Były w tym filmie takie momenty, że się po prostu upłakałem ze śmiechu.

SPOILER: najbardziej ubawiło mnie nazwanie tego czegoś "komedią romantyczną", choć to był raczej śmiech przez łzy... (twórcom filmu poleciłbym zapoznanie sie z definicją komedii romantycznej). Romantyczny, a i to chwilowy, drętwy moment objawił się przy samym końcu, gdy główny bohater oświadcza się jakiejś połamanej sufrażystce, której jednym z głównych zmartwień jest brak praw wyborczych dla kobiet (jakby faktycznie bez tego nie moża było żyć). Za to ponad połowa tego filmidła to przewalające się do znudzenia po ekranie podstarzałe "damy" w wieku mocno pobalzakowskim wydające z siebie skowyty rozkoszy. Jeśli już zakwalifikować ten film to raczej jako "komedia erotyczna", a i to nienajwyższych lotów, gdyż nawet w takim gatunku angażuje się młode i w miarę ładne dziewczyny. Słusznie ktoś tu zauważył, że film jest zwyczajnie obrzydliwy, a mnie w dodatku wkładanie palca w narządy takich "dam" kojarzyło się z inseminacją krów.
Aha, gwoli wyjaśnienia: rozumiem specyfikę angielskiego humoru, jednak tu takiego nie doświadczyłem. W zamian dostałem porcję politpoprawności i banalizowania życia intymnego człowieka. Ale widać w obecnych czasach taki rodzaj filmowej zabawy najlepiej dociera do sporej części widzów.