naprawde podeszlem do tego filmu z wielka nadzieja ( moze to byl moj blad) no i zawiodlem sie. Jakis taki dziwaczny poczatek. NIe potrafilem sie troche w nim odnalezc. Cos sie kreci, facet w masce sieka ludzi, potem pojawia sie nie wiadomo skad ten caly Hellboy (nie wiem czy to bylo w tej kolejnosci;p). Powiedzmy ze jak ten Meyrs szedl do tego instytutu czy jak to sie nazywalo poczulem dreszczyk emocji. Dalej tez pomyslalem ze robi sie ciekawie. Reszte filmu ogladaelm bez specjalnego skupienia, Zaczelo sie robic nudno. W pewne momenty byly nawet irytujace, np. iroczne odzywki Red'a przy bijatyce czy w innych sytuacjach: "I nawet nie postawil piwa". Ja rozumiem czasem to jest smiezne, ale co za duzo to niezdrowo prawda? A tych cynicznych "wcinek" bylo zwyczajnie za duzo. Co o Abe Sapiena, dla mnie jednowymiorowa plaska postac. Na moj gust mozna by bylo ja troche rozbudowac.No i czego bardzo nie lubie w tego typu filmach przerost efektow specjalnych nad fabula (co pojawilo sie np. w Matrixie 3). Moze dlatego bylo mi troche nudno
Ale zeby nie bylo ma ten film plusy. Chocby proba pastiszu, np. kiedy Hellboy idzie walczyc z tym mackowatym potworem, myers sie zapytal czemu on idzie sam, na to Sapien odpowiada mu cos w stylu: " A wiesz samotny bohater przeciw wszytskim, takie tam". Co mi sie jeszcze podobalo to nie za wiele "scen chwytajacych za serce". Wiadomo czasem nie da sie ich uniknac, ale tutaj mam wrazenie ze bylo w sam raz.
Koncowa ocena: zastanawiam sie pomiedzy 6 a 7. ogolnie niezly ale poziom Batmana Nolana to na pewno nie jest.