PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=142402}

Harry Potter i Książę Półkrwi

Harry Potter and the Half-Blood Prince
2009
7,5 324 tys. ocen
7,5 10 1 323950
6,0 61 krytyków
Harry Potter i Książę Półkrwi
powrót do forum filmu Harry Potter i Książę Półkrwi

kolejna zabawa

ocenił(a) film na 7

mam pomysł na grę. Ułużmy HP 8. Każdy nich dopisyje po jednym zdaniu ąż w końcu napiszemy książke. ( podpatrzyłem gdzieś te gre) można ożywiać postacie oraz zmieniać bieg wydzrzeń z poprzednich części ja zaczne:

Harry jak zwykle wieczorami siadał przy klatce i rozmawiał z Hedwigą...

p.s
miłej zabawy :)



Altair9

- Accio metalowy nóż! - ryknął Harry, ale ku jego zdziwieniu nic się nie stało - Co jest?
Elfka roześmiała się i uniosła wyżej ciemny nóż.
- Chyba nie sądziłeś, że w XXI wieku zaatakuje cię metalowym nożem - krzyknęła tamując kolejny napad śmiechu - to jest chińska podróba z poliwęglanu. Harry spurpurowiał jak piwonia, ale różdżki nie opuścił.
- To nie fair - wymamrotał, - w Hogwarcie nic nam nie mówiono o jakimś tam policośtam.
- Wasza strata - zawyła z zadowolenia Toruviel - a teraz cię zabiję - w dwóch skokach znalazła się przy Harrym i wyszczerzyła małe ząbki - A TERAZ GI... - ale nie skończyła, bo z korytarza błysnęło zielone światło. Harry go nie widział po odruchowo wyczarował tarcze i zasłonił oczy. Elfka padła martwa, a z korytarza wyszedł Slythierin...

ocenił(a) film na 8
_Leon_

-Siema Harry! Co u ciebie?
Harrego zamurowało.
-E...nic ciekawego..
-To się świetnie składa, bo jeśli twoje życie jest nieciekawe, to mam wspaniały powód, ŻEBY CIĘ ZAMORDOWAĆ!!! Avada kedavra!
Harry odbił zaklęcie. Nie wiedział, jak, ale odbił. Slytherin zdumiony pobiegł do chaty Hagrida. Harry pobiegł za nim, rzucając po drodze nieprzyzwoite zaklęcia. Nagle zaczęły do niego strzelać elfy. Nie długo jednak, bo zaraz zabiły je centaury. Potter wbiegł do chaty. Ujrzał tam Slytherina...przed komputerem. W ręku trzymał srebrną mysz bezprzewodową.
- Zotań tam, gdzie jesteś, bo kliknę myszą i twoje zdjęcia z imprezy trafią na YouTuba!

Altair9

Harry pobladł. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
- To cios poniżej pasa! - powiedział - Nie możesz mi tego zrobić!
- Ależ mogę! - szyderczo zaśmiał się Slytherin - I zrobię to, jeżeli się nie poddasz. - Harry szybko przemyślał sytuację. Po chwili stwierdził, że nie ma innego wyjścia:
- Co mam zrobić? - zapytał cicho.
- Hmm... Na początek: oddaj różdżkę, ręce daj za głowę i może.. połóż się na podłodze? Tak! Żeby każdy mógł sobie podeptać wybrańca! Zbiję na tym fortunę! - zaśmiał się szaleńczo i dodał - Zaprosimy też twojego starego znajomengo, Voldemorta...

Wampiratka

Na dźwięk tego imienia w Harrym obudziła się bojownicza natura. Wyjął różdżkę i udał, że chcą ją podać Slytherionowi, a kiedy był już dostatecznie blisko, cofnął rękę i celując w komputer krzyknął.
- Expelliarmus! - komputer eksplodował, zasypując Slytherina warstwą kurzu i nadpalonych szczątków.
- POŻAŁUJESZ TEGO!!! - ryknął Slyth i macając swój płaszcz na oślep starał się odnaleźć różdżkę.
- tego szukasz? - zakpił Harry i jednym ruchem złamał dębową różdżkę, a srebrny włos jednorożca z jej rdzenia opadł na podłogę.
- Drętwota! - z różdżki Pottera wystrzelił błysk a Slytherine bez czucia padł na ziemię.
- Czasami nie warto zaczynać z wybrańcem... - powiedział Harry i kopnął nieruchome ciało - zapamiętaj to sobie...
- Brawo! Sam bym tego lepiej nie zrobił ... - rozległ się zimny, pryzpominajacy syk głos. Harry odskoczył, a kiedy odzyskał równawagę zamarł. Jakieś dwa metry dalej stał Voldemort. Ale nie sam - dwa zesztywniałe ciałe oplecione grubą liną unosiły się po jego prawej stronie - Harry od razu poznał Rona i Hermionę. Jednak nie to było najgorsze - przed Voldermotem klęczła...
- Ginny?! - poczuł jak serce zaczyna zwalniać swój bieg, zachwiał się i opadł na kolana. Przed nim klęczała Ginny, cała pokrwawiona, a za nią z różdżką stał Voldemort...

_Leon_

-Wybacz mi... - wyszeptała i maleńka łza spłynęła jej po policzku.
- Ginny... - Harry wyciągnął rękę, jakby badał czy oczy go nie zawodzą, zupełnie jakby sprawdzał czy jego ukochana nie jest tylko widziadłem.
- Wzruszające, naprawdę wzruszające - powiedział z sarkazmem Voldemort i mocniej przycisnął koniec różdżki do szyi dziewczyny. - Ale myślę, że te czułości są nie na miejscu...bo - przycisnął różdżkę jeszcze mocniej a na szyi Ginny pojawiła się czerwona linia i kilka kropli krwi - czas to wszytko zakończyć! WRESZCIE!- błyskawicznie cofnął rękę, wykonał gest i ryknął celując w skulona dziewczynę:
- CRUCIO! - Ginny krzyknęła a siłą uderzenia odrzuciła ją pod przeciwległą ścinę. A nim Harry zdążył pomyśleć, zwinął się w miejscu i...
- Avada Ka...
- Protego!!! - zielony promień w ostatniej chwili odbił się od tarczy, rozpostartej między Harrym a Czarnym Panem. Ale siła uderzenia była tak wielka, że tarcza zafalowała i znikła.
- Harry uciekaj!!! - dopiero teraz zorientował się kto go ochronił - spojrzał na w kierunku skąd dobiegł głos i poznał...
- Profesorze?
Voldemort tez się obrócił i wbił wąskie czerwone szparki oczu w mrok.
- Ty znowu tutaj Dumbledore? Widzę, że po raz kolejny umknąłeś śmierci... ale nie na długo - zamachnął się różdżka i bezgłośnie złożył formułę - snob czerwonych iskier pomknął w kierunku byłego dyrektora. Ale ten nie pozostał mu dłużny.
- Speculum! - przed siwobrodym starcem wyrósł srebrny prostokąt, do złudzenia przypominający lustro, a wrogie zaklęcia z hukiem odbiło się od jego powierzchni.
- NO, NO - zakpił Czarny Pan - widzę, że nie próżnowałeś - Prastara magia, to coś nowego.. - AVADA KADAVRA! - Dumblodeore opasał w powietrzu koło, a sekundę później mordercze zaklęcie po prostu zniknęło...
- TO NIEMOŻLIWE! - VOldemorte poczuł strach - JAK...
- Widać nie wszystko jeszcze zrozumiałeś Tom - powiedział spokojnie Dumbledore i wszedł w krąg światła - tak nie wszytko... a może nawet mniej niż myślisz...
- Pożałujesz tego starcze! - ryknął Voldek i Puch!!! zniknął w zielonej mgle...
- Wszytko w porządku Harry?...
- Profesorze... ale ja pochowałem, to znaczy widziałem ...
- Moją śmierć? - na twarzy Dumbiego pojawił się uśmiech - Mój drogi chłopcze ciągle zapominasz, że już od dawna nie żyje, odkąd Severus wyświadczył mi tę przysługę i skrócił moją mękę, tak, tak już od dawna...
- W takim razie...
- W takim razie nie mogłem po raz drugi umrzeć, to chyba logiczne, a to, że tobie tak się wydawało... cóż, może akurat nie byłem ci już potrzebny... nie zapominaj, że to tylko dzięki tobie mogę przybywać wśród żywych, kiedy nie będę już potrzebny odejdę ponownie... ale teraz.... jest jeszcze wiele do zrobienia...
Dopiero teraz Harry otrzeźwiał.
- GINNY! - zawołał i pobiegł do ciała ukochanej. Na szczęście żyła, bo...

ocenił(a) film na 8
_Leon_

...kiedy Voldemort zniknął, przerwał zaklęcie.
-Ale jak ty...przecież podobno byłaś martwa...
-Że co? A kto tak powiedział?
Dumbledore zaczął pogwizdywać, jakby go w ogóle ta sprawa nie dotyczyła.
-CZY TY MYŚLISZ- zerwała się Ginny -ŻE JAK KTOŚ JEST ZAKRWAWIONY TO MUSI BYĆ MARTWY?!!!
-Ależ ... ekhem... no... tentego...
Harry znalazł rozwiązanie sprawy: podszedł do Dumbledora i mocno przywalił mu pięścią prosto w twarz. Ten, poprzez siłę uderzenia opadł nieprzytomnie na ziemię. Teraz należało wykombinować, co ze Slyherinem.

Altair9

Harry uniósł z podłogi resztki różdżki Slytherina, przyjrzał im się uważnie i schował do kieszeni. Zamroczony ciosem dyrektor otworzył oczy, ale w pierwszej chwili nie był w stanie rozeznać co się stało. Dopiero kiedy spojrzał na Ginny, zerwał się na równe nogi, wyszarpnął różdżkę i wycelował ją w Harrego.
- Kim jesteś?! - zagrzmiał, a w jego głosie była zimna furia - Kim jesteś, że ośmielasz się podszywać pod wybrańca...
- Ja? - głos byłego Harrego zabrzmiał teraz inaczej- jakoś bardziej metalicznie. - Pytasz kim Ja jestem? - znów zaśmiał się i jednym ruchem cisnął ciało Slytherina o ścianę. Dumbledore jednak się nie poruszył Stał celując w serce przeciwnika.
- Powtarzam kim jesteś?!
- Jeszcze się nie domyślasz,czy naprawdę tak trudno to odkryć - po raz trzeci zarechotał metalicznie i strzepnął różdżką, a w miejscu w którym stała postać Harrego pojawił się...
- GRINDEWALD?! - to niemożliwe...
- Witaj Albusie, wiele lat, tak wiele długich ohydnych lat spędzonych w ciasnej celi Nummengardu.... ale widze, że było warto, tak było warto by wreszcie zobaczyć zdziwienie na twojej twarzy...
Dumbledore zachwiał się zbladł. Natomiast Ginny zupełnie zemdlała.
- Co zrobiłeś z Harrym...? - zapytał zmienionym głosem... -
- Jak zawsze troskliwy, jak zawsze opiekuńczy - Albusie, dobrze wiedzieć, że niektóre przynajmniej niektóre rzeczy się nie zmieniają...
- Pytam raz jeszcze - co z nim zrobiłeś?
Grindewald przez chwilę napawał się niepokojem dyrektora, potem podszedł do nieruchomego Slytherina, który patrzył w sufit martwymi oczami...
- Nieostrożnością było zostawiać chłopaka samego w tym szpitalu, tak wielką nieostrożnością i błędem - uśmiechnął się fałszywie - a jak wiele razy powtarzałeś ALbusie, błędy są tym większe im mądrość, tego który je popełnia... - A ty jak mniemam mienisz się mądrym , czyż nie, ALbusie?
- żyję? - starał się opanować głos, ale i tak delikatnie drżał.
- Sądzę, że tak... przynajmniej tak było wtedy gdy po raz drugi opuszczałem Nummengard, ale - tu zrobił pauzę - to parszywe miejsce, nie wiem czy długo tam wytrzyma, szczególnie bez różdżki i jako mój sobowtór...a musisz wiedzieć, że nie bardzo mnie lubiono, oj tak dołożyłeś starań, żebym miał tam odpowiednią opiekę - roześmiał się szyderczo i teleportował...

ocenił(a) film na 9
_Leon_

przed wrota Hogwartu. Na placu był właśnie Draco i jego banda...

no_bo_co

którzy zmierzali na normalne lekcje. Nie wiedzieli, że na świecie dzieje się coś dziwnego, więc byli szczerze zdumieni, że ktoś się teleportował koło nich tworząc wielkie zamieszanie. Draco postanowił...

ocenił(a) film na 9
Wampiratka

podejść do Grindewalda. Lecz gdy był coraz bliżej, tracił siły...

ocenił(a) film na 7
no_bo_co

okazało sie że grindewald rzucił na niego imperiusa o jego ciało z tym walczyło

Jake14

Co było bardzo zaskakujące. Stary czarodziej niezmiernie się zdziwił, bowiem w jego czasach nikt nie był w stanie przezwyciężyć tego zaklęcia. Bardzo się tym zdenerwował i postanowił pogadać z Draco normalnie. W końcu był synem słynnego Śmierciożercy, więc powinien się z nim spokojnie dogadać.
- Witaj, Draco. - zaczął.

Wampiratka

Draco początkowo nie zrozumiał o co chodzi. W końcu Grindewald przeszedł z bułgarskiego na łamaną angielszczyznę - ale i to na wiele się nie zdało.
- Witajo o Dracono zacnego mistrza o wielkiego synalu!
- Co proszę? - powiedział zdziwiony.
- Witajo Dracono z Locioszowskiego ty pochodzień nasienio.
- Pan zabłądził może? - powiedział przymilnym tonem, ale szturchnął Goyle'a w ramię. - Jeżeli trzeba wskazać drogę, to chętnie służę pomocą...
- Pomocna twoja noga mi nie być będzie potrzebną, bo ja nic nie szukałem, tom w twoje osoby przebywam interesie...
- Pan nie tutejszy, ach tak rozumiem... - znów silił się na grzeczny ton, ale kiedy odwrócił głowę mrugnięciem dał sygnał Goylowi. Osiłek pokiwał głupkowatą głową i pobiegł w kierunku zamku... - w takim razie w czym mogę pomóc?
- Ze mnie nie robić ty komlpet gamoniowato osoba!
Draco wysilił mózgownice i coś zrozumiał.
- Ależ skąd, pytałem tylko czy może nie jest potrzebny...
- NIE! - wykrztusił Grindewald, starając się by choć to słowo zabrzmiało poprawnie...
- W takim razie o co chodzi... - powiedział Draco i ostentacyjnie spojrzał na zegarek - oj ale zrobiło się późno muszę gnać na lekcje...
- Czekajo ty nieróbstwo ty łajdus...
- Żegnam! - Draco odwrócił się na pięcie i z głupim uśmieszkiem pognał w kierunku szkoły, zostawiając Grindewalda samego. Kiedy dopadł bramy wpadł na Goyle'a.
- I co ...?zapytał szeptem -załatwiłeś to o czym ci mówiłem - Goyle pokiwał wielkim łbem na znak że tak.
- Dobrze - powiedział Malfoy i zatarł ręce, potem sporzał w kierunku polanki na której zostawił Grindewalda - ciekawe jak ten gamoń poradzi sobie z Filchem - obaj zachichotali o schowali się za filarem. W chwilę później z zamku wybiegł Filch ze stadem trzydziestu kotów i pognał w kierunku Grindewalda. Malfoy i Goyl'ea ostrożnie wychylili się i obserwowali scenkę. Filch dobiegł na odległość jakiś dziesięciu kroków i intensywnie gestykulował. Do uszu dwójki dolatywały strzępy okrzyków woźnego i łamanej angielszczony człowieka. Wreszcie Filch krzyknął głośniej a potem wskazał kotom Grindewalda. Te momentalnie skoczyły w jego kierunku...
- Ale będzie jatka - powiedział Malfoy i zarechotał...
Nagle błysnęło zielone światło, i znowu - jakaś dwudziestka szmaragodwych iskier wystrzeliła w nacierające stadko zwierząt i sekundę później padły martwe tuż-tuż przed Grindewaldem. Filch ryknął żałośnie, ale w nastpenej chwili uciekał w stronę zamku ile sił w nogach.
- O cholera... - wyszeptał Malfoy i pociągnął Goyle'a w głąb zamku. Nie widzieli zatem, że Filch nie zdołał dobiec do bramy. Był blisko, tak naprawdę blisko biorąc pod uwagę jego reumatyzm i to że utykał na prawą nogę... - zaklęcie trafiło go w plecy, ale było tak silne, że wyrwało ciało w górę na jakieś trzydzieści stóp i rzuciło na ostre szpikulce bramy. Tak oto umarł. W chwilę później na polance coś strzeliło i Grindewald znikł, a Filch martwymi oczami wpatrywał się w niebo...

Jake14

Rozdział V - Na rozdrożu

Dumbledore uwolnił Rona i Hermionę, później ocucił Ginny. Nie mieli dość czasu, by wszytko sobie poukładać i dokładnie przemyśleć, ale i tak musieli działać...
- Co pan zamierza, panie dyrektorze? - zapytała Hermionę, podtrzymując ramieniem słabnąca Ginny.
- Od razu udam się do Hogwatu... jeśli się nie mylę Grindewald tam skieruje swoje kroki, tak, myślę że wybierze Hogwart...
- A Harry, co z num?! - spytał z wyrzutem Ron, rozmasowując zesztywniały kark - mamy pozwolić by gnił w tym lochu, czy jak tam... w Nummecośtam o ile dobrze zrozumiałem...
- W Nummengardzie panie Weasley' - w więzieniu czarodziejów - powiedział Dumbi tonem tak niefrasobliwym jakby właśnie uświadamiał dziesięciolatka, że ziemia bez sprzeczności nie jest płaska...
- RON! - syknęła Hermiona, bo chłopak otwierał już usta, by się odgryźć...
- Nie trzeba panno Granger, myślę, że pan Weasley może odczuwać pewne zagubienie i .... jest to zupełnie zrozumiałe, biorąc pod uwagę sytuację w jakiej przed chwilą się znajdowaliście...
- Ale co z Harrym?
- myślę, że to jasne, w końcu wielokrotnie udowodniliście, że może na was liczyć - Dumbi uśmiechął sie przyjaźnie - musicie go odnaleźć i o ile zdołacie uwolnić, a ja... - spojrzał na Ginny - jestem już stary, a w dodatku ktoś musi bronić Hogwartu przed Grindewaldem. Później wszytko potoczyło się bardzo szybko. Dyrektor chwycił ostrożnie Ginny i teleportował się na błonia Hogwartu. Ron i HErmiona zostali sami.
- Nic jej nie będzie Ron, pani Pomfrey leczyła już gorsze wypadki...
Ron spojrzał wymownie na Hermionę.
- Nie chodzi o nią, Herm... nie widzisz, że coś dziwnego się z nim dzieje?
- Z kim?
- Z nim - wskazał na miejsce w którym znikł Dumbi - zupełnie jakby zaczął się bać...
- Wielkie nieba Ron, przecież on ma chronić...
- Wiem, wiem Hogwart - mruknął z przekąsem - będzie siedział w cieple i czekał na jakiegoś dziadka, a my w tym czasie mamy tylko ... przepraszam bo zapomniałem... ach tak - odnaleźć Harrego i to w dodatku nie Harrego, tylko zamienionego człowieka w jakiegoś starego czarodzieja w wiezieniu tak pilnie strzeżonym, że nawet Grindewaldowi zajęło kupę czasu by dać stamtąd nogę.. bułka z masłem....
- Ale, ale... - Hermiona nie wiedziała co może powiedzieć.
- Nic nie mów, wiem, że i tak musimy...
- Ale tam jest Harry. Czy to już dla ciebie nic nie znaczy? Przecież trzeba go ratować.
- Wiem... powiedział - i tylko dla tego jeszcze nie teleportowałem się za nim do Hogwartu... wziął rękę HErmiony i przenieśli sie na przedmieścia Londynu...

_Leon_

Było zadziwiająco ciemno. Czarne, gęste chmury zebrały się nad tym, i tak ponurym, miastem. Powietrze było strasznie duszne, jak przed burzą.
- I co... co teraz? - powiedziała z trudem Hermiona, a Ron tylko pokiwał głową i odpowiedział:
- Nie mam pojęcia. Nie mamy nawet żadnych wskazówek. - po jego słowach spadły pierwsze krople. Były duże i boleśnie odbijały się na twarzach przyjaciół.
- Najpierw poszukajmy schronienia. - westchnęła Hermiona i poszli przed siebie, słysząc za sobą przerażający grzmot. To nie było zwykłe zjawisko atmosferyczne... Ale oni o tym nie wiedzieli i dalej zmierzali przed siebie. Za zakrętem czekała na nich pewna osoba, która mogła im pomóc...

ocenił(a) film na 9
Wampiratka

a była nią stara kobieta. Ron uważnie się jej przyglądał. A on po chwili uderzyła go laską w głowę.

- Auuuuuuuuuuć - zawył z bólu Ron
- A co ja jakiś eksponat z muzeum, że mnie tam oglądasz młody człowieku? - oburzyła się kobieta - Chodźcie za mną do mojej chałupy.
- A gdzie ona jest jest? - zapytała się Hermiona
- Tam na górze dziecinko - wskazała wysoką górę
- Jestem tam winda? - zadał głupie pytanie Ron
- Ta. Nawet trzy - odpowiedziała z grymasem babka


Po godzinie wchodzenia w końcu dotarli na szczyt. Ron i Hermiona byli zmęczeni.

- Ach ta dzisiejsza młodzież. Jak już będziecie wstanie wstać z tej ziemii, to zapraszam do chałupy - kobieta poszła w stronę chałupy
- Na Merlina. Chyba wyzionę ducha - stękał Ron
- Wstawaj. - Hermiona próbowała podnieść Rona - Do cholery wstawiaj Ron, nie możesz tu tak leżeć
- Pozwól mi tu umrzeć
- Spadaj. Idę do chałupy - i tak też zrobiła. Gdy weszła do środka, znieruchomiała tym co ujrzała. Po chwili wykrztusiła z siebie słowa - G-R-Y-F-F-I-N-D-O-R?

ocenił(a) film na 9
Wampiratka

a był to Godryk Gryffindor, przebrany za starą babcie.......

ocenił(a) film na 9
no_bo_co

(a był to Godryk Gryffindor, przebrany za starą babcie.......) tego nie miało być

Wampiratka

Hermiona odruchowo zwolniła i pociągnęła Rona za rękę.
- Co jest? - zapytał odwracając głowę.
- Nie podoba mi się to miejsce... chodźmy stad... proszę...
Ron uśmiechnął się i podszedł bliżej.
- Wiem, że ostatnim razem wiele wycierpiałaś, ale teraz... - zaciął wargi - masz mnie a ja nie pozwolę cię skrzywdzić..,.. nigdy więcej... no chodź - delikatnie pociągnął ja w kierunku dróżki skręcającej ostro w prawo i wijącej się po najbliższych polach zygzakiem. Szła niechętnie.
- Naprawdę mi się tu nie podoba...
- Daj spokój, przecież ja... - ale nieskończony po nagle cisze przerwało uderzenie gromu. Automatycznie rzucili się na ziemię i przywarli - w ostanie chwili, bo błyski wca uderzyła tuż -tuż orając w ziemi szeroką bliznę...
- Jasna cholera! - zawył Ron - chyba ogłuchłem, nic ci nie jest? Hermiona? HERMIONA! - rozejrzał się wokół i zobaczył, że leży skulona z nogami pociągniętymi pod brodę... i płacze... Chciał wstać, ale zachwiał się i upadł na kolana. W głowie kręciło mu się jak po kilku butelkach kremowego piwa. Raz jeszcze spróbował, ale znów upadł. Chwilę potem kolejna błyskawica uderzyła w pobliską kupkę piachu, zasypując okolicę drobnym pyłem...
Tego już za wiele - pomyślał Ron - trzeba się stad wynosić. Zabrał siły i powoli wstał, ale w tej samej chwili trzecia najliczniejsza błyskawica trafiła w miejsce między nimi. Siła uderzenia odrzuciła go do tyłu. Poczuł ostry piekący ból w czaszce, ale razem z nim obudził się nim nowy duch. Tak szybko jak tylko zdołał wstał i garbiąc się pobiegł do Hermiony.
- Musimy uciekać! Choć szybko! - załapał ją i podciągnął do góry. Gdy tylko to zrobił rozpętało się prawdziwe piekło. Ciemno chmury napłynęły jeszcze mocniej, zasłaniając niebo gęstym całunem, a razem z deszczem ziemie zaczęły sice pioruny.
- W NOGI! - ryknął Ron, przekrzykując błyskawice - tam do tej chatki! SZYBKO!!! Biegli cudem unikając kolejnych uderzeń. Wresczei dopadli drzwi chaty...
- Ron? - powiedział Hermiona z roztrzęsieniem, kiedy ten barykadował wejście.
- RON?
- Co się stało?
- Chyba nie jesteśmy tutaj sami.
Weasley odwrócił się zamarł. To nie była opuszczona chata - zdecydowanie nie. Na niskim fotelu tuż przy niewielkim kominku siedziała jakaś postać, skryta w półmroku.
- Witam... - powiedział - napijecie się może herbaty, bo na dworze chyba jest zimno... - lekko się zgarbił i przemieszał polana pogrzebaczem.
Ron ostrożnie sięgnął po różdżkę i odsunął Hermionę za siebie.
- Kim jesteś?! - zapytał starając się by w głosie nie było strachu.
Człowiek roześmiał się życzliwie.
- JA? no cóż... teraz już chyba nikim znacznym, ale dawniej - znów zaśmiał się beztrosko...
- Pokaż się!!! - Ron krzyknął i poczuł jak Hermiona wpija swoje palce w jego bark. Postać drgnęła i wstała, a później przysunęła się bliżej ognia, tak, że dostrzegli jej twarz.
- Przybywam do was, bo zdaje się, że mogę się na coś przydać... i obiecuje, że tym razem nie będę uciekać ...
- To pan?!
- Nie spodziewaliście się mnie zobaczyć tak szybko, ... no cóż... szczerze mówiąc ja tez się temu dziwię, ale - odwrócił się do ognia - Herbata czeka, chodźcie, to wam dobrze zrobi... Lockhart ściągnął imbryk i nalał wrzątku do trzech kubków...

_Leon_

to jest historia alternatywna do tej z baka - sorry ale jak pisałam co jescze tej o bace nie było...

ocenił(a) film na 6
_Leon_

<dobra pomijamy tę częśc fifonka 15, bo jest głupia, bez obrazy oczywiście, ale myślę, że druga część jest lepsza, czyli od momentu gdzie użytkownik EmmaWatson skończył),

czyli od mometu "Nie spodziewaliście się mnie zobaczyć tak szybko, ... no cóż... szczerze mówiąc ja tez się temu dziwię, ale - odwrócił się do ognia - Herbata czeka, chodźcie, to wam dobrze zrobi... Lockhart ściągnął imbryk i nalał wrzątku do trzech kubków..."

ocenił(a) film na 6
_Phoenix_

Lochart upił duży łyk i spojrzał na Rona.
- Wybacz mi chłopcze, ale czy ty nie miałeś przypadkiem takich okragłych, ciemnych oklarów.
- Nie...
- Nie ważne...co więc was trapi...

_Phoenix_

-no bo....- zaczął Ron.- Wie pan który to Harry Potter?? Grinewald zamknął go w więzieniu, ale nie wiemy gdzie ono jest i jak go z tam tąd uwolnić.
-Ależ to bardzo proste... Opisałem to w jednej z moich książek... A właśnie może chcecie mój autograf?
-Tak.- krzyknęła Hrmiona.
Lochart zaczął wyciągać plik zdjęć.
- Znaczy nie chodzi o pana autograf, tylko o książkę.
-No pewnie rozumiem chcesz książkę z autografem, a nie zdjęcie. Oczywiście..
-Nie chodzi o to, że czytałam tą książkę... Chodź Ron zmywamy się stąd. Już wiem gdzie to jest.

ocenił(a) film na 9
aziamich

- Nigdzie nie pójdziecie - wrzasnął Lochart
- Dlaczego? - zapytała się obudzona Hermiona
- Nie skończyliście pić herbaty. A ona jest taka dobra i nie można tak jej zostawić
- Pan Lochart ma racje Hermiono - Ron napił się herbaty
- Ron! - krzyknęła - Jeżeli chcesz pić herbaty to pij, ale ja wychodzą - chciała otworzyć drzwi lecz nie mogła - Alohomora - zaklęcie nie pomogło

no_bo_co

Hermiona powoli zaczynała wszystko rozumieć. Ron napił się herbaty, która musiała być otruta. Jak mogła być taka naiwna?! Przecież wiadome było, że Lochart siedzi w psychiatryku! Jej przyjaciel zdążył już zasnąć po wypiciu zdradnego napoju. Została więc sama.
- Kim naprawdę jesteś? - zapytała ze strachem, cofając się do jednej ze ścian.

Wampiratka

Lochart oblizał wargi i zrobił krok do przodu.
- A jak myślisz...? - Powiedział i zadygotał...
- Zawsze panu ufałam, powiedziała Hermiona i czując za plecami ścianę przywarła do niej całym ciałem -
zawsze panu wierzyłam...
- Więc się zawiodłaś - wyszeptał z jadem w głosie Lochart - jak wiele podobnych ci głupców, którzy zbyt
pochopnie obdarzają zaufaniem... - zachichotał obłąkańczo..., a ona obsunęła się po ścianie na dół.
- Pan obiecał...
- Kłamałem... musisz to wreszcie zrozumieć dziewczyno, kłamałem...
- Ale dlaczego?
- Wielki Slytherin obiecał, że przywróci mi utraconą pamięć, że cofnie tamto zaklęcie...ale zażądał żebym był
mu posłuszny... Hermiona próbowała sięgnąć rękę do różdżki, ale jej ciało stawało się coraz słabsze.
- Nie dasz rady, wypiłaś, co prawe tylko łyk, ale wywar z esencją z Aconitusa jest dość silny... - miał rację przed
oczami Hermiony zawirowały gwiazd, a w głowie poczuła pustkę i chłód...
- TO Koniec Wasz i tego nadętego Wybrańca... - zawył Lochart i wyciągnął różdżkę - wiesz... szkoda mi ciebie,
zawsze byłaś moją najlepszą uczennicą - skierował różdżkę w serce HErmiony - potraktuj to, jako wyróżnienie,
jako nagrodę dla prymusa - prezent - Szybszą Śmierć - - uniósł dłoń i...
Coś niemiłosiernie rąbnęło, a w następnej chwili do chatki wpadł Harid, cały przemoczony... rozejrzał się wokół i
nim Lochart zdołał zareagować skoczył do niego. Silnym uderzeniem znokautował byłego nauczyciela obrony
przed czarną magią.... a później...
- Cholibka, zdążyłem w ostatniej chwili...uff...- przebiegł wzrokiem nad nieruchomym ciałem Locharta,
nieruchomym Ronem i...
- Hermiona! - zawył i skoczył w kierunku na półzemdlałej dziewczyny. Ta uśmiechnęła się trochę nieprzytomnie i opadła w ręce olbrzyma...
- Jasny Gwint! - zawył Hagrid - ale się narobiło niech skonam... - Uniósł dziewczynę i złożył jej ciało na stole z taką łatwością jakby było woreczkiem puchu... - Szczęście, że Dumbledore mnie tu wysłał, choliak ten gość to ma jednak wyczucie... - pogrzebał w swoich przepastnych kieszeniach i po chwili wyciągnął małe żółte pudełeczko. Stuknął w nie palcem wielkości bagietki.
- Panie psorze... ehm. .. panie psorze słyszy mnie pan.... żółte pudełeczko zawirowało a w chwilę potem jego klapka się odchyliła i zaczęła obracać we wszystkie strony...
- Słucham Hagridzie... - powiedział opanowany głos...
- Tentego znalazłem dzieciaki, ale choliaka są w podłym stanie, ten świr chciał je wykończyć...
- Rozumiem Hagridzie, sprowadź jej, czym prędzej do Hogwartu...
- Ma się rozumieć - powiedział olbrzym i podrapał się po kudłatej głowie - ale po prawdzie to nie bardzo wiem jak...
Dumledore coś mruknął, ale widocznie nie do Harida, tylko kogoś, z kim rozmawiał w swoim gabinecie.
- CO mówiłeś?
- no, bo panie psorze u mnie kiepsko z czarowaniem, psor wie...
- Ach tak byłbym zapomniał, ale tyle teraz mam na głowie, śmierć pana Filcha, i teraz ten wypadek, naprawdę czasami aż trudno uwierzyć, że ciągle tyle zła jest na świecie....
To samo żem se myślał psorze... niech skonam to samo...
Dumblodre stuknął różdżką w okienko pudełka i przed HAridem pojawił się stary karton...
- To świstoklik zabierze was prosto do Hogwartu...a teraz wybacz sprawy wzywają - pudełeczko gwizdnęło i ucichło
- Tak jest panie psorze! Hagrid ujął Ron i Hermionę.
- To nic takiego, spokojnie, dasz rade, na trzy... - chwycił świstoklik i ....

_Leon_

<powinno być w niektórych miejscach cholibka a nie jakieś choliak, ale... słownik tego programu jest niemiłosierny>

_Leon_

Świat rozmazał się w jednej chwili, a w następnej pędził już przed lodowatą pustkę mroku. Hagrid przycisnął dwójkę silniej i zamknął oczy. I nagle...
Świat znów zawirował i przez - olbrzym odruchowo uchylił powieki i zobaczył go - zamek Hogwaru oddzielony o nich jakby szklaną, płynną szybą. Wszytko trwało może pół sekundy, ale Hagrid zdążył złowił ruch na błoniach, a potem... coś z niewyobrażalna siłą pociągnęło ich w czerń. Zamek znikł, a oni znów wirowali, mknęli wśród nieludzko obcej i ziemnej przestrzeni... Coś jest nie tak - przemknęło mu przez głowę - dlaczego nie jesteśmy jeszcze w Hogwarcie... i nagle - oślepiające światło rozdarło ciemność, a cala trójka z hałasem zwaliła się na ziemię.
Przez chwilę leżał wciągając w nozdrza zapach świeżej trawy i jakiś lekki, chyba słony posmak. Ron i Hermiona leżeli tuż obok, nieruchomi, i z każda sekunda bardziej bladzi... Wreszcie Hagrid uniósł się, otrzepał brodę z kilku zeschłych liści, przetarł oczy rękawem.
- A niech mnie! - zawył wpatrując się w ciemniejący horyzont, na którym wznosił się zarys ogromnej samotnej wieży - jeżeli wiem gdzie trafiliśmy...
- Na szczęście ja wiem - powiedział ktoś mocnym głosem, a Hagrid zachwiał się i upadł - i tak się składa, że celowo was tu ściągnąłem...
- Wara o tych dzieciaków- ryknął Hagrid i wyszarpnął strzępy starego parasola - jestem uzbrojony...
- To akurat zauważyłem - powiedział nieznajomy i bez pytania pochylił się na Hermioną. Wyjął z zanadrza jakiś niewielki okrągły przedmiot i włożył jej do ust. To samo uczynił z Ronem.
- Kim ty... kim...za kogo ty się uważasz! - Hagrid nadal leżał na ziemi i machał parasolem.
- Ach, zapomniałbym - nieznajomy wyciągnął szczupłą dłoń do HAgrida - Zwą mnie Mythis i też jestem czarodziejem a to... - wskazał na wieżę - to Nummengard... - w nastenej chwili Ron i Hermiona otworzyli oczy i spojrzeli na siebie.
Mythis uśmiechnął się zagadkowo i szepnął.
- Witamy w Bułgarii...

ocenił(a) film na 7
_Leon_

<komentarz> ;) EmmaWatson strasznie to dlugie piszesz ;/ polowy nie przeczytalam. najlepsze byly pierwsze posty krotkie i smieszne a teraz dlugie i nudne za przeproszeniem... :(

merry_5

Cicho! Nie krytykuj jej bo się obrazi! Tak jak poprzednim razem;) Ale co tam, każdy pisze jak chce.

Wampiratka

Cii, cii...

Czy ja wyglądam na jakąś niezrównoważoną emocjonalnie nastolatkę, żeby obrażać się z byle powodu... niech mówi co che, nie mogę mu/jej zabronić, ale...

Mam taką małą, ale to maleńką radę, tak od serca... jeżeli jest problem z przeczytaniem wszystkiego, to może (ale tylko tak hipotetycznie) merry ma ogólnie problem z czytaniem...
w takim wypadku zalecałabym jedno, bardzo pewne i skuteczne lekarstwo - proszę czytać nieco więcej.... książek....tak, tak... wtedy takie o to "długie" teksty nie sprawią problemu... Swojemu siostrzeńcowi, który ukończył ostatnio zerówkę zawsze to mówię... i efekt - myślę, że jest naprawdę dobry...

Pozdrawiam i całuję merry'ego i nie myślę się obrażać :)

A i jeszcze jedno - proszę pamiętać, że tutaj - tzn. w wirtualnej społeczności, można grać rolę, przyjmować pozy i gesty niczym w teatrze... by czasami zmylić odbiorców.... i ja...no cóż... przyznaję, że całkiem dobrze zagrałam...

GORĄCE POZDROWIENIA DLA WAMPIRATKI, zachęcam do dalszej twórczości, bo warto, naprawdę...a krytyka, cóż "Prawdziwa cnota, krytyk się nie boi"...

_Leon_

(i taki mały bonusik dla merryego, którego raz jeszcze pozdrawiam i zachęcam do lektury)

Ron jęknął, sczerwieniał i z powrotem opadł na trawę.
-RON! - zawołała Hermiona i opanowując zawrót głowy pochyliła się na nim - Co ci jest?
- Otrułeś go!!! - ryknął Hagrid, ale Mythis tylko kiwnął ręką i roześmiał się serdecznie. - Czego ty im dałeś!!!
- TO był beozar, tylko beozar, ale... - spojrzał wymownie na Rona - tu chodzi chyba o coś innego...
- Ron, co ci jest? - pytała Hermiona nie zważając na całą tą dziwną sytuację. Ron raz jeszcze jęknął a potem podniósł się i zapytał.
- TO jest Bułgaria?
- Tak... .
- Ron, ale... co ci...?
- Bułgaria, słyszałaś... a ja głupi myślałem, że jak Nummencośtam to gdzieś w Chinach... - znów oapdł na trawę. Hermiona spojrzała z pytaniem na Hagrida a nastąpienie na wysokiego szczupłego mężczyznę...
- Ale ROn, przecież, tu jest Harry, musimy go ratować...
- Harry?... ano tak... ale Wikuś również...


_Leon_

ron przestan sie wydurniac!-powiedziala Hermiona-Ron czy tobie nie zalezy na zyciu Harrego przeciez on tyle razy nas ratowal
Ron podnoszac sie z ziemi wybelkotal-tak ale jakos jak szukalismy tych horkruksow jakos nie trudzil sie aby mnie odnalezc tylko jeszcze kazal mi isc do domu na obiadek....a skad mial pewnosc ze dojde tam zywy??!!
Hermiona wzdrygnela sie przez krzyk Rona i powiedziala-nie drzyj ryja-a Ron zdziwiony jej jezykiem wymowy wstal otrzepal sie i powiedzial-te a moze ty kochasz tego swojego Potterka???...

EmmaWatsonAdriana

Hermiona spojrzala dziwnym rozzalonym wzrokiem na Rona....

ocenił(a) film na 9
EmmaWatsonAdriana

uderzyła go w twarz i pobiegła przed siebie z płaczem.

no_bo_co

I Ron spojrzal sie glupkowatym wzrokiem na Hagrida i powiedzial-co ja takiego zrobilem???martwi sie o Harrego bardziej niz o mnie!!!po tym jak tyle razem przezylismy...przprzprzeciez oonna mmnie pocalowala wtedy na wojnie z Voldkiem
Tak-powiedzial Hagrid-a ty pacanie obwiniasz ja ze kocha innego-ty niedorobie piruński!!
-Odwal sie mutancie!!!-krzyknal Ron
-Mutancie??-zawyl hagrid-ja ci zaraz dam mutancie-po czym wzial z ziemi wielkiego kamienia chociaz w jego rece miescil sie w jednej garsci ale ron byl pewien ze ten glaz jest w stanie go rozmiazdzyc jak robala-i rzucil nim w rona kiedy ten zaczal wiac spotykajac po drodze hermione..

ocenił(a) film na 9
EmmaWatsonAdriana

która na jego widok z całej siły uderzyła go pięścią w nos, łamiąc go. W pewnej chwili pojawił się smok, na którym siedział Wiktor

no_bo_co

Hermiona była w amoku. Nie mogła powstrzymać złości na ukochanego, więc postanowiła się zemścić. O tak, zemsta jest bardzo przyjemna...
- Wiktor! - krzyknęła - Mógłbyś mnie zabrać ze sobą? - zapytała i uśmiechnęła się najładniej jak mogła. Zapatrzona w niebo, nie widziała Rona uciekającego przed Hagridem, co było błędem, bowiem rudzielec w tym całym zamieszaniu zgubił gdzieś różdżkę...

Wampiratka

<tak poza tekstem>

Dziękuję za pozdrowienia. Mnie do twórczości zachęcać nie trzeba, aczkolwiek mam projekty bardziej ambitne niż ff HP^^ Co do krytyki: Największym zastrzeżeniem do twoich tekstów są częste trzykropki. Chyba każdy przechodzi przez taki syndrom, ale na paru przykładach wiem, że lepiej to zwalczać, bo ani to ładnie nie wygląda, ani nie jest potrzebne:) To dodaje tak od siebie, bo piszesz ok i nie robisz wielu błędów.

<sorry, że tak nie na temat>

Wampiratka

Smok z Wikotrem i Hermioną na grzbiecie poderwał się w górę z ogłuszającym świstem. Ron w ostatniej chwili skoczył w bok, unikając uderzenia olbrzymim błoniastym skrzydłem, ale Hagrid nie miał tyle szczęście. Półbrzym przekoziołkował się dwukrotnie i wpadł w kępę jakiegoś dzikiego krzewu.
- Sam tego chciałeś! - krzyknął Ron podnosząc się z ziemi - masz za swo... - nie skończył bo reszta słów utonęła w ryku bestii, który po spirali wnosiła się ku ołowianym chmurom.
- Trzymaj się mocno Her-mi-onina! - ryknął Krum i przyciągnął wodzę - gdzie lecieć mamy?!
- Tam! - zawołała łapiąc z trudem powietrze - do tej wieży- Bułgar kiwnął głową i skierował bestii w stronę Nummengardu. - Mam pewien pomysł - pomyślała i mocniej przywarła do Wiktora, by nie spaść.
- HERMIONA!!!! HERMIONA PRZEPRASZAM CIĘ!!! - wył Ron wpatrując się w niknący na tle chmur kształt smoka -przepraszam, nie chciałem -
- Raczej już cię nie słyszy.
Ron odwrócił się i zobaczył tego Mythisa.
- A co cię to obchodzi!- krzyknął tracąc panowanie - czego ty w ogóle chcesz od nas! Przez ciebie ją straciłem... -raz jeszcze spojrzał, ale cień znikł - może na zawsze.
- Nie, jeżeli się pospieszymy.
- CO?! a niby jak mam ścigać tego smoka! Do reszty zdurniałeś - wrzasnął - do licha z tobą i całą ta Bułgarią!
Mythis wzruszył ramionami, a potem pogrzebał w swoim płaszczu. Po chwili wyjął niewielkie pudełeczko ze złotym W na grzbiecie.
- Nie chcesz, to nie, ale myślałem, że skoro
Ron znieruchomiał - bez wątpienia widział już to W.
- Skąd ty to masz - przecież to
- Jedne z magicznych wynalazków braci Weasleyów. Nie uwierzyłbyś ile czekałem, aż tu trafiło... - stęknął - wiesz, te bułgarskie sowy, ale jest - GUMOSMOK - gwarantowany efekt na wypadek nagłej draki - odczytał z pudełka - i co piszesz się na to.
Ron bez wahania wyrwał mu pudełko, a w chwile później wnosili się ku niebu na zielonym dmuchanym smoku...

(poza tekstem - ilość wielokropków ograniczona :))

_Leon_

Ron leciał bardzo szybko, ale nie mógł dogonić Hermiony. Nagle usłyszał świst, a zaraz potem huk. Nie wiedział o co chodzi, aż w końcu zauważył. To ktoś wystrzelił strzałę w jego dmuchanego smoka. Zaczął spadać. Zaczął zastanawiać się kto to zrobił. Nic nie wymyślił. Kiedy już miał uderzyć w ziemię, stało się coś dziwnego...

aziamich

Coś głośno trzasnęło a w chwilę później na resztkach gumowego smoka pikującego ostro w dół pojawił się
- Zgredek! CO ty tu robisz?! - krzyknął Ron
- Do usług, panie Weasley, sir!
- Ale...?
- TO chyba nie najlepszy moment! - wrzasnął Mythis, bo zaczynał obsuwać się po śliskiej zielonej głowie GUMOSMOKA - WIEJMY!!!
- Ano tak! - Zgredku, zabierz nas stąd, ale juuuuuż! - zawył bo smok pisnął i ostatnie powietrze uleciało z gumowego ciała.
- Rozkaz, sir! - pyknęło i cała trójka rozpłynęła się w powietrzu,a w następnej sekundzie GUMOSMOK roztrzaskał się o ostry skalny klif...

_Leon_

Rozdział VI
Na ratunek
<za krótki........................>

_Leon_

Nagle ron poczul cos twardego pod soba i gdy podniosl glowe Mathiesa juz z nie bylo ale nadal byl z nim zgredek
ktorypowiedzial-och sir...musial sie przetransmutowac gdzies indziej
A Ron spojrzal glupkowato za zgredka i powiedzial-tak tylko ciekawe gdzie???!po czym rozejrzal sie dookola i spostrzegl ze znajduja sie na drodze do hogwartu-ty kretynie-wykrzyczal na zgredka ron-dlaczego nas przeniosles do hogwartu???hermiona poleciala prawdopodobnie do tego Wincostam..kurcze zawsze zapominam tej nazwy ale wiem ze tam jest wiezienie dla czarodziejow w ktorym jest Harry tak czy siak musimy wrocic do Bulgarii i szukac jej!!inaczej ona ona bedzie z tym Krumem..
Zgredek powiedzial a wiec w droge.sir Ron chwycil Zgredka i powiedzial-pamietaj do bulgarii Wincośtam...kurde jesli wiesz o co mi chodzi to po prostu nas tam zabierz.Nagle cos pyknelo i po chwili znalezli sie tuz obok wiezienia i z oddali zobaczyli smoka wiktora....

Jake14

- Proszę wybaczyć Ronald Weasley, sir, ale ktoś wzywa mnie do Hogwartu. Żegnam, sir! - Zgredek zniknął nim Ron zdołał w jakikolwiek sposób zaprotestować.
- Nigdy nie lubiłem tego skrzata... - mruknął do siebie i ruszył w kierunku wieży. Tak jak przypuszczał - Hermiona z Krumem musieli przybyć tu wcześniej. Spojrzał w niebo - oswobodzony smok krążył nad Nummengardem, zataczając wielkie pętle. Ron zaczerpnął mocniej powietrza, by dodać sobie odwagi i wszedł w cień budowli. Było tu nienaturalnie cicho i spokojnie, jakby w promieniu wielu mil nie było żywego ducha. Zupełnie jak na cmentarzu - pomyślał. Tylko wielka bestia od czasu do czasu ryczała wzbijając się i opadając na przemian. Dotarł do wielkiej dwuskrzydłowej bramy i zatrzymał się.
- Jak na razie idzie podejrzanie dobrze - pomyślał - pewnie już wiedza, że tu trafiłem. Zrobił ostrożnie krok w przód i...
Coś ogłuszająco huknęło a następnej sekundzie całą brama zadygotała.
Ron osłonił głowę rękami i przywarł do ziemi, ale nic się stało, tylko brama ponownie zadygotała.
- KIM JESTEŚ, ŻE WAŻYSZ SIĘ TU PRZYBYWAĆ?! - zagrzmiał głos, który ROn mógłbym przysiąc dobiegał z samej bramy.
- Co?!
- KIM JESTEŚ, ŻE WAŻYSZ SIĘ TU PRZYBYWAĆ?!
- Ja... - w myślała ukazały mu się szeregi zmyślonych, fałszywych nazwisk i celów, ale coś wewnętrznie kazało mu mówić prawdę.
- Ja... to znaczy jestem Weasley, Ronald Weasley... i przybywam - brama ponownie zadygotała.
- NIE WAŻNE W JAKIM CELU PRZYBYWASZ! - oznajmił głos - W TOICH SLOWACH NIE MA FAŁSZU, ZATEM I CEL, KTÓRY CI PRZYŚWIECA MUSI BYĆ SZCZERY, MOŻESZ PRZEJŚĆ! - drzwi huknęło i wielka żalzna sztaba opadła w dół,a za nią powoli jedno z skrzydeł zaczęło się odchylać.
- Dzięki - wykrztusił trochę zmieszany. Postąpił krok i gdy miał się zagłębić w mrok, usłyszał jakby szept.
- Porzućcie wszelką nadzieję, ci którzy tu wchodzicie....

_Leon_

<wyczuwam Tolkien'a:>

Ron wzdrygnął się, czując ogarniający go strach. Czy powinien tak ryzykować? Oczywiście, że tak! Przecież Harry to jego najlepszy przyjaciel! Nigdy się go nie wyrzekł ze względu na stan majątkowy, ani nie zostawił go w potrzebie. Teraz on musi coś dla niego zrobić. "Spróbuję. Nawet, gdy mi się nie uda, umrę ze świadomością, że chciałem się mu jakoś odwdzięczyć" - pomyślał i poszedł do przodu. Brama zamknęła się za nim z takim hukiem, że aż podskoczył. Cisza ogarniająca wszystko dookoła była nie do wytrzymania. Krużganki, dziedziniec, wieża wartownicza... Wszędzie było pusto. "To więzienie! Muszą gdzieś tu być skazani czarodzieje i strażnicy!"
- Jest tu kto? - zapytał cicho. Nie przewidział, że ktoś wyłoni się z cienia będącego za nim. Po raz kolejny został zaskoczony i poczuł różdżkę wbijającą mu się w żebra.
- A czego szukasz? - zapytał ochrypły głos...

Wampiratka

Ron obracajac sie zauwazyl ze to Lucjusz Malfoy i szybko odskoczyl...-cco co ty tu robisz??Ale lucjusz nie spuszczal rozdzki i nadal patrzyl dziwnym wzrokiem na rona i powiedzialmusisz miec szczere zamiary co do tego miejsca bo inaczej by cie nie wpuszczono..i po tych slowach ron pomyslal-tak wiem ale dziwie sie w takim razie dlaczego ciebie tutaj wpuszczonoa nastepnie pomyslal tez ze hermiona i krum tez musieli powiedziec naprawde kim sa hmm dziwne ze nikomu z nas nie przyszlo nawet do glowy zeby sklamac...-A wiec po co tu przybyles???zapytal lucjusz po raz kolejny rona -jaja..-odpowiedzial ron zastanawiajac sie czy i teraz jak juz jest w srodku tez musi powiedziec prawde -gadaj gowniarzu-powiedzial lucjusz i nagle za pojedynczych drzwi za lucjuszem wyszly dwie osoby....Ron rozpoznal w nich Hermione i kruma ale ale spostrzegl cos w nich dziwnego i gdy spuscil troche wzrok zauwazyl ze trzymaja sie za rece-Nie!!Tylko nie to;(;(powiedzial ron

EmmaWatsonAdriana

Coś się w nim zagotowało. Pierwszy raz odkąd stała się dla niego najważniejsza poczuł jak trudno byłby mu znieść, gdyby go zostawiła. Bez zastanowienia sięgnął do kieszeni, ale nie znalazł różdżki. Co mogło się z nią stać? - przebiegło mu przez myśl - i jak teraz niby mam pomóc Harremu - bez różdżki, w dodatku sam... Przygryzł ze złości wargę, co nie uszło uwadze Malfoya.
- Powiesz wreszcie prawdę rudzielcu? - zachrypiał ze złośliwą wyższością - czy ma przerobić te twoje czerwone kłaki na chodnik! - zarechotał, ale nie opuścił różdżki - No co jest?! Wyciągaj różdżkę i walcz śmieciu, walcz jak na mężczyznę przystało...a może was Weasley'ów nawet na to nie stać! - ryknął śmiechem. Ron kątem oka złowił, że Hermiona i Krum gdzieś zniknęli. Malfoy ich nie widział, ale oni też ich nie spostrzegli. Pewnie byli zbyt zajęci sobą - szepnął mu piskliwy głos w głowie - nawet się nie obejrzysz, jak Krum zgarnie ci ją sprzed nosa! - Zamknij się! - odgryzł się myślom - Ona nie jest taka...
- Jesteś pewien? - zachichotał głosik - w takim razie dlaczego cię zostawiła, dlaczego uciekła z Krumem... spójrz prawdzie w oczy - co mogłaby w tobie dojrzeć - pieniądze? Mądrość? - Zamknij się! - wyrwało się Ronowi na głos, tak, że Malfoy przestał się śmiać.
- No, no rudzielcu, widzę, że masz jakąś ikrę - przetoczył różdżkę między palcami - ale zawsze postaniesz tylko podłym zdrajcą krwi - Crucio! - ryknął, ale Ron był gotowy - ćwiczonym na treningu quiditcha ruchem uskoczył w bok, zabiegł Luciusza z prawej i całym impetem uderzył go w bok. Malfoy stracił równowagę, zachwiał się i wyrżnął głową w kamienny filar.
- I kto teraz jest śmieciem! - krzyknął Ron, potem splunął na ciało Malfoya z odrazą. Wokół głowy zaczęła rosnąć wielka kałuża krwi. Wyrwał mu różdżkę i pognał w kierunku , gdzie zniknęła Hermiona i Krum...

ocenił(a) film na 9
_Leon_

Nagle Ron się o coś potknął. Gdy wstał, zapalił światło w różdżce i ujrzał o co się potknął. A była to noga należąca do Draco, który był martwy...

ocenił(a) film na 8
no_bo_co

-O jezu...Właśnie zabiłem ci ojca, a teraz widzę cię martwego... ciekawe, gdzie twoja matka...
Pobiegł dalej. Nagle korytarz się rozdzielił na dwa, a tych dwojga w ogóle nie było widać. Pobiegł pierwszym z brzegu i nagle z góry zleciało ciało Narcyzy Malfoy, z pętlą na szyi...
-Trzeba się było ugryźć w język.- powiedział z żalem do siebie Ron i postanowił, że...