mam pomysł na grę. Ułużmy HP 8. Każdy nich dopisyje po jednym zdaniu ąż w końcu napiszemy książke. ( podpatrzyłem gdzieś te gre) można ożywiać postacie oraz zmieniać bieg wydzrzeń z poprzednich części ja zaczne:
Harry jak zwykle wieczorami siadał przy klatce i rozmawiał z Hedwigą...
p.s
miłej zabawy :)
gdy to się już wszystko skończy godnie ich pochowa chociaż nie powinien bo to jego wrogowie. Nagle usłyszał głos.
- Ty ruda szmato. Zabiłeś moją rodzinę - Ron ujrzał Scorpiusa
- Charakterek po ojcu. Nie ma co - odrzekł Ron
- Co tam mamroczesz, Wierzplej! - wrzasnął Scorpius i wtedy to się stało. Nagle Ron zrozumiał. Pogrzebał w
Kieszeni i po chwili wyjął podręczny kalendarzyk.
- O już się boję! - zawył Malfoy - i co zamierzasz ustalić inny termin naszego spotkania?! - Ron mruczał sam do
siebie i nagle...
- Jest..., co mówiłeś? - zwrócił się do Scorpiusa
- Masz do mnie mówić, per Pan, chamie!, bo jak nie to... to -
- To co? - odparł spokojnie Ron i zamachał kalendarzykiem - Według moich obliczeń ciebie w ogóle tu nie
powinno być - spojrzał w papier i stuknął palcem - tak, pojawiasz sie za jakieś, czekaj - 18 lat, 10 miesięcy i 2 dni...
- uśmiechnął się jadowicie - zatem żegnam! - pstryknął palcami.
- Nieeee! - zawył Scorpius i skurczył się do wielkości małego brzdąca...
- Blu..bluu.blaaa.blaa..aaa...ruu.ruu..dddaaass - zagaworzył mały Scorpius.
- Co tam bełkoczesz? - spytał Ron i wybuchł śmiechem - myślałem, ze pozbędę się ciebie całkiem, ale i tak efekt
jest niezły - odwrócił się i miał odejść gdy mały znów zabełkotał.
- blaa..blau...ty....Ru...u...bla...da....Mał...bal...bla...Po!
- Jeżeli myślisz, że przeraża mnie groźby i obelgi takiego berbecia, to grubi się mylisz...
- blau...bla.....szla....ma...blau....bla!
Ron poczuł jak gorąco uderza mu do głowy. Przypomniał sobie dlaczego tu jest, przypomniał sobie
Hermionęi...Kruma.
- Przegiąłeś mały. Mały chyba tez to zrozumiał, bo raczkując zaczął uciekać w kierunku drzwi... -
blau...blauuu...bla...ru...dy...! - gaworzył i uciekał.
- Chwast trzeba plenić od razu - pomyślał Ron. Wziął rozpęd i kopnął uciekającego scorpiusa tak mocno, że
brzdąc zakoziołkował i zahaczając pieluchą o sufit rąbnął w kamienną podłogę...
- I co masz jeszcze coś do dodania - zawołał Roń, ale drobne ciałko umilkło...- No to teraz jest czas by szukać Harrego...
Jednak, gdy stanął na środku dziedzińca, uświadomił sobie, że wcale nie jest lepszy od Sami-wiecie-kogo. Dalej bał się wymawiać imię tego, który zabija niewinnych, by tylko dotrzeć do obranego sobie celu. Czy śmierć któregokolwiek z Malfoy'ów była potrzeba? Czy na tym polegał ratunek dla Harrego? Ron nagle poczuł się samotny i zagubiony. Miejsce wydawało się puste, a przecież było więzieniem. Ale w tej opowieści, przez fanów pisanej, wszystko może się zdarzyć...
Ale nie mogl sie poddac poczul ze gdy tylko odnajdzie Harrego wszystko sie ulozy i zabija Voldka razem i nagle uslyszal za soba ciche skomlenie odwrocil sie i zobaczyl....-Co???-powiedzial-Profesor dumbledore???
-Taak jeeest synalku-powiedzial Dumbi troche rozpijaczonym glosem
-jaki synalku??nie jestem twoim synem
-aaa tak tylko ssse powiedzialem
-A co ty wogolle trzymasz w rece???
-ttoo to flaszka moja wlasna flaszka i juz z nikim sie nia nie podziele po tym jak mi Harry wychlal juz polowe to psss nikomu juz nie dam..
-no nie!!nie dasz wlasnemu uczniowi???nie zaluj jestem w zlym humorze a to moze poprawi mi humor-
-a coz to takiego sie stalo???powiedzial dumbledore
-aaa Hermiona mnie zostawila
-0oo CcOOO??? gdzie ona jest???
-poszla gdzies z tytm swoim Krumem mielismy ratowac to Harrego i oni rzeczywiscie tu sa ale wciaz gdzies znikaja...widzialem jak sie trzymaja za rece....
I wlasnie po chwili dumbi zauwazyl hermione i kruma i powiedzial
-chodzcie dzieci chodzcie naaapijecie sie z nami???
I hermiona gdy tylko zobaczyla flaszke vodki szybko ja wyrwala dumbiemu i zaczela chleptac(bo przeciez byla alkoholiczka po tym jak zginal draco)
I dumbleodore powiedzial-ee sspoookojnie mam jeszcze kilka i wyczarowal kubki i nalal kazdemu po trochu i zrobil drinki
I gdy spostrzegl zlosliwy drymas na twarzy rona gdy ten patrzyl na kruma Dumbi szybko powiedzial
-no to moze mi wyjasnicie o co poszlo???...
-No bo ta suka mnie zostawiła dla jakiegoś sku...
-przypominam- powiedział Dumbledore -że jakieś dziecko może to przeczytać, panie Ronald, więc nie wyrażaj się.
-Wcale, że nie- broniła się Hermiona -to ten...
-Kurde żesz ile razy będę musiał przypominać, żebyście się nie unosili i nie klnęli do cholery jasnej??!!!
-Dobra, dobra...więc to on powiedział, że wolę Harrego.
-A to prawda{yp!}?
-Nie, ja wolę Wiktora...
Ron osuszył kubek w mgnieniu oka i z błagalną miną postawił go ponownie dyrektorowi.
- Co?! - zniecierpliwił się Dumbi - ty ruda, pijacka mordo, jeszcze ci mało - i trzasnął Rona w głowę pięścią. - to cię oduczy zachłanności - dodał swoim mentorskim tonem...
- Ron padł zemdlony na ziemię, ale najwyraźniej żył, bo noga drgała mu nerwowo...
- A pies to jeden - zachrypiał Krum, po golnięciu głębszego - kielich wychlał jak ta świnia sprośna i jeszcze mu mało...
Dumbledore obdarzył go tyle promiennym co pijackim uśmiechem, po czym wyrwał z jego reki butelkę i trzask... zniknął.
- Dziwny ten wasz dyrektor - powiedział Krum ,kiedy został z Hermioną - najpierw częstuje o potem znika...u nas na Bułgarii to byle pretekst i już chlamy...
Nagle cały świat zawirował, błysnął niezliczoną tęcza barw i zgasł. Poczuł zimno i pustkę, a potem...
-"Porzućcie wszelką nadzieję ci którzy tu wchodzicie" - usłyszał ostanie słowa... i znieruchomiał. Dalej stał w tym samym miejscu na progu bramy. Rozejrzał się nerwowo jakby nie dowierzając własnym oczom. Nadal było tak samo szaro, tak samo ponuro i bezludnie...
- To nie możliwe - pomyślał - niemożliwe, ale...
Spojrzał na niebo - gigantyczny smok krążył nieprzerwanie wokół szczytu wieży, rycząc wściekle. Zrobił jeszcze jedne krok i poczuł jak na ramiona wali mu się jakiś niematerialny ciężar, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Resztką sił postąpił przez próg. -To przez to miejsce - odgadł - to wszytko jego wina. TO działo się w mojej głowie...
Nareszcie rozumiał w czym tkwi strach Nummengardu. W czym skryta jest jego moc. Tu nie potrzebne były straże, bo ktokolwiek odważył się przestąpić próg więzienia czarodziejów był obarczany nadludzkim ciężarem złej siły, szaleńczymi wizjami... smutkiem i wolą jednego - Jak najszybszej śmierci...
"Porzućcie wszelką nadzieję ci którzy tu wchodzicie - rozbrzmiało mu w głowie - Jeszcze nie - pomyślał, mam zadanie, nie mogę zawieść przyjaciół...
wilekie przperaszam - chodiz oczywiście o Rona - nie trzeba wcale biec wiele postów do tyłu - odsyłam do strony 3, post 6ósty licząc od dołu,
Bezsensu jest to przerwać! - Ja już próbowałam, bo początowo wszyscy na mnie najeżdżali, założyłem nawet temat, ale cóż - dwa razy to samo nie przejdzie...a jak załóżcie drugi taki sam temat to można liczyć tylko na wtórność pomysłów, bo nikomu nie będzie się chciało myśleć tylko bee zaglądać tu!
oto dowód - mój post
http://www.filmweb.pl/topic/1018556/nowa+gra+-+taka%2C+k%C3%B3ra+ma+wreszcie+sen s.html
Aha.
Przez pierwsze kilka sekund myślałem, że chodzi o Kruma, ale potem zorientowałem się, że to by było bez sensu i całkowicie się zdezorientowałem.
-A niby czemu nie?
-Zamknij się-powiedział sam do siebie Ron.Zaczął się rozglądać za Hermioną, Krumem i kielichem. I, rzecz jasna, za Dumbledorem. Jednak zamiast nich ujrzał smoka lecącego w jego kierunku.-ja go chyba widziałem na jednym filmie...O żesz w mordę kopane!!!
Smok Kruma wylądował, a zsiadł z niego ktoś najmniej do tego spodziewany.Hobbit-Frodo Baggins z Mordoru.
-Ja chyba śnię...-niedowierzył Ron.-Rowling, Milne, Sapkowski i jeszcze Tolkien..ech, wszystkiego tu po trochu.
-To ty jesteś ten, co przybył odbić Pottera?
-Eeeeeeeee...no ja.
-A to dobrze, bo mam rozkaz cię zabić-uśmiechnął się hobbit.
-A ty nie powinieneś być u elfów ze Gandalfem?
-A nie bo twój kumpel zwalił całą historię i ja rządzę Mordorem, a co najważniejsze...PIERŚCIEŃ JEST MÓJ!!!
Nagle nie wiadomo skąd pojawił się Sauron.
-Ty!-wskazał na Froda-oddawaj pierścień, zasrany kurduplu!!!
http://film.onet.pl/1,4,8,28474046,78406894,556414,0,forum.html przygody Harry'ego i jego przyjaciół. Wciel się w jakąś postać.
jakos niezbyt lezy mi ta strona....to nie mozemy zrobic tego samego od nowa???tutaj na filmwebie??bo ja nie bede tego wszystkiego od nowa czytac a skad mam wiedziec czy dana postac jest juz zajeta????bo lepiej by bylo jakby kazdy mial swoja wlasna stala postac narrator i rozne postacie......to co od nowa zrobimy tak tutaj???bo tam jakos tak dziwnie i za duzo tego jest
-.- Tutaj na filmwebie już mamy. Po co zaczynać od nowa i zaśmiecać forum? Nie każdy ma czas, żeby cały czas być jedną postacią lub narratorem. Mamy ten temat i jest ok.
"Porzućcie wszelką nadzieję ci którzy tu wchodzicie - rozbrzmiało mu w głowie - Jeszcze nie - pomyślał, mam zadanie, nie mogę zawieść przyjaciół...
- Cholibka. Uff. Ron tu jesteś. Chcesz wejść tam sam? - do Rona podbiegł zdyszany Hagrid
Ron odetchnął z ulgą, wreszcie był przy nim jakiś przyjaciel!
- Miałem taki zamiar, ale miło, że tu jesteś. - powiedział, uśmiechając się. Odsunął się jednak nieznacznie, cały czas pamiętając poprzednią ucieczkę przed półolbrzymem, który czasami mógł być lekko nieobliczalny.
- Nie wiem ile Harry jeszcze pożyje, więc musimy się pospieszyć. - Ron śmiało przekroczył bramę, ale Hagrida coś odrzuciło, a w około rozległ się pełen wściekłości głos:
- To jest więzienie dla czarodziei i tylko oni mają prawo przekraczać tę granicę! - Ron zrozumiał. Nie mógł dłużej polegać na innych i zrzucać na nich swoje obowiązki.
- Co się tu, cholibka, dzieje? - zapytał Hagrid, podnosząc się z ziemi.
- Ja... Chyba będę musiał pójść tam sam. - odrzekł tylko Ron i zniknął we mgle, która otaczała drugą stronę bramy. Ta zamknęła się powoli, zostawiając zdziwionego półolbrzyma na zewnątrz.
Kurza twarz-powiedzial Hagrid-no i pieknie to nic Ron!!!!jezeli mnie jeszcze slyszysz to odrazu ci powiem ze mozesz mnie znalezc jak bedziesz potrzebowal pomocy pod swinskim lbem i poinformuj mnie jak znajdzie sie Harry!!!-i ruszyl wskoczyl na swoj motocykln i odlecial....
Ron niestety juz nie slyszal glosu Hagrida w srodku bylo cicho i pusto nagle Ron stanal przed wielkimi schodami zastanawiajac sie czy wejsc na gore jak i zarazem pomyslal -kurcze a ta hermiona i krum znowu gdzies polezli niech ja no ich znajde-i wszedl na gore.U gory bylo kilka drzwi a na scianie wielka tablica ktora glosila (korytarz na 1 pietrze -same sypialnie 2 pietro -sale rozpraw 3 pietro pokoje pracownikow 4 pietro-wiezienie)
Ron czujac ze nadal sie boi sam wyruszyc na 4 pietro postanowil najpierw poszukac Hermiony zaczal przeszukiwac pokolei sypialnie gdy nagle.....otworzyl drzwi nr.8 i tam...
Ron zamarl w srodku sypialni zobaczyl w lozku dwie osoby a byli to....Krum i Hermiona.
Na twarzy rona najpierw pojawily sie łzy ktore ciekly powoli po jego piegowatych policzkach gdy tak stal i patrzal jak Krum
lezy na Hermionie i caluje ja po szyi po piersiach po brzuchu....Hermiona nie widziala Rona ale po paru sekundach zauwazyla go i........
i wypowiedziała tylko dwa słowa - Avada Kedavra - zielone światło uderzyło w Rona. Na szczęście Rona to było kolejne widmo zamku
-Jakie to więzienie jest walnięte-pomyślał Ron. Zdecydował, że nie będzie więcej szukał Hermiony, bo kto wie, co by tam napotkał...
Szedł dalej schodami, długimi jak Express Hogwart, albo jeszcze dłuższymi, kiedy nagle zobaczył...Zgredka.
-Zgredek! Co ty tu do cholery robisz?
-Zgredek przyszedł ratować Harrego Pottera Sira, Sir!
-Zaraz...-zdumił się Ron-przecież to wpuszcza tylko czarodziejów, a ty chyba czarodziejem nie jesteś!
-No nie-powiedział Zgredek z zadowoleniem-ale Zgredek jest cwany, i Zgredek zdjął wszystkie ochronne zaklęcia z więzienia, Sir!
Co ty nie powiesz....?-powiedzial Ron do Zgredka i po chwili namyslu powiedzial-weź sie tak nie chwal i pomoz mi sie dostac do srodka-
a Zgredek zaczal sie smiac jak niemowle a gdy opanowal smiech i dostrzegl zdziwiona i zawiedziona mine rona powiedzial-dobra nie peniaj Ron...spoko loko lusi spontan hehe
Ron otwierajac szeroko usta nadal patrzal z niedowierzaniem w Zgredka i powiedzial -jak ty sie odzywasz????a gdzie sie podzialy twoje dobre maniery???-
Poszly sie jebac-powiedzial Zgredek-
Nie no kurcze nie wierze musze o tym powiedziec Harremu i Her..Hermiooonie -
A co to???cos sie stalo z Hermiona ze tak mowisz???-powiedzial Zgred-
-A nic nic sie jej nie stalo -powiedzial Ron gdy po dluzszej chwili dotarlo do niego to co powiedzial Zgredek - nic zupelnie nic wogole nic jej sie nie stalo tak tylko mnie sie wydawalo ze tak tu chodzila z Krumem ale to bylo chyba przez te zwidy przez te wiezienie -powiedzial Ron gdy nagle mu szybko przeszla przez glowe mysl (ale nie ona rzeczywiscie odleciala z Krumem i z nim tutaj przyleciala ale ale moze nie sa para tylko takie zwidy....pomyslal ron z nadzieja)gdy nagle Zgred powiedzial -nie wydawalo sie tobie bo ja tez ich widzialem chyba na 1 pietrzeee
i Ron szybko sie poderwal i powiedzial -i co?i co robili??!!trzymali sie za reke???calowali sie??co widziales??mow zgredku mow-mowil ron popychajac zgredka
Zgredek go odepchnal i powiedzial -nie nie trzymali sie za rece ani sie nie calowali
Ufff powiedzial z ulga Ron
Otarł czoło i raz jeszcze spojrzał na skrzata.
- Możesz mnie tam zaprowadzić, Zgredku?
- Jasne! - wypalił odruchowo - Śmigaj za mną, sir...to znaczy stary - skrzat wyraźnie się zmieszał i spuścił wzrok...
- W takim razie prowadź. - Ruszyli ciemnym korytarzem, mijając rzędy zabytkowych posągów czarodziei i czarownic, najprzeróżniejszych stworzeń i jakiś na wpół zdeformowanych istot, których sam widok napawał lękiem. Nadal było cicho i chłodno. W dodatku z każdym krokiem Ron coraz silniej odczuwał czyjąś wolę, jakąś obcą moc, która całą swą siłę zdawała się koncentrować właśnie nim. Zupełnie tak jakby wyczuła nową, nieskażaną jasność i nadzieję bijącą od niego, i jak ćma więziona w mroku, a teraz zwabiona czystym świeżym blaskiem ognia przylgnęła do jego ciała. Ron wzdrygnął się.
- Czujesz to Zgredku? - zapytał.
Mały tylko pokiwał głową, ale Ron dostrzegł, że jakoś dziwnie się skulił i jakby skurczył w sobie. Schody zaczynały się tuż-tuż przy wielkim oknie, wpuszczającym do środka mdłe, zielonkawe światło.
- Jesteśmy...stary. - wycedził skrzat i rozejrzał się bojaźliwie na boki - ja tutaj zaczekam, w porządku?
Ron kiwnął głową. Odetchnął. Już czas - pomyślała - już czas... i nagle
przyszła do głowy na pozór banalna myśl - Wiesz Zgredku, wolałem tego dawnego Ciebie. Nie obraź się...
- Naprawdę?! - skrzat momentalnie się ożywił, zapominając o strachu - Naprawdę?!
- Tak, naprawdę. - pogładził go po głowie i zaczął ostrożnie wspinać się po schodach. Kiedy mijał ostatni skręt usłyszał jak Zgrdek woła z dołu.
- Powodzenia! Powodzenia..., sir!
Ron uśmiechnął się w duchu i wszedł wyżej. Pierwsze piętro wyglądało podobnie- to samo mdłe zielonkawe światło, wpadające przez niewielkie błony w ścinach. Ale Hermiony, ani tym bardziej Harrego nie było widać. obszedł kilkakrotnie cały poziom, przepatrzył wszystkie wnęki, ale nic...
- Nie ma tu nikogo Zgredku! - zawołał zbliżając się do schodów - Nikogo Zgredku! - jego wołaniu odpowiedziała głucha cisza. - Zgredku? - przechylił się przez rzeźbioną balustradę - Zgredku, słyszysz mnie? - znów nic. Ron zszedł dwa stopnie niżej i nagle...
Jednocześnie poczuł, ze serca zaczyna w nim zamierać, a do głowy wlewa się lodowata maź.
Zachwiał się i mały włos nie upadł. Raz jeszcze spojrzał na dół i ...
- Nie to nie może być prawda, to się nie dzieje w rzeczywistości - cała dolna kondygnacja po prostu rozpłynęła się , a schody którymi tu dotarł kończyły się ślepo na starej obdrapanej ścianie. Powstrzymał kolejny zawrót głowy i spróbował naprzeć na ścianę, ale ta nawet nie drgnęła.
- ZGREDKU?! - zawołał w rozpaczy - SŁYSZYSZ MNIE?! ZGREDKU! -przyłożył ucho do zimnego kamienia, ale ten pozostał głuchy. Spojrzał do góry - w miejscu w którym stał przed chwilą także utworzyła się gruba kamienna przegroda. Ron osunął się w dół po ścianie. W głowie miał chaos. W tym świecie, w tym miejscu sprzeczność goniła sprzeczność. Nic nie było tym na co wyglądało, nic trwałego... - przeklął w duchu chwilę, gdy rozdzielił się z Hermioną. Ona na pewno wiedziała by jak się stąd wydostać. A teraz... nawet jak jakimś cudem ich odnajdzie , to i tak się stąd nie wydostaną?
- Zgredku? - powiedział słabnącym głosem - Słyszysz mnie? - słuchał chwilę, ale prócz własnego bicia serca nikt nie odpowiedział. CZY NAPRAWDĘ NIKT MNIE JUŻ NIE SŁYSZY?! - krzyknął i zerwał się na nogi. - HALO, HALO JEST TAM KTO! NA POMOC! JEST TAM KTO!
"Porzućcie wszelką nadzieję ci którzy tu wchodzicie" - odbiło się na dnie jego świadomości - Za nic! ZA NIC! - krzyknął i spojrzał w górę - SŁYSZYSZ! NIGDY NIE PORZUCĘ NADZIEI, NIGDY!!!
- To samo mu powiedziałam, ale widać, on nie bardzo lubi słuchać... - Ron zamarł. Poczuł się zupełnie tak jakby po długim okropnym śnie wreszcie budził się i uświadamiał, że to jedynie koszmar.
- Kto to powiedział, kto tu jest? - spytał i rozejrzał się.
- Troszkę bardziej na lewo... - powiedział senny głos - a może na prawo. Sama nie wiem, w budynkach zawsze tracę orientację... - Ron wreszcie znalazł - jedna z bocznych ścian teraz wyraźnie ściemniała, a w jej lewym rogu utworzyła się wąska nisza. - Może to kolejna wizja -
pomyślał - ale muszę to sprawdzić. W dwóch susach dopadł do ciemniejszej plamy na murze i...Schody i ściany zlały się w jedno a w następnej sekundzie wyłonił się z nich niewielki pokój z jednym krzesłem i starym drewnianym stołem. Ron chłonął to wszytko oczami - każdy detal i nagle...
- Luna?! - z piersi wyrwało mu się bezwolnie - Skąd.., co ty.. jak ty...? - Poczuł, że kolejna porcja mazi wlewa się do środka czaszki. Raz jeszcze spojrzał na Lunę, która jak nigdy nic siedziała na niewielkim brązowym kocu tuż obok stołu i kreśliła na kamiennej podłodze, różne śmieszne znaki...
- Usiądź, proszę. - powiedziała nie odrywając oczu od malowidła. - Długo tu jesteś?
- CO? Ja... - nie wiedział co ma powiedzieć. Jeszcze przed chwilą był zamknięty w kamiennej trumnie, a teraz siedzi w maleńkim pokoju z Luną.
- Nie wiem... - wyrzucił wreszcie - chyba straciłem poczucie czasu...
- Tak... mnie się to zdarza na okrągło... ale tatuś mówi, że to przez Czasjadki... no i już projektuje odpowiedni niwelator...
Ron zrobił ogromnie zdziwioną minę.
- Czasjadki - powtórzyła Luna, bez cienia zakłopotania - na pewno o nich słyszałeś...
Ron zaprzeczył ruchem głowy.
- One zawsze czyhają na czas, wtedy, gdy jest go naprawdę mało - kontynuowała - na testach...
- Do licha z Czascośtam! - zawołał Ron, który wreszcie oprzytomniał. - Luna, co ty tu w ogóle robisz...
Luna wstała, przeciągnęła się i usiadła na krześle.
- Tatuś wysłał mnie do Bułgarii na wakacje...ale chyba zabłądziłam i nim się zorientowałam trafiłam tu...
- I jesteś tutaj od tego czasu! - krzyknął i zerwał się na równe nogi.
- Czasu? - Luna nie kryła zdziwienia - przecież wczoraj...
- Wczoraj?! - zawył Ron - przecież jest początek listopada...jak ty... Luna zbladła
- To chyba to miejsce - powiedziała wreszcie - tu czas płynie jakoś inaczej...
Ooo co wlasciwie chodzi z tym czasem???Jestes pewna ze siedzisz tu od kilku godzin???a tylko nam sie wydaje ze jest listopad????czy to tobie sie wydaje ze jestes tu od kilku godzin a tak naprawde jestes juz tu od wakacji a juz jest naprawde listopad...?....bo juz sie pogubilem....a tak wlasciwie to szukam Hermiony ona tu przyleciala z Krumem na jego smoku mielismy razem uratowac Harrego bo on jest tutaj w wiezienie ale zamieniony w Grindelwalda ale przed przyjazdem tutaj Hermiona sie na mnie obrazila i wolala przyleciec tutaj z Krumem...przez to miejsce mialem zwidy ze ona byla w lozku z Krumem i ze sie calowali trzymali za trece ale Zgredek powiedzial ze ich widzial gdzies na 1 pietrze ale sie nie trzymali za rece ze on jej pomaga tylko odnaleźc Harrego ...ale kto wie...??-powiedzial Ron
Luna patrzała na Rona jak na głupka. Po chwili wstała i pobiegła przechodząc przez ścianę. Ron podrapał się po głowię. Postanowił przejść przez ścianę, więc pobiegł tak jak Luna. Ale nie udało mu się. Miał bliskie spotkanie ze ścianą. I w tym momencie usłyszał śmiech.
Ron masujac se czolo szybko odwrócil glowe.To byl Wiktor Krum stał sam i śmiał sie z Rona
-I z czego sie smiejesz przygłupie!!??
-i kto tu jest przyglupem???myslales ze przejdziesz przez ta sciane???
-No ale ale przeciez Luna przeszla-powiedzial Ron i po chwili zapomniwszy o scianie Ron powiedzial przez zacisniete zeby - gdzie jest Hermiona???
-Haha Hermiona jest tam gdzie jej miejsce.....-powiedzial krum robiac przy tym dumna mine - czeka na mnie w lozku na 1 pietrze
-Ron natarl na Kruma przewalil go a nastepnie zbiegl szybko po schodach na 1 pietro,zaczal przeszukiwac pokolei sypialnie gdy otworzyl 6 drzwi zobaczyl w sypialni Hermione ale nie lezala w lozku tylko....
To nie czytaj, bo jeszcze pobrudzisz monitor:P Tak, nie mamy co robić - porównując ten temat z innymi na tym forum, odnoszę wrażenie, że przynajmniej zachowuje jakiś poziom. A jak czyjaś twórczość się komuś nie podoba to po co w ten sposób komentować? Gdzie argumenty? Nie wszyscy mają talent niczym Tolkien.
PS: Sorry za kolejne przerwanie akcji;)
...stala przy oknie. Gdy ron wszedl do pokoju ona spojzala sie na niego i powiedziala:
-myslalam ze juz nigdy nie przyjdziesz.....ron??!!! ...to...to ty??!!???!!...my..myslalam..ze..ze to....
-viktor?-przerwal jej ron.
-ekhemmmmm......
-no dobra to ja ide jesli wolisz byc z nim niz ze mną!-powiedzial gniewnie ron.
-nie!zaczekaj!...ja....ja chce byc z tobą...-i pocalowala go czule w usta.ron zamknąl drzwi na klucz zeby nie dalo sie ich otworzyc od zewnatrz(w razie gdyby krum ich szukal).hermiona oznajmila jednak:
-czekalam na te chwile ron..-nie bylo to jednak slotkie stwierdzenie lecz zimne i gorzkie.wycialgnela rozdzke i powiedziala na caly glos-avada kedavra!!!!!...zegnaj ronaldzie wesley.......
ktos szarpal za klamke.hermiona postanowila otworzyc.byl to oczywiscie viktor.zapytal sie hermiony:
-gdzie ron?widzialem jak tu w chodzil....
ona odpowiedzila....
Ron lezal na podlodze oszolomiony poniewaz Hermiona nie uzyla wystarczajacej mocy do zaklecia usmiercajacego ona nadal go kochala a probowala zabic Rona bo byla pod zakleciem imperiusa rzuconego przez Viktora... -No gdzie Ron zabilas go??gdzie jest??zrobilas to???kazalem ci....-Viktor zobaczyl jak Ron sie porusza - o ty szmato i zamierzyl sie zeby uderzyc Hermione w policzek ale nagle cos natarlo na Viktora...to byl Ron teraz siedzial na Krumie i walil go piescia w morde - a wiec... to...ty...jej kazales??!!...co..jeszcze...jej kazales??..ty szumowino..-po kazdym slowie nastepowal cios piescia...-Hermiona kleczala na ziemi placzac-wygladalo na to ze uwolnila sie od zaklecia
-co...jeszcze jej kazałeś gadaj, żałosna kreaturo!!!
-zlaż sze mnie ruda szczmafo!
Victor dostał porządnie w mordę. Siła uderzenia była tak wielka, że Krum upadł na podłogę.
-Aaua...moje ffęfy..ty fafany fkuffyfynu, wyffiłef mi moje ffęby!!
-Co ty tam mamroczesz?-nagle Krum wyciągnął różdżkę-Ożesz ty zostaw to!!
Jednak Krum nie zostawił różdżki i wrzasnął na Rona:
-Afafa Kefabra!
Nic się nie stało. Ron zaczął się śmiać.-hahahaha dobrze ci tak nawet nie możesz mówić.-śmiał się tak, ale nie spodziewał się, że Krum może rzucić zaklęcie niewerbalne.
+++
Ron się obudził i zdał sobie sprawę, że jest na KingsCross. Wstał. Było potwornie biało. Wśród bieli zauważył wyłaniającego się Dumbledora.
-A co tutaj robisz?-spytał pijackim akcentem Dumbledore.
-Sam właściwie nie wiem...chyba Krum mnie zabił...
-Co????!!!!Dałeś mu się tak???!!!!
-Nie wiedziałem, że ten idiota umie zaklęcia niewerbalne...
-Posłuchaj, no, ruda zapijaczona szmato{yp!}. Umarłeś,{yp!}, ale ja cię mogę stąd wywalić, tak samo jak Harrego.
-Ale on był ostatnim horkruxem, to dlatego mógł dalej żyć.
-A gówno prawda. Powiedziałem mu tak, bo go tu nie chciałem, a zadawał głupie pytania.
-Właśnie...Dumbel, wiesz, gdzie jest Harry?
-A wiem.Na 4 piętrze Nummengardu jest remont, więc wysłali go do kolonii karnej w Australii. Ron???
Ron zemdlał.
+++
Ron!!!!-zawolal dumbeldore
Ron przebudzil sie,lezal na podlodze a....przy nim kleczala Hermiona i i plakala
-Ron {placz} ja..ja...cie..przepraszam przepraszam Ron i objela go w pasie calyczas łkając
-Hermiono co sie dzieje???prz..przeciez Krum mnie zabil rzucil na mnie zaklecie niewerbalne
-Nie nie zdazyl w polowie wyslal cie do drugiego swiata ale ja...ja zdazylam go walnac w leb dzbankiem i nie dopowiedzial porzadnie zaklecia i..i chyba wypadly mu calkiem zeby Hermiona calyczas obejmowala Rona lezac na nim i placzac -Ron{placz}ja ja Ron przepraszam
-Hermiono-powiedzial Ron podnoszac sie -on rzucil na ciebie zaklecie prawda???
-Taak powiedziala Hermiona łkając i powoli podnoszac glowe
-Ron spojrzal na zaplakana twarz Hermiony i powiedzial glosem podnoszacym na duchu -Kochanie to nie twoja wina przeciez to nie ty kochanie nie placz- i Hermiona rzucila sie Ronowi na szyje ponownie go przewalajac i calujac go powoli calyczas placzac łzy plynely po jej policzkach,ustach,....i ginęły w ustach Rona...
Ron-powiedziala Hermiona odrywajac od Rona usta- ale.ale on rzucil na mnie zaklecie dopiero w wiezieniu a...a...-mowila placzac jeszcze mocniej-...a przeciez polecialam z nim na smoku z wlasnej woli{placz}
-Ron przytulil ja mocno i powiedzial- To moja wina gadalem bzdury bylas na mnie wsciekla dlatego z nim polecialas prawda???.....
no dalej dlaczego nie piszecie?????mnie sie wydaje ze teraz akurat jest najbardziej ciekawe (romansowanie Rona i Hermiony,Krum,Harry-najlepsze!!)
- Tutaj jesteście. - do pokoju wszedł Zgredek, Luna i Harry
- Harry! - krzyknęła Hermiona i rzuciła się na chłopaka
- Spokojnie Hermi, bo Ronaldo będzie zazdrosny - zaśmiał się Harry
Ron zmierzył Harrego ostrym spojrzeniem.
- Czy jest coś o czym powinienem jeszcze wiedzieć? - Potter spuścił wzrok udając zakłopotanego i nieznacznie szurał noga po podłodze.
- No wiesz stary... - zaczął cicho - wtedy kiedy szukaliśmy horkruksów, a ty odszedłeś...
- Słucham?! - Ron uniósł się z podłogi i wbił oczy w Harrego - O czym ty mówisz?
- No wiesz Hermiona, zmarzła i ...
- HARRY PRZESTAŃ - krzyknęła dziewczyna i zalała się łzami - przecież wiesz, że nic... - i zaniosła się szlochem.
Ron obdarzył ją współczującym spojrzeniem.
- Ciebie nie winie - powiedział łagodnie - ale skoro Kurm rzucił na ciebie zaklęcie, to Harry również mógł, szczególnie, że on zna się na magii, prawda, Potter?!
Harry przestał pocierać nogą o ziemię i strzelił hardym spojrzeniem.
- Zaprzeczysz Potter?
- NIE! - warknął Harry - bez problemu mógłbym ją zniewolić, gdybym tylko chciał!
- HARRY! - krzykneła Hermiona - Proszę cię!
- Nie proś go... przecież on zawsze był egoistą, zawsze...i podłym dupkiem!
- Ty rudy Kundlu! - wrzasnął Harry, bo granica jego cierpliwości się skończyła - sięgnął za pazuchą po różdżkę i w tej samej chwili zrobił to Ron, ale...
- GDZIE JEST MOJA RÓŻDŻKA! - wrzasnęli razem.
- Uspokójcie się proszę... Ron?! HARRY!
- I co teraz Potter! - krzyczał Weaslety, nie zważając na błagalne gesty dziewczyny - zobaczymy jaki jesteś silny bez tego patyka, no dawaj. W mgnieniu oka skoczyli do siebie jak wściekłe psy i spletli się w morderczym uścisku. ROn był wyższy i silniejszy, dlatego obalił HArrego na zimie. Niestety dla niego Harry wytrenowany przez tyle lat w starciach z masywnym Dudleyem zdołał oswobodzić się z uścisku i kopnął go w żebra..
- PRRZE....EEE..STAŃ...CIE! PROSZĘ! - łkała Hermiona - RON! HARRY!
- To nic nie da panienko Granger, madame! - powiedział Zgredek przyglądając się im z boku - bęą walczyć..
- Ale..ale...
- To przez to miejsce - powiedział skrzat uskakując w bok przed kolejnym ciosem Rona - to ono szczuje ludzi na siebie i budzi w nich najgorsze instynkty i z dawna skrywane urazy. Trzeba stąd uciekać, madame!
- Też tak myślę - powiedziała sennie Luna, która z o niebo większym zainteresowaniem niż walkę oglądała pełznącego po ścianie robaka - źle się tu czułam i myślę, że tatuś już się o mnie martwi...
- Luna... ale stąd... nie umiem się stąd teleportować...
- To się da zrobić, madame! - zawołał Zgredek.
Hermioan otarła twarz i kiwnęła głową.
- Pomożesz mi Luna? - spojrzała na dziewczynę, która obserwowała jak ślimak naprzemiennie chowa i wysuwa różki.
- Ach tak... - szepnęła z sennym entuzjazmem - chwyć Rona a ja złapię Harrego.
Harry właśnie uderzył Rona w twarz i ten łapał oddech przed odpowiedzią, gdy obie chwycił ich za ręce, później Zgredek chwycił Hermiona i Lunę, a w następnej chwili była już tylko ciemności i wirujące kształty...
Za nimi zostawał ten dziwny senny świat, pełen miraży i kłamstw, a przed nimi... cóż było wiele, tak jeszcze bardzo wiele trudów. Ale jedno było pewne i dawało promyk nadziei - znów byli we trójkę...
Rozdział siódmy (chyba)
Stali na jakiejś drodze. Wokoło wszystko zdawało się być jakieś inne.
' Może teraz będzie inaczej ' - pomyślał Harry, po czym przypomniał sobie, że jeszcze niedawno okładał się z Ronem pięściami.
Wtem dało się usłyszeć głos Rona:
- Stawaj do walki Ty Śmierdzielu! A może już masz dość, co? Nie zdziwiłbym się... Jesteś taki słaby, taki biedny, taki mały...
Harry nie mógł wytrzymać już ani chwili dłużej.
Zamachnął się i wycelował pięścią prosto w twarz Rona. Ron zalał się krwią.
Hermiona poczęła krzyczeć. Prosiła ich, wręcz błagała, aby przestali. Jednak wszystko było na nic.
Harry przewrócił się, a zaraz obok niego wylądował Ron. Oboje byli cali we krwi.
Wtem rozległo się głośne pyknięcie...
....i pojawił się Stworek.
"tego jeszcze tu brakowało"-pomyśleli obydwaj. Stworek kopnął Rona między nogi, a potem jeszcze w twarz, po czym podszedł do Harrego.
-Nic się nie stało sir?
-Stworek kurde co ty tu robisz?
-A to jest długa historia sir.
-A opowiadaj.
-Stworek polazł se do domu, a tam sira nie było, więc Sworek poszedł se do Hogwartu, ale jakiś idiota zdjął wszystkie zaklęcia obronne a potem Stworka zaatakowały elfy, ale Stworek nie głupi i wszystkich wytłukł z pomocą ludziokoni, innych skrzatów i tłuczka do ziemniaków, znalezionego w toalecie. A tam była komnata pełna wężów, ale Stworek wszystkich porąbał po łbach tłuczkiem, po czym zjawił się taki żółty niedźwiedź w czerwonej koszulce i zaproponował Stworkowi przyłączenie się do sił zbrojnych pod dowództwem takiego typa w zielonym i łysego pedała w czarnym bez nosa.
-Slytherin, Voldemort, Kubuś Puchatek...i co potem?
-Walnąłem miśka w łeb tłuczkiem i się odwalił. A potem to ten w zielonym poleciał w stronę lasu, a ten łysy pedał to stworka związał, zakneblował...i tłuczek zabrał! A potem to ten łysol poleciał se gdzieś, wrzeszcząc, że jego mistrz kona, czy cuś...a potem, to Stworek zjadł knebel i przegryzł liny, zabrał tłuczek i zjawili się takie dwa typy, jeden kurdupel, drugi wielki w czarnej zbroi...a potem to ten drugi wrzeszczał, żeby ten kurdupel oddał jakiś pierścień...a potem to znikli! A Stworek wyszedł se z Hogwartu i zobaczył jak w mordę szczelił, że Hogwart to zmienił kolor na czarnozielonoczarny i były katapulty... i tu dopiero! Smoków dziewińć było! Ana każdym to jeden dziwoląg w kapturze...a potem...
-Przestań z tym a potem!
-Dobra. Więc przylazł taki jeden brzydal i teleportował Stworka do takiego fajnego zamtuza..
-E..jak to? Zamtuza?
-No zamtuza kupa wież, brama, żołnierzy kupa...
-Stworek debilu-powiedział Harry-Nie zamtuz tylko zamek!
-A no Stworek wiedział, że jakoś tak..a potem to mi powiedział ten brzydal, że mam się tu teleportować, i was zabrać...
-To co nic nie mówisz? teleportuj nas!
Stworek posłusznie teleportował Harrego, Rona, Hermionę, Lunę i Zgredka .
Zamek istotnie był zamkiem, i to bardzo dużym. Wylądowali u bramy tego zamku i podszedł do nich...
-Snape!
-Potter ile razy będę ci powtarzał, że masz mi mówić profesorze! No co tak patrzysz? Umarłem i powróciłem do żywych. Ato mój zamek.
Harry, Ron i Hermiona wręcz zaniemówili.
Zamek Snape'a ? Ale jak to możliwe?
- Eee... - zaczął nieśmiało Harry. - Jakim cudem to Twój zamek?
- Panie profesorze Snape, Potter!
- A więc Panie Profesorze Snape... jakim cudem to Pana zamek?
- A no... takim, że Dumbledore zapisał mi go w spadku.
- A więc to był zamek Dumbledore'a?
- Profesora Dumbledore'a, Potter. Tak, to był jego zamek. Ale z racji tego, że On go nie potrzebował, dał go mi.
- Ale dlaczego akurat Panu? - zapytał z przejęciem Harry. Właśnie ta kwestia najbardziej go zastanawiała. Dlaczego Snape? Przecież Dumbledore powinien zapisać go komuś innemu... Mnie...
- A no dlatego, Potter, że...
Nie mow na niego grzyb!!-krzyknela Hermiona!!
-Prosze prosze-powiedzial Sneap patrzac na Hermione i cmokajac-Czyzby to byla nasza dawna panna Granger??Cóż musze przyznac ze sie bardzo zmienilas od kiedy ostatni raz Cie widzialem....-Sneap patrzyl na Hermione porzadliwym wzrokiem,Hermiona stala i wpatrywala sie groźnie i z lekkim strachem na Sneapa oddychajac szybko
Sneap podszedl do Hermiony i przytrzymal ja z tylu jedna reka za wlosy a druga macal po jej policzku i powiedzial- musze powiedziec ze niezla z ciebie lalunia,no to co moze sie zabawimy???!!
Ron jednym ruchem skoczyl na Sneapa ale ten walnal go z glowki i Ron stracil przytomnosc pozniej zaatakowal Harry ale Sneap uderzyl go mocno noga jak w karate Luna szybko podbiegla i zaczela wyrywac Hermione z usciskow Sneapa ale ten sprzedal jej liscia Luna nie poddawala sie ale wkrotce Sneape powiedzial- moze gdybys byla chociaz o troche ladniejsza to z przyjemnoscia uzyl bym zaklecia i bysmy z przyjemnoscia zabawili sie moze trojkat???ale jakos mnie nie ciagniesz-powiedzial Sneap patrzac wstretnym wzrokiem na Lune po czym walnal ja zakleciem a Luna opadla na ziemie Sneap porwal Hermione do jakiejs sypialni Hermiona wyrywala sie krzyczala plakala-zostaw mnie nie prosze
[Ja przepraszam, że się wtrącam znowu, ale Snape'a kocham i nie pozwolę tak przekręcać jego nazwiska. Sneap?! *padła* Chyba, że to nie o niego chodzi^^.]
Snape rzucił Hermione na łóżko, a sam padł na podłogę i zaczął się śmiać...
Hermiona podniosła się niewiedząc o co chodzi. Gdy tylko Snape to zauważył, podniósł się podszedł do niej z wielkim bananem na twarzy i powiedział:
- Chyba nie myślałaś że bym skrzywdził swoją siostrę.
Hermiona zaniemówiła. Nie wiedziała, czy Snape żartuje, czy raczej mówi prawdę. ' Ale Snape nigdy nie skłamał ' - pomyślała.
- Jak to siostrę?
- Próbowałem Ci o tym powiedzieć już od dawna... Ale nie wiedziałem jak...
- Ale jak to możliwe?
- Wszystko jest możliwe, Hermiono .
- Ale skąd Pan to wie? I jakim cudem to się stało? - zapytała zszokowana.
-Czy Tobie się naprawdę wydawało, że Twoja matka miała tylko jednego faceta?
-Nie... to niemożliwe... nie...
-Tak, Hermiona. JA jestem Twoim biologicznym ojcem!!!
-Nieeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!To niemożliwe!!!!!!!!!!
eee nowlasnie ;/......(ale skoro juz padlo za pierwszym razem ze to jego siora to pociagniemy to dalej....chociaz na jej brata to za stary jest no to niech bedzie ze jest jej ojcem co????jakby co to znowu najwyzej sie zmieni akcje...)
Co??przeciez ty gardzisz mugolami jak mogles sypiac z moja matka???
-Widac nie poznalas mnie dobrze przez te 7 lat nauki w Hogwarcie,ale musze powiedziec ze odrazu widac ze rozum masz po mnie:);)-powiedziel SNAPE a wszyscy tak sie dziwili..."JAK TAKA MUGOLKA MOZE TAK ZNAC SIE NA MAGII??!!"...hmmm teraz juz wszystko jasne co???
-ale moja matka i moj ojciec sa mugolami!!ty nie jestes mouim ojcem!!!Brzydzisz sie mugoli!!!!-krzyknela Hermiona
-Mylisz sie zawsze uwazalem ze mugolskie kobiety sa najseksowniejsze tylko takie mnie zawsze pociagaly
-A mama Harrego???!!przeciez wszyscy wiedza ze Lily ci sie podobala kochales ja a byla czarownica...