Polecałbym każdemu, kto chce się dobrze bawić przez półtorej godziny. Dawno nie widziałem tak inteligentnej, błyskotliwej, świeżej i śmiesznej komedii, a już to w jakich czasach jest osadzona (i co z tego wynika) wpływa na atmosferę wspaniale. Są i dorobkiewicze klasy średniej, jest miejska biedota, jest socjalistka i sufrażystka w jednej osobie, która chce uratować świat, jest szalony elektryk-wynalazca, jest świat arystokracji. Wszystko, co składało się na wiktoriańską Anglię. Świetny obrazek. No i bohater uwięziony pomiędzy nimi, z odwiecznym problemem - wygodne życie bez ofiary, czy ofiara i szczęśliwe życie?
Zastanowił mnie pewien drobny detal w tym filmie - mianowicie kobieta jadąca na rowerze, a raczej reakcja jaką ta jazda wywołała wśród przechodniów. Czytałem bowiem u K.Lynn'a w biografii Hemingwaya, że siostrzyczka pisarza jeżdżąc na przedmieściach Chicago rowerem wywoływała powszechne zdziwienie i dezaprobatę, bo wtedy kobiety nie jeździły na rowerach w ogóle. A to był początek XX w. Czy pod koniec XIX w Wielkiej Brytanii było inaczej?
Pozdrawiam!