem, zgorzkniałego niegdysiejszego bohatera z jego słabościami i wadami. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczono :)
mnie również - tam tych twistów jest ogromnie dużo, właściwie cała fabuła zbudowana jest na nieoczywistościach, być może przekracza to możliwości poznawcze konserwatywnego wielbiciela sagi. Bardzo odświeżający seans.
Mylisz nieoczywistości ze zwykłymi debilizmami.
Nieoczywistością było np. anakinowy kompleks Edypa, połączony z przeniesieniem uczuć z matki na Padme.
A TLJ to kpina goni kpinę.
Miałam złe przeczucia już podczas pseudo śmiesznej sceny z wycieraniem podłogi szczęką Huxa. Potem było tylko gorzej. Johnson wrzucił do gara 1 Harrego Pottera, Avengersy, Zmierzch, 50 twarzy Greya, humor rodem z Benny Hilla, włączył mikser i w efekcie wyszło to COŚ.
Wszystko rozumiem, ale żeby mieć czelność nazywać to Star Wars ami?
No właśnie te akcenty edypalne były dość oczywiste, a zagrane to zostało w sposób... trochę brak słów, w każdym razie było to żenujące. No, nie dogadamy się. Niczego nie mylę, wiesz ten sposób prowadzenia narracji przypomina taki sposób gry na fortepianie, że zawsze uderzasz w nieco inny klawisz niż by przeciętny słuchacz spodziewał. Może to dawać efekt chaotyczności albo - jak w przypadku "Ostatniego Jedi" - świeżości. Już widać po reakcji fanów, że nie zrozumieli albo nie chcieli zrozumieć intencji reżysera. Bywa.
Zagrane to zostało genialnie, ale rozumiem że do wielbiciela wizji SW gdzie pedo Luke staje nad śpiącym siostrzeńcem by go zaszlachtować, po czym rezygnuje, a nie zadżgany biegnie wymordować z tej okazji kogo popadnie bo "ęę, jestem od teraz zły", szans trafić nie miało.
Totalnie splycasz postać Kylo Rena w tym momencie. Człowiek nie staje się zły ot tak, na komendę. Z filmow i z oficjalnych zrodeł poza filmowych wywnioskowac mozna,ze Snoke od najmłodszych lat manipuluje Benem,ktory z kolei ma praktycznie zerowe oparcie w ojcu i nie wieksze w matce, ktora posyla go do wuja na kilkanascie lat. Jest w połowie Skywalkerem, wiec duzo sie od niego wymaga jako,ze od najmlodszych lat jest wrazliwy na moc. Luke miał mu pomóc, a tymczasem i on podniósł na niego rękę. Snoke idealnie wykorzystał moment obracając chłopaka najpierw przeciwko własnej rodzinie,a później popychajac to ku coraz wiekszemu złu. Zabicie Hana Solo nie przychodzi mu łatwo,ale ostatecznie zwycięża lojalność wobec Snoke'a. Ben mowi tez do Rey cos takiego: "Traktujesz Hana Solo jak ojca...zawiodlabys sie". Wyraźnie ma o coś żal. Tak ja to widzę.
Ej, ale nie marnujcie czasu na dyskusję z WhiteDemon jeśli chodzi o ten film. Ona się udziela praktycznie w każdym temacie i robi pojazd po filmie, jeszcze nikt jej nie przekonał, marnujecie czas. Odejdźcie ludziki od komputera i nie denerwujcie się chociaż na święta :D
Ależ się mną nie przejmujcie. Każdy ma wolną wolę. Macie prawo do woli jarać się do nieprzytomności "związkiem" opartym na sztucznej więzi stworzonej przez starego ramola, a także na zadawaniu sobie ogromnego bólu fizycznego i psychicznego. Opartym na torturach, gwałtach i porwaniach.
Ważne że klata Grey...Kylo jest taka boska.
Terefere. Coś się tak tylko do tego Reylo przyczepiła? To nie jest jedyna rzecz, która jest świetna w tym filmie. Cóż, jeśli Ty uważasz, że to Snoke stworzył tą więź to chyba niezbyt uważnie oglądałaś film, ni mamy o czym rozmawiać nawet. I'm out, nie lubię się stresować na święta :D
Żałosna a nie świetna.
Rey i jej myślenie :
"Wstrętny Luke, pomacham mu mieczem przed nosem bo mi przerwał Skype z moim wczorajszym gwałcicielem mentalnym, no tym który wczoraj na moich oczach zamordował Hana. Myśmy się chcieli zetknąć paluszkami, bo się zaloffciałam w moim gwałcicielu, a on nam to przerwał, Agrrr, a to był taki podniecający moment! "
Sorry, ja tu wysiadam. XD
I Rozumiem że Tobie nie przeszkadza fakt, że gdy Rey będzie miała kaszel, i w porę nie zakryje ust, to Kylo będzie miał jej bakterie na twarzy. Jakie urocze...Oh, wait.
Cóż poradzić. Mam misję oświeceniową niczym Św. Wojciech.
Rezultaty pewnie tyż podobne. XD
Ja też Ci życzę wszystkiego dobrego. Nawet bez ironii :)
Masz absolutną rację. Człowiek nie staje się zły, ot tak, na komendę. Niestety, z Kylo tak jest. Nie mieli na swoją nową postać żadnego sensownego pomysłu prócz bladych zżynek. Więc totalnie zniszczyli i zepsuli stare postaci, Luke, Hana i Leię. Z Hana i Lei zrobili na siłę podłych, kretyńskich rodziców. Z Luke totalnego świra, zboczeńca który ma "przebłysk" i dlatego wywija mieczem siostrzeńcowi nad głową. Wrzucili stare postacie do szamba, po to tylko by wybielić Benka. I teraz mówi się, bardzo imo śmiesznie, że Ben został "umotywowany". Serio, tendencyjne rozumowanie większości tego fandomu nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
Może nie tyle tendencyjne co probujace rozumieć trochę daną postać bez wrzucania jej od razu do wora z napisem "dobry" lub "zły" ;)
Ale tu nie ma podstaw do szarości. Mowa trawa o tym że kogoś ciągnie do jasności, kiedy w czynach niczym się to nie objawia.. Nie kupuję tego kota w worku. ^^
Jak każdy z rodu Skywalkerów Ben zapewne nie był nigdy aniołkiem i miał w sobie mrok. Anakin to wiadomo, ale przecież i Luke się z tym zmagał, ale zawsze udawało mu się w porę opamiętać - tyle, że ta sekunda z włączonym mieczem świetlnym w obecności siostrzeńca wystarczyła, by go sprowokować. Kto wie, może sam Snoke to przewidział i "przepowiedział" młodemu Solo, że wujek będzie chciał go zabić, co utwierdziło go w przekonaniu, że to Supreame Leader (który - jak widzieliśmy jest mistrzem manipulacji) o niego dba?
Chyba oglądałam inny film,gdzie tu widzisz mieszankę 50 TG,Zmierzchu czy HP? Chodzi Ci o wątek gdzie Rey i Kylo Ren nawiązują więź? Mnie się to podobało, każda odsłona ma wątek romantyczny: w I-III Anakin i Padme, w IV-VI Leia i Han więc czemu nie i tutaj? Moim zdaniem ewentualna love-story pomiędzy dwoma głównymi bohaterami należącymi do wrogich obozów brzmi ciekawiej niż sparowanie dwójki bohaterów pozytywnych. Obawiam się jednak,że Abrams spaprze kontynuację koncertowo i dostaniemy powtórkę z rozrywki czyli Kylo i Rey okażą się być rodzeństwem, a Rey ostatecznie połączą z Poe. Obym się mylila...
Olka, myślę że nie ma się czego bać. Po TFA nie byłam pewna czy czegoś takiego nie wytną mimo bezsensowności takiego wątku, po TLJ już jestem (dla chętnych, część dowodów można znaleźć tutaj https://www.youtube.com/watch?v=ydeeqgKS50w&t=302s , a ten filmik nie bierze jeszcze nawet pod uwagę TLJ). Zresztą, to sam Abrams wprowadził wątek Reylo prowadząc go według motywu 'Death and the maiden' już od początku, w TLJ był producentem, więc tutaj też nad tym czuwał. Kylo i Rey nie okażą się spokrewnieni, dałabym sobie rękę za to uciąć, wiecie, Star Wars style ;) Czy cała historia ostatecznie dobrze się dla nich skończy to już zupełnie inna sprawa.
Ze Zmierzchem i Greyem chodzi np. o ultra serwisowe długie ekspozycje boskich klat by uzyskać efekt taniej podniety. (Na plus Driverowi można zapisać że nie była malowana jak u Pattinsona. ^^) O teksty w stylu Jestę potworem, lepiej ode mnie uciekaj! - a idiotka jeszcze się przysuwa. XD
O zadawanie jej bólu, co jemu sprawia przyjemność. Teksty zboka:"Wezmę sobie od ciebie co zechcę."
Rey jest dla Kylo atrakcyjna tylko ze względu na jej potęgę w Mocy, podobnie jak Bella była atrakcyjna dla tamtego wampira bo była jedyną osobą której myśli nie słyszał.
Związek romantyczny to nie problem, chodzi o to jak to jest zrobione. A w przypadku Reylo bardzo słabo, płytko, pretekstowo i sztucznie. Nie umiem kupić takich rzeczy...
I tak, nie ukrywam że motyw więzi w typie Skype 5D wyjątkowo mnie żenuje. Zresztą tania zżynka od Lucasa, jak zwykle, choć u niego to było bardzo eleganckie. Luke słyszał jedynie głos ojca w głowie. Nie widzieli siebie. W dodatku tylko Vader miał takie umiejętności, że mógł "nadawać", a Luke nie. Mógł tylko słuchać.
Jezu, jak sobie wyobrazić że Vader widzi go pod prysznicem... XD
Choć już tam przewraca łam oczami, myśląc :Serio, aż tak za synkiem Ci tęskno Vaderku że aż go błagasz? Trochę więcej godności. ;)
https://youtu.be/_ayT0EZwbks
"Ze Zmierzchem i Greyem chodzi np. o ultra serwisowe długie ekspozycje boskich klat by uzyskać efekt taniej podniety. (Na plus Driverowi można zapisać że nie była malowana jak u Pattinsona. ^^) O teksty w stylu Jestę potworem, lepiej ode mnie uciekaj! - a idiotka jeszcze się przysuwa. XD" - w taki układzie klata Anakina oraz scena, w której Anakin mówi co z tuskenami zrobił na co Padme odpowiada "że złość to ludzka rzecz" też pachnie zmierzchem i greyem. Tak obiektywnie mówiąc.
vignettewikianocooki net/starwars/images/b/b7/ChestMaleHuman.png/revision/latest?cb=20130211071757
Tyle prawdy, ale w sumie jej nie przegadasz, więc lepiej da se spokoj już z nią
Widzisz, ja bardzo lubię OT i PT i bardzo podobał mi się ten epizod ale kurde litości trochę obiektywizmu nikomu nie krzywdy nie zrobiło. A to, że jej ciężko przegadać to już wiem. Anakina uważam za ciekawą postać i jestem w stanie zrozumieć jego postępowanie ale to co ona na jego temat wypisuje to jest po prostu chore. Przy czym rozumienie a usprawiedliwianie to dwie odmienne rzeczy.
"Rey jest dla Kylo atrakcyjna tylko ze względu na jej potęgę w Mocy, podobnie jak Bella była atrakcyjna dla tamtego wampira bo była jedyną osobą której myśli nie słyszał"
Czyli, według Ciebie ona się mu nie podoba fizycznie i jedyne o co chodzi to moc? xD
Cóż. Na ten moment on ma ją kompletnie gdzieś...skoro rozkazał swym pilotom:
"Zestrzelcie ten kawałek śmiecia z nieba! " - wiedząc że ona leci Sokołem.
Masz na myśli te ułamki sekund ekspozycji, w bardzo przytłumionym świetle, bo chwilę później zakrył się szlafrokiem? ;)
Poe to też ciekawa postać, ale to by było zbyt oczywiste. No i przypominałoby za bardzo historię Lei i Hana :)
Postać Kylo Rena ja akurat bardzo lubię i będę bronić, niezależnie czy pokazał klatę czy nie (zresztą co to za argument) - już pomijając to, że uwielbiam Adama Drivera, a na "The Force Awakening" szłam nie zagłębiając się w obsadę poza znanymi mi "starymi wyjadaczami" czyli Harrisonem Fordem, Carrie Fisher i Markiem Hamilem: gdy więc mniej więcej w połowie filmu Kylo Ren zdjął maskę byłam bardzo mile zaskoczona (Adam Driver to nie jest wielce urodziwy gość ale w tej roli jest po prostu rewelacyjny: zarówno wizualnie, jak i warsztatowo). Postać uwielbiam za to, że nie jest w 100% bad-assem (niech inni mówią co chcą, ok) i w zasadzie jego motywacje i działania nie są do końca znane. A to sprawia, że jest nieprzewidywalny. Nie jest stabilny emocjonalnie, szybko wpada w gniew, najpierw robi, a później myśli - ale nie jest też pozbawionym uczuć manipularoterm-psychopatą jak Darth Sidious czy Snoke. Nie jaram się zbytnio fenomenem zwanym pod nazwą "Reylo", ale też nie odmawiam racji tym, którzy mówią, że to odwrócona historia Anakina i Padme. Coś w tym jest :) No i dwójka tak intrygujących bohaterów - co się okazuje równych sobie pod względem chociażby umiejętności władania mieczem świetlnym czy korzystania z tzw. mocy - jest niejako na siebie skazana. Obstawiam, że jednak J.J. Abrams nie zepsuje wątku, który sam de facto budował od "TFA" (chociaż tam były zaledwie subtelne wskazówki, tutaj już Rian Johnson poszedł znacznie dalej). Ja podejrzewałam, że to może iść w tym kierunku od słów Maz Kanaty, która zapytana "Gdzie jest Rey?" odpowiedziała z uśmiechem "Tam, gdzie być powinna" - a za moment Rey natknęła się w lesie na Kylo Rena. No i po Anakinie i Padme czy choćby po Hanie i Lei fajnie jakby jakaś para miała szczęśliwe zakończenie. Wbrew temu co ludzie mówią dla mnie najbardziej wymowna była scena walki z Gwardią Snoke'a gdzie te dwie postaci stanowiły fajny balans i się wzajemnie dopełniały. W tym kontekście konfiguracja Rey + ktokolwiek inny jak dla mnie jest bez sensu. Ale cóż, pożyjemy - zobaczymy :)
"Obstawiam, że jednak J.J. Abrams nie zepsuje wątku, który sam de facto budował od "TFA" - miejmy nadzieję bo po tych wszystkich twistach w TLJ już wszystkiego można się spodziewać;//. Co do Drivera to bardzo dobrze go wystylizowali bo koleś ma mega odstające uszy a dzięki odpowiedniemu ułożeniu włosów w ogóle tego nie widać no i ogólnie czarne ciuchy, głos i oczywiście wzrost robi robotę. Ciekawe czy kazali mu przypakować tylko do ujęcia z klatą hihihihi. No i potwierdzam, że jego nieprzewidywalność to duży + dzięki temu wywołuje jeszcze większe emocje :D również zgadzam się, że walcząc ramię w ramię stanowili idealny przykład balansu i współdziałania tzw "dobra ze złem"
Zgadzam się z każdym słowem:)
Jak fajnie przeczytać, że ktoś też ceni sobie zupełnie nową relację Rey i Kylo:)
Zdecydowanie coś ich wyraźnie łączy i to jest bardzo ciekawe. Warto też zauważyć, że to się nie dzieje od "Ostatniego Jedi", ale od "Przebudzenia Mocy". Kylo Ren jeszcze zanim pierwszy raz spotkał Rey "face to face" wydawał się być nią żywo zainteresowany - gdy tylko usłyszał coś o "dziewczynie" od jednego ze swoich komandorów. Gdy pierwszy raz spotkali się w lesie unieszkodliwił ją mocą, a następnie zabrał na pokład statku niosąc osobiście na rękach, a nie powierzając eskortę szturmowcom. Co ciekawe do jednego ze szturmowców mówi coś w stylu "Olać droida, mam czego szukamy" mając na myśli głównie siebie. Scena przesłuchania jest też niezwykle ilustratywna. W porównaniu z Poe Dameronem, którego wcześniej nie oszczędzał - z Rey obchodził się bardzo delikatnie. Oczywiście zgodzę się z tym, że to była swoista próba "mind rape" (zaraz mnie zjedzą, że podoba mi się brutalne traktowanie kobiet itp. ale ok), ale co ciekawe: szybko zapomniał o mapie, o droidzie: o tym co było istotą ściągnięcia jej tutaj - a skupił się na jej emocjach i lękach. Fascynacja jaka z niego biła w tamtym momencie w stosunku do Rey była naprawdę magnetyzująca.Myślę, że "widział" ją już wcześniej tak samo jak ona jego w momencie dotknięcia miecza świetlnego Anakina/Luke'a w piwnicy u Maz Kanaty.Zresztą to co powiedziała sama Maz było bardzo wymowne: zapytana przez bodajże Finna albo Hana o to, gdzie jest teraz Rey odpowiedziała z uśmiechem mniej więcej "Tam, gdzie być powinna" - a za chwilę pokazują ją i Kylo Rena w tymże lesie. Wcześniej Maz powiedziała do Rey coś w stylu “Whomever you’re waiting for on Jakku, they’re never coming back. But…there is someone who still could.” Odnośniło się to moim zdaniem do Bena Solo. To, że się spotkali to nie było dzieło przypadku. Myślę, że to po prostu Moc pcha ich ku sobie od samego początku - a to, że miecz wyrywa się do Rey moim zdaniem oznacza, że to właśnie jej pisane jest przywrócenie Równowagi Mocy poprzez być może dołączenie do rodu Skywalkerów - zakładam, że poprzez małżeństwo z jednym z nich (a Ben jest przecież w połowie Skywalkerem). Droga nie jest i nie będzie prosta, ale to właśnie wpisuje się w przepowiednię o Równowadze Mocy. Przepowiednię na początku zinterpretowano w ten sposób, że to Anakin jest wybrańcem i że to on ten balans ma przywrócić. Wiemy, że tak się jednak nie stało. Równowagi Mocy nie przywróciło też żadne z jego dzieci (ani Luke,ani Leia - a na zgliszczach dawnego Imperium powstała Nowa Republika, z której z kolei wyłonił się twór znany pod nazwą Nowego Porządku i znowu jedni tłukli się z drugimi). Jeżeli ma być przywrócona Równowaga Mocy i to w dodatku przez Skywalkera to być może będzie nim właśnie Ben? Równowaga - wymaga działania dwóch osób, współistnienia Jasnej i Ciemnej Strony Mocy. Ben dostrzega coś w Rey i nawet jako Kylo Ren od samego początku wcale nie próbuje jej zabić - on chce być z nią jeszcze bliżej poprzez złożenie propozycji nie do odrzucenia: "You need a teacher, I can show you the way to the Force".Od tego momentu ma niejako obsesję na punkcie Rey. Ich połączenie to ciekawy zabieg. Myślę, że "Ostatnim Jedi" Snoke jako zręczny manipulator to wyczuł i podtrzymywał, przyczyniając się jedynie do tego, że bardzo się do siebie zbliżyli. Zaryzykowałabym nawet twierdzenie, że Kylo Ren, tudzież Ben Solo jest zakochany w Rey. Odnalazł w niej bowiem to, czego nikt inny nie był i nie będzie mu w stanie dać: bratnią duszę, poczucie bezpieczeństwa i sens dalszej egzystencji. Postać Bena Solo jest ogólnie chyba jedną z najtragiczniejszych postaci w całej gwiezdnej sadze: ciąży nad nim fatum bycia wnukiem sławnego dziadka, pochodzi z "tego" roku i dlatego wymaga się od niego więcej niż od innych już w sumie od początku jego egzystencji. Nie znalazł oparcia w ojcu, w wujku, w ideologi Jedi - zwrócił się ku Ciemnej Stronie, która jeszcze przysporzyła mu cierpienia. Jak Rey znalazła się w sali tronowej Snoke'a? Jej interpretacja wizji podpowiadała jej, że to ona ma "nawrócić" Bena Solo na dobrą wg niej drogę. Ben solo wciąż walczący wewnętrznie z siedzącym w nim głęboko Kylo Renie z kolei w postaci Snoke'a upatrywał szansy na to, by w końcu mieć Rey przy sobie. Sprawy jednak wymknęły się spod kontroli, a szalę goryczy przelało kolejne zadanie od mistrza: Kylo Ren miał oto bowiem osobiście zgładzić dziewczynę, którą kocha, która jest jego jedyną szansą i nadzieją. Stając przed dylematem kogo zniszczyć, wybrał ostatecznie tego pierwszego. Nie przyszło mu to z łatwością, ale gniew wobec Snoke'a po prostu znalazł swoje ujście w tej konkretnej sytuacji. Jakby się dobrze przyjrzeć to Kylo Ren moim zdaniem cierpi widząc okrutnie torturowaną Rey. Jego kamienna twarz wyraża więcej niż milion słów. A przechytrzenie Snoke'a dowodzi jak potężną Mocą dysponuje mimo swojej całej emocjonalności i rozdarcia. Są osoby twierdzące, że cały czas manipulował biedną i łatwowierną Rey - moim zdaniem ich relacja była w "Ostanim Jedi" wcale nie była kiczowata, ale bardzo ciekawa - bo oparta na wzajemnej (brutalnej) szczerości i mierzeniu się z własnymi lękami. Kiedy wyciąga rękę do Rey nie widzę w tym krzty kalkulacji. Mówiąc "You are nothing, but not for me" czyni moim zdaniem jedno z najpiękniejszych wyznań miłosnych w całej tej sadze. Sam chce odciąć się od przeszłości, chce stowrzyć coś nowego właśnie z nią. Władza dla władzy go nie interesuje, sam jeszcze nie wie w jaką "trzecią" stronę się zwrócić, ale nie chce być rozdarty pomiędzy kolejnymi konfliktami międzygalaktycznymi. Rey jeszcze na tyle silnie wierzy w ideały Jedi, że nie jest gotowa podążyć za jego wizją przyszłości i tu moim zdaniem powstaje właśnie tzw. konflikt tragiczny. On nie jest (jeszcze) gotowy zejść do końca z obranej ścieżki, ona - porzucać dotychczasową.Scena, gdy ramię w ramię walczyli w sali tronowej Snoke'a z jego gwardzistami pokazuje ten balans bardzo dosadnie i obrazowo - coś jakby taniec, atak i obrona jednocześnie, światło i mrok. Co ciekawe w scenie końcowej ta dwójka znowu się jakoś łączy, widzą bowiem siebie nawzajem. Skoro Snoke nie żyje, oznacza to najprawdopodobniej, że ta więź jest na tyle silna, że będzie trwać nadal i bez niczyjej ingerencji. Relacja Kylo-Luke-Rey jest również bardzo ciekawa ale to już temat na inną dyskusję. Aha, byłabym zapomniała: myślę, że Ben nie kłamał w temacie pochodzenia Rey. Gdyby byli spokrewnieni zachowywałby większy dystans. To, że Rey złapała dobry kontakt z Hanem Solo i z Leią tłumaczę sobie tym, że oni po prostu "stratę" syna w jakiś sposób starali sobie zrekompensować taką "przyszywaną córką" i otoczyli ją wsparciem i opieką. Gdyby to była ich bilogiczna córka obydwoje wiedzieliby coś o tym. Luke by coś wiedział skoro dysponuje tak wielką Mocą. I szczerze? Mam nadzieję, że tak to zostawią. To, że Rey jest znikąd oznacza, że Moc jest dla wszystkich - a nie tylko dla elit. Potwierdza to ostatnia (genialna) scena, gdzie jedno z dzieci pracujących w stajni przyciąga do siebie miotłę niczym mały Jedi. W końcu Anakin Skywalker też nie pochodził z wielce szlachetnego rodu,a zmienił nieodwracalnie losy całej galaktyki. Jak dla mnie to właśnie Ben albo Rey: któreś z nich jest wybrańcem, mającym przywrócić Równowagę Mocy. Śmierć którejś z tych postaci byłaby dla mnie mega rozczarowaniem. Tak samo jak np. dalsze grzebanie w przeszłości Snoke'a czy Rey. P.S. Sam J.J. Abrams powiedział po premierze "TFA", że Kylo Ren i Rey są jednym organizmem i jedno nie może żyć bez drugiego, a Snoke powiedział coś w stylu "Kiedy Ciemna Strona rośnie w siłę, ta Jasna również" i to by tłumaczyło, że obydwoje stanowią idealne dopełnienie siebie. P.S.2. Porównywanie tego do "Zmierzchu" czy "50 Twarzy Greya" to trochę płycizna, bo tutaj od początku mamy ten koncept dopełniania się wzajemnie. Równowaga w Mocy nie polega na tym, że wygrywa Jasna albo Ciemna Strona, ale że obydwie ze sobą koegzystują. Dlatego bezsensem wydaje mi się uśmiercenie kogoś z tej dwójki w epizodzie IX bo to znowu nie przyniesie długotrwałego pokoju w galaktyce.
Poe mimo bycia narwańcem w TLJ jest na pewno o wiele stabilniejszą opcją dla Rey niż Klatoren aka Ben Swolo. ;) Jeśli będzie "biedactwo" głodne, czy strzeli o byle co focha, to nie machnie się na jej życie.
Chyba najsłabszy od Imperium kontratakuje. W tym Twoim ,,słabym" Mrocznym Widmie nie było zbędnej poprawności politycznej, sama historia była czymś nowym i wszystko miało jakąś swoją logikę
macie jakąś zadziwiającą obsesję napunkcie poprawności politycznej (to jakiś kompleks???) - po pierwsze, był to mechanizm potrzebny i konieczny w powojennej Europie - kto tego nie pojmuje, ten nieuk, po drugie, świat Lucasa jest przesączony poprawnością polityczną, nawet w tej jego autorskiej trylogii - fatalnej pod względem rzemiosła filmowego
Ludzie po prostu nie lubią, jak Hollywood robi z nich durni. To tyle. ;) A Sequele Star Wars właśnie takie są.
Generalnie rzecz biorąc, Hollywood robi z ludzi durniów i ludzie się na to godzą, płacą za to i lepiej lub gorzej się bawią. Rzecz polega na zawieszeniu niewiary i zagłębieniu się w fantastyczny świat. Akurat "Ostatni Jedi" wydaje mi się rozrywką na znakomitym poziomie. Durniami poczuli się konserwatywni fani, którzy - żeby było śmieszniej - znają oryginalną trylogię z telewizji, a do kina chodzili na tę plastikową dokrętkę Lucasa. Nie współczuję im.