Obejrzałem. I nie zapłakałem. 'Hiszpanka' nie jest arcydziełem, jak dumnie obwieszcza trailer, ale nie jest również gniotem. A średnia ocena na filmwebie jest moim zdaniem zbyt niska. Dzieło to bardzo dziwne i w sumie nie umiałbym odpowiedzieć na pytanie co ten film ukazuje i na jakie pytania odpowiada. A jednak, kilka razy podczas seansu przewinęło mi się przez myśl, że w tym szaleństwie jest metoda.
Montaż jest przeciętny, aktorzy poprowadzeni nie najlepiej, a może takie było zamierzenie? Trzeba jednak powiedzieć, że w wielu scenach wyglądają jakby się, kolokwialnie mówiąc, wygłupiali, tudzież parodiowali samych siebie. Postaci są przerysowane do cna. Sama fabuła początkowo się dłuży, dopiero potem, od połowy, nabiera tempa. I choć całość jest niemal o niczym, to jednak są sceny, których nie powstydziliby się wielcy reżyserzy. 'Hiszpanka' jest też filmem pięknym - świetne zdjęcia - operowanie szerokimi obiektywami wypada bardzo fajnie, kolorystyka ujęć filmowa, no i sporo ciekawych mastershotów. Do tego dekoracje, efekty specjalne... Naprawdę, jeśli 'techniczne' Orły nie powędrują do filmu Barczyka, będzie to niesprawiedliwością.
Generalnie dwie godziny z 'Hiszpanką' nie byłby zmarnowane i polecam obejrzeć każdemu, żeby wyrobić sobie opinię. Problem z odbiorem tego filmu wynikać może z naszego przyzwyczajenia, że historyczne superprodukcje mają być całkowicie wierne faktom a do tego przepełnione patosem, krwią i prochem. 'Hiszpanka' tymczasem to zabawa z kinem, konwencją i widzem. Można ją określić mianem gniota, ale można też przyłączyć się do zabawy i obejrzeć coś, czego w polskim kinie dawno nie było. I nawet jeśli zmarnowano na ten film ogromne pieniądze, za które można było zrobić coś znacznie lepszego, to i tak wolę, by zmarnować fundusze na coś takiego, a nie na produkcje pokroju 'Bitwy Warszawskiej'.